Kobiety coraz częściej odmawiają
Dokończę: – odmawiają zgody na rytualne oblanie lub polanie (po śląsku) wodą na Wielkanoc, jakby nie wiedząc, że przynosi ono kobiecie zaszczyt i dobrze wróży jej na przyszłość. Zauważam to już od 11 lat, odkąd żyję ponownie w Biłgoraju po 50 latach praktykowania tego zwyczaju na Śląsku. Dodam jeszcze, że pierwsze nauki oblewania wodą dziewczyn pobierałem w podbiłgorajskich wioskach Ruda Zagrody, Sól i Majdan Księżpolski, w odróżnieniu od innych Majdanów, też biłgorajskich, gdzie być może oblewano inaczej.
Mam więc prawo, przynajmniej tak mi się wydaje, do wypowiedzenia się na tytułowy temat, gdyż obserwowałem różne zachowania kobiet wobec aktu świątecznej ablucji, nie będąc nigdy biernym i stojącym obok wydarzeń, a przeciwnie – już od najmłodszych lat oblewałem innych. Zawsze wtedy marzyłem o wielkiej sikawce, dającej możliwość oblania z daleka, zachowując tym samym większe bezpieczeństwo dla siebie. Jedno wtedy było wspólne, to młodzieńcza solidarność chłopięca, by się w swoim gronie nie oblewać, a organizować się stadnie w grupy, by obficiej i z zaskoczenia polać wodą wybraną żeńską ofiarę. Oczywiście nie w pierwszy dzień świąt, tylko zaczynając od drugiego dnia, po wyjściu z kościoła, i tak codziennie do niedzieli przewodniej włącznie, a później już wg anegdoty: co piątek aż do Zielonych Świątek.
Był więc czas do przygotowań. Ja marzyłem o wspomnianej sikawce, bo oblewanie z wiaderka było domeną starszych i dorosłych. Mnie wystarczał zwyczajowy metalowy kubek, bo na tyle miałem siły dziecięcej, by szybko i celnie oblać i jeszcze zdążyć z ucieczką. A starsi koledzy – a tylko takich miałem – od czasu do czasu dawali mi do ręki na próbę dużą i ciężką sikawkę metalową, z drewnianym stęporem (tłokiem) z niby to uszczelką na końcu, bo z przeciekającej szmaty lub przędziwa, co powodowało ciągłe zachlapanie rękawów, nieraz aż po łokcie i dalej… Żeby siknąć ustawiałem taką sikawkę na ziemi, dociskając ją z całych sił, przez co traciłem kontrolę nad celem i oblewałem obficie nie cel, a swoją twarz ku niekończącym się śmiechom kolegów i obserwujących czasami dziewcząt.
Były to spontaniczne zabawy, bez przymusu, choć czasami z zażartą walką o dostęp do studni. Nigdy też moi koledzy nie przetrzymywali dziewczyny, żeby ją skuteczniej oblać, nigdy też nie wlewano wody za kołnierz, gdyż celem była głównie twarz i reszta w drugiej kolejności.
Zupełnie inaczej oblewano na Śląsku. Tam kobiety czekały z utęsknieniem na polanie. Wręcz wyglądały przez okno, żeby zachęcić i to szykownego albo jeszcze lepiej – bardziej zacnego mężczyznę. Sama zaś z reguły za taki zaszczyt wręczała kraszankę lub pisankę, zapraszając jeszcze na kawę lub częstując tylko pysznym łakociem. Było w dobrym tonie, żeby polewać głowę wybranej kobiety, często specjalnie ufryzowaną, ale nie czystą wodą, tylko męskim zapachem specjalnej toaletowej wody. To wówczas kobietę szczególnie rajcowało i wtedy rewanżowała się ciepłym uśmiechem i przenikliwym wzrokiem, wyrażając w ten sposób ogólne zadowolenie, spodziewając się przez to pozimowego oczyszczenia i spełnienia swych marzeń, szczególnie zmysłowych. Przyznam, że takie zachowania kobiet imponowały mi i dalej to mile wspominam tu, teraz, w Biłgoraju, gdzie co roku próbuję kontynuować tradycję, a – niestety – doświadczam swoistego afrontu ze strony kobiet, nawet bardzo mi bliskich, z rodziny, kiedy proponuję kobiecie tak subtelny i symboliczny uzdrawiający zabieg.
Prawdziwą przykrością są dla mnie obawy kobiety o swoją fryzurę, że jej zaszkodzą kropelki pachnącego aerozolu, a sam zapach męskiej wody sprawi przykrość i działa odpychająco, w co nie wierzę, lecz wierzę w uprzedzenie i zgrywanie z siebie dawnej księżniczki. A o słowach podzięki i zadowolenia już nie mówię.
Dodaj szybkie ogłoszenie drobne na naszym portalu:
To dla mnie jest zastanawiające, że taka unowocześniona forma tradycyjnego oblewania nie znajduje u znanych mi biłgorajskich kobiet uznania. Może tak zachowują się tylko niektóre? Chciałbym w to wierzyć… Może jest to za delikatne, jak na dawne zwyczaje biłgorajskie, bo bez jakiejkolwiek przemocy, a może to tylko naśladowanie zachowania nietykalnych księżniczek? A może to winni panowie, że są aż nadto zazdrośni i szarmanccy, chroniąc ulotną fryzurą swoich dam? A może jeszcze tu nie dotarły takie zwyczaje, by uszanować jednocześnie i tradycję, i współczesność? Temu dają też wyraz nasze sklepy kosmetyczne i drogerie, z których poznikały specjalne gadżety ze sprejem do napełniania szlachetną wonią, jak to mówią na Śląsku. Przed kilkoma laty były np. długopisy lub jajeczka z funkcją spreju, wygodne w użyciu i łatwe do przenoszenia, np. w brustasze (nie butonierce), czyli w górnej kieszonce marynarki.
A może przesadzam z tym dyngusem? Jeśli tak, to przepraszam KOBIETY.
Biłgorajczyk