Tytułowy twórca przyszłej podziemnej armii polskiej pochodził ze wsi Sól pod Biłgorajem, w której urodził się 25 grudnia 1912 roku, czyli niemal 110 lat temu. Po zakończeniu nauki szkolnej odbył najpierw służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty przy 24 pp w Łucku, po czym rozpoczął studia, lecz ich niestety nie dokończył. Podjął wówczas nieznaną nam bliżej pracę w Biłgoraju. Od początku okupacji niemieckiej stał się jednym z pierwszych organizatorów konspiracyjnych organów SZP-ZWZ na terenie tutejszego powiatu. Pierwotnie był nawet komendantem placówki we wspomnianym mieście, ale wkrótce został... zastępcą szefa całego obwodu ZWZ a przy okazji jeszcze jego oficerem wywiadu. Tak napisał o tym fakcie Jerzy Jóźwiakowski, żołnierz 9 Pułku Piechoty AK Ziemi Zamojskiej ps. Ragis ze Szczebrzeszyna w swej słynnej książce "Armia Krajowa na Zamojszczyźnie", wydanej w 2007 roku: "Jedną z pierwszych grup niepodległościowych w powiecie biłgorajskim w połowie października 1939 roku utworzyli przyjaciele i dobrzy znajomi Antoniego Radzika. Powstały przy niej cztery sekcje szturmowe, których organizatorami oraz dowódcami byli: plut. pchor. Zygmunt Szalak, kpr. Aleksander Szozda, plut. pchor. Feliks Budzyński i NN. W Biłgoraju, a także w całym tutejszym powiecie powstało równolegle wiele takich szczątkowych organizacji, lecz informacje o nich pochodzą już z czasów późniejszych i właściwie dotyczą placówek ZWZ, na których fundamencie utworzono oddziały Związku Odwetu (ZO), następnie jednostki dywersyjne [a potem AK]. Z grupy Antoniego Radzika powstała wtedy w wymienionym mieście placówka pod jego komendą". Z tego też powodu, począwszy od połowy 1940 roku, był pilnie poszukiwany przez Gestapo i musiał się zrozumiale wciąż ukrywać. Przebywał w tym czasie m.in. w Hrubieszowie, gdzie przez dwa miesiące pełnił również funkcję komendanta tamtejszego obwodu. Jednakże zgodnie z relacją współautora książki "Łuny nad Huczwą i Bugiem. Walki oddziałów AK i BCh w Obwodzie Hrubieszowskim w latach 1939-1944" – Bolesława Kłembukowskiego, kierownika miejscowej Służby Informacyjnej – jako zupełnie nieznany w tamtym terenie, z trudnością nawiązywał wszelkie kontakty, stąd działalność Komendy Obwodu AK Hrubieszów zamarła. (Według niego wykazywał tam "zbyt dużą ostrożność"). Zastąpił go więc szybko por. Antoni Rychel ps. Gruby vel Anioł. On sam zaś wiosną 1941 roku związał się ponownie z biłgorajskim sztabem ZWZ-AK, zajmując się nadal pracą wywiadowczą. Co ciekawe, na początku 1943 roku przeszedł nawet do dyspozycji nowo mianowanego szefa Inspektoratu Zamojskiego Armii Krajowej (jednego z czterech w Okręgu Lubelskim), będącego pod dowództwem mjr. Edwarda Markiewicza ps. Głóg, Kalina, Jurand i Cis, który wcześniej (tzn. już od drugiej połowy 1941 r.) pełnił funkcję komendanta Obwodu AK Biłgoraj. Został wtedy jego adiutantem, zastępcą zaś kpt. Stanisław Prus ps. Adam oraz rtm. Mieczysław Rakoczy ps. Miecz. Warto tu nadmienić, iż od przełomu sierpnia i września 1943 roku obowiązki oficera wywiadu tegoż inspektoratu przejął po nim ppor. rez. Jan Grygiel ps. Rafał lub Ludwik, odważny członek podziemia, autor znanej później książki "Związek Walki Zbrojnej – Armia Krajowa w Obwodzie Zamojskim 1939-1944". Wracając do por. Antoniego Radzika (wcześniej ps. Dolina, odtąd Orkisz), po nagłej śmierci wspomnianego wyżej pierwszego inspektora zamojskiego, poległego w trakcie bitwy pod Osuchami (w czerwcu 1944), został on powtórnie, tzn. od jesieni tego roku, zastępcą czwartego z kolei komendanta Obwodu Biłgorajskiego – kpt. Józefa Gniewkowskiego ps. Bojar, Narbutt, Orsza, Poraj, (powołanego na to stanowisko dokładnie w styczniu 1943, po odejściu mjr. Markiewicza do Zamościa). Nie brał bowiem bezpośredniego udziału w tej tragicznej akcji likwidacyjnej miejscowych jednostek militarnych, przeprowadzonej przez Niemców, z wielką siłą, na tyłach ich ciągle cofającej się armii, w przeciwieństwie do większości składu sztabu Inspektoratu Zamojskiego AK, który został wtedy okrążony wraz z całym zgrupowaniem podległych mu oddziałów partyzanckich. Ktoś może tu zapytać – ale jak to? Dlaczego nie? Bo adiutant ten został wówczas niespodziewanie ujęty przez wroga w Zwierzyńcu, aczkolwiek na dzień przed rozpoczęciem tej wielkiej akcji przeciwpartyzanckiej "Wicher II" zdołał mu zbiec. Nie mógł tylko dołączyć już do swego zgrupowania. Co istotne, sztab powyższego inspektoratu pełnił w owym czasie rolę dowództwa naczelnego, które tworzyli obecni w lasach Puszczy Solskiej m.in.: mjr Edward Markiewicz ps. Kalina (inspektor), rtm. Mieczysław Rakoczy ps. Miecz (zastępca), kpt. Wiktor Przyczynek ps. Bór (kwatermistrz), ponadto dołączył do nich zastępca komendanta Obwodu AK Biłgoraj – por. Józef Wójcik ps. Mały. Dlatego też por. Antoni Radzik, znając dobrze swojego wyższego przełożonego, bronił go osobiście po wojnie od zarzutów doprowadzenia do niniejszej klęski i wytracenia tylu żołnierzy podziemnej armii. Jednak zasłynął wtedy z wielu bardziej innych, równie spektakularnych wydarzeń. Otóż podczas Mszy św. pod Osuchami, odprawianej 27 września 1944 roku za jego towarzyszy broni, po księdzu, który nie za bardzo zaangażował się w stosowne kazanie pożegnalne, zapewne ze strachu przed agentami UB, wygłosił piękną mowę na cześć poległych żołnierzy AK. Zaczynała się ona pierwszymi słowami zaczerpniętymi z Pieśni VII wielkiego naszego poety Jana Kochanowskiego pt. "O cnocie" – "A jeśli komu droga otwarta do nieba, to tym co służą ojczyźnie". (Meldunek z tej uroczystości złożono dowództwu AK w Zamościu? 10 października tego roku). Był on zresztą bardzo zaangażowany od początku również w prace poszukiwawczo-ekshumacyjne zwłok swych dzielnych żołnierzy i kolegów. Po aresztowaniu reszty z nich przez UB, z końcem 1944 roku, brał jeszcze udział w akcji ich odbicia z więzienia biłgorajskiego. Wielki wkład w jej powodzenie miał przyszły doktor nauk medycznych por. Zbigniew Krynicki ps. Korab, obecny podobnie jak on, zarówno przy poszukiwaniach, jak i podczas Mszy św. za poległych bohaterów o wolność ojczyzny pod Osuchami. Właśnie wspólnie z por. Konradem Bartoszewskim ps. Wir doprowadził 28 stycznia 1945 roku do uwolnienia stamtąd kilkudziesięciu więźniów bez wystrzału i to dokładnie na kilka dni po rozpoczęciu ich wywózki na Sybir, począwszy od Adolfa Kalczyńskiego ps. Negus, Adama Laszko ps. Lech, Michała Kochmańskiego ps. Gryf po Edwarda Bieleckiego ps. Wyżeł. A było to tak: [...] "Lekarz ("Korab") poinformował "Wira", że większość strażników więziennych wybiera się wieczorem na zabawę taneczną. Wyznaczono więc akcję na ten dzień. Kilka godzin wcześniej obaj odkryli naocznie, że nie ma drabin przy wieżyczkach a ochrona więzienia chowa się w ciepłej wartowni. Zaatakowano je w liczbie 24 osób o dziesiątej wieczorem. Po ubezpieczeniu drogi od strony Zwierzyńca 7 osób podeszło pod bramę w murach. Za pomocą niewielkiej drabinki pokonał je niepostrzeżenie por. Antoni Radzik, razem z Ignacym Peterem ps. Murzyn i Sławomirem Pauli ps. Sławek. Wezwano dzwonkiem do drzwi strażnika, który został od wewnątrz placu natychmiast obezwładniony i po zabraniu mu kluczy otwarto bramę. Żołnierze grupy szturmowej AK w mig opanowali więzienie, zamknęli strażników oraz komendanta, którego więźniowie chcieli z miejsca zastrzelić, ale "Wir" nie dopuścił do tego. Odbito 65 ludzi, których po odprowadzeniu w bezpieczne miejsce rozesłano na wolność na własną rękę". Po zakończeniu wojny nadal działał w konspiracji, pełniąc m.in. obowiązki komendanta obwodu DSZ (w 1945 r.) a następnie WiN w Zamościu. Niestety już we wrześniu 1946 roku doszło do jego aresztowania przez UB, wskutek czego przez wiele lat przebywał w różnych więzieniach. Dopiero po tzw. "odwilży gomułkowskiej" w 1956 roku, kiedy to zaczęto wypuszczać z więzień byłych żołnierzy AK, wyszedł szczęśliwie na wolność. Zamieszkał wówczas w Warszawie, gdzie zmarł 3 marca 1970 roku.
Piotr Flor Prezes Biłgorajskiego Towarzystwa Regionalnego Wszelkie prawa zastrzeżone
Komentarze (0)