Dla czytelników żądnych sensacji nadarza się właśnie odpowiednia okazja. Albowiem do naszych czasów sądzono, iż ogień na dawnym przedmieściu XVII-wiecznego Biłgoraja był każdorazowo wzniecany przez najeźdźców, czyli ówczesnych okupantów Polski. Tymczasem nie potwierdzają tego wcale zapiski zakonników. Informacje o podpaleniach ich drewnianych obiektów sakralnych w obecnej dzielnicy miasta, zwanej od kilku wieków Puszczą Solską, dokonanych rzekomo przez Szwedów, a już na pewno przez Kozaków, rozpowszechnił archiwista ordynacki Mikołaj Stworzyński, podając je do obiegu w 1834 roku. Rozesłał on kilka lat wcześniej, a dokładniej w listopadzie 1830, ankietę z polecenia Administracji Generalnej Ordynacji Zamojskiej w Zwierzyńcu, liczącą tylko 8 pytań, do wszystkich proboszczów na jej terenie pracujących, w tym o pożary ich kościołów parafialnych. Odpowiedzi na nią stanowiły przez lata podstawowe źródło wiedzy (nie zawsze zweryfikowanej) dla wielu regionalistów, czy autorów przewodników turystycznych. Niestety należy tu od razu zaznaczyć, iż ów przekaz pochodził często z tzw. "drugiej" albo nawet "trzeciej ręki", zatem tak naprawdę nie był do końca wiarygodny. Przykładowo sami minoryci w osobie proboszcza o. Antoniego Saniewskiego podali wtedy do wiadomości niesprawdzone fakty odnośnie kultu św. Marii Magdaleny oraz historii swego klasztoru i parafii franciszkańskiej, zgodnie z posiadaną na wspomniany temat wiedzą tegoż przełożonego, która niestety była bardzo skromna. Przybył on bowiem tutaj z Krakowa zaledwie trzy lata wcześniej, tzn. pod koniec 1827 roku, więc niewiele zdążył się dowiedzieć o tym szczególnym miejscu. A szkoda, bo miał nieskrępowany dostęp do kilku podstawowych źródeł, m.in. do pewnej księgi, spisanej po łacinie, o której zaraz wspomnę. Potem te lekko przekręcone przez o. Saniewskiego a także niezamierzenie przez archiwistę Stworzyńskiego wiadomości, odnośnie dziejów interesującej nas placówki zakonnej, opublikował w książce wydanej w 1845 roku w Warszawie pod tytułem: Opisanie kościołów i klasztorów księży franciszkanów (Konwentualnemi zwanych) z dawnej Prowincji Polskiej Św. Franciszka Seraficznego po utworzeniu w roku 1815 Królestwa Polskiego pozostałych, o. Jakub Piasecki, były prowincjał niniejszej jednostki administracyjnej Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych w ówczesnej Polsce. Co ciekawe, dokonał tego na podstawie swych własnych opracowań historycznych wymienionych wyżej konwentów, drukowanych wcześniej oddzielnie (w latach 1843-1845) w Pamiętniku Religijno-Moralnym, Czasopiśmie ku zbudowaniu i pożytkowi tak duchownych jako i świeckich osób w stolicy. (Periodyk ten ukazywał się cyklicznie począwszy od 1841 roku). Następnie wieści te trafiły do Encyklopedii kościelnej podług teologicznej encyklopedii Wetzera i Weltego z licznymi jej dopełnieniami, wydanej przez ks. Michała Nowodworskiego w 1874 roku (do tomu V). Warto wiedzieć, iż składała się ona aż z 33 części publikowanych w latach 1873-1933, przez niego jako księdza, a potem jeszcze biskupa płockiego (za wyjątkiem tomu ostatniego). To właśnie ona była uznawana za jedno z największych polskich przedsięwzięć wydawniczych w zaborze rosyjskim, oczywiście wzorowanym na innych, tu akurat na ówczesnym europejskim leksykonie katolickim wydawanym we Freiburgu. Stąd stała się zrozumiale bardzo ważnym źródłem historycznym dla wielu osób. I dokładnie w ten oto sposób zniekształcony przekaz o Puszczy Solskiej został zakwalifikowany do podstawy wiedzy o tym miejscu, wykorzystywanej do dzisiaj. Niestety tekst zawarty w samym tytule najważniejszego dla nas dokumentu, tj. w Księdze Ochrzczonych po spaleniu kościoła i klasztoru św. Marii Magdaleny Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych św. Ojca Franciszka w Roku Pańskim 1653 wskazuje dobitnie na drugiej stronie tegoż rękopisu prawdziwych winowajców lub nawet tylko jednego nieszczęśnika (wyrażonego dla zasady w liczbie mnogiej). Lecz kogo dokładnie mieli wtedy zakonnicy na myśli, trudno obecnie powiedzieć, poza tym że stało się na pewno "a Rusticis", czyli "przez Chłopów" (ewentualnie "Prostaków", w następstwie zaś "Nieokrzesańców"). Albowiem mogli być nimi jeszcze Kozacy Chmielnickiego, ci z 1648 roku plądrujący przy okazji oblężenia Zamościa naszą okolicę. Tylko, co będzie, jeśli tymi, którzy wzniecili przypadkowo tenże pożar świątyni a potem klasztoru, zapewne świecami używanymi podczas przypadających wówczas wielu nabożeństw, byli miejscowi chłopi, żyjący wokół klasztoru. Dokument, który o tym właśnie mówi, znajduje się na szczęście aż do dzisiaj w Archiwum Parafialnym obecnego Sanktuarium ku czci tej możnej patronki. Dzięki niemu wiemy ponadto, iż stało się to przed 1653, bo dokładnie wtedy rozpoczęto prowadzić tę cenną księgę. A zatem było to jeszcze... przed potopem szwedzkim. Co więcej, Szwedzi wtedy w ogóle tu nie dotarli, gdyż w 1655 roku zajmowali wyłącznie duże miasta wzdłuż Wisły, z Krakowem włącznie, a w 1656 roku, udając się w pościg za królem Janem Kazimierzem (Wazą), zmierzającym do Lwowa, przeszli całą potęgą przez Lublin oraz Zamość aż pod Tomaszów Lubelski (twierdzy zamojskiej nie zdobywszy). Stamtąd na wieść o nadciągającym z licznym wojskiem bezlitosnym hetmanie Stefanie Czarnieckim uciekli w kierunku Niska, omijając rzecz jasna lasy ziemi biłgorajskiej. Inna sprawa, gdy chodzi o Kozaków czy Siedmiogrodzian. Ci pierwsi byli tu już w tym czasie zapewne po raz drugi (raz w 1648, potem w 1657 roku). Lecz to nie im przypisano następne spalenie obiektów sakralnych, a właśnie wojskom szwedzkim, co jest do końca niezrozumiałe, nawet w odniesieniu do naszych ogólnonarodowych tendencji wyszukiwania winowajców wśród aktualnych wrogów ojczyzny. Co prawda, nie wiemy faktycznie, kogo zakonnicy mieli tu na myśli, pisząc o pożarze, o którym mówi tytuł ich Księgi Ochrzczonych... z 1653, lecz za nich zrobili to już inni, oskarżając na wyrost o kolejne podpalenia Szwedów i to dwukrotnie, bo kolejny raz jeszcze podczas wojny północnej, czyli w 1702 roku. Byli oni rzecz jasna wówczas także na Lubelszczyźnie, ale sam Biłgoraj nie znajdował się wcale na trasie przemarszów ich wojsk. Stąd, jeśli dobrze się przyjrzymy temu drugiemu zgorzeniu, mamy w następnym dokumencie nawet wyraźnie zaznaczony przysłówek "po nieszczęśliwym", ponieważ chodziło tu znowu bardziej o koszmarny splot wypadków, zakończony niechcianym pożarem, niekoniecznie dokonanym przez wroga, aczkolwiek przypisany powtórnie Szwedom. Podobnie było również wiele lat później, tzn. gdy 22 czerwca 1794 roku w kościół parafialny uderzył piorun, doprowadzając do jego spalenia wraz z historyczną kaplicą ku czci św. Marii Magdaleny. Tyle, że wtedy o dziwo nie szukano już jakichś zewnętrznych winowajców. Nic zresztą dziwnego, gdyż podłożem tegoż osobliwego wydarzenia było tak naprawdę powolne zaniedbywanie kultu tej świętej patronki, nie tylko przez zakonników, lecz także przez pątników, aż do tego stopnia, iż kaplica ku jej czci stała się coraz mniej nawiedzana a na koniec "opuszczona". Wypada jeszcze zacytować na końcu archiwistę ordynackiego, by łatwiej zrozumieć ten powtarzany dotąd błąd przez regionalistów: "Co się zaś tyczy zmian przez ogień, rewolucje lub inne wypadki, akta klasztorne opisują, że kościół z klasztorem w tym miejscu po razy cztery od początku swojego istnienia gorzał w ogniu, po razy trzy z powodu wojen i niszczenia kraju przez nieprzyjaciół jego, a raz czwarty i ostatni od uderzenia piorunowego. I tak pierwszy raz zgorzał w tym miejscu kościół w roku 1648, kiedy wiadomy Chmielnicki nieprzyjaciel Polski, otoczywszy obległ twierdzę Zamość, a lubo Zamościa nie dobył dla walecznego odporu przez oblężeńców, jednak okolice tutejsze ogniem niszczył i pustoszył, w którym [to] zniszczeniu i ten kościół spalony został. Powtórnie zaś w tym miejscu kościół zgorzał kiedy tenże Chmielnicki w roku 1655 miasto Lwów atakował, również Lwowa nie dobył, lecz tutejsze okolice ogniem płonęły aż do Wisły. Po raz trzeci zgorzał ten kościół i klasztor w roku 1702, kiedy Szwedzi kraj Polski niszczyli za króla Augusta II Elektora Saskiego. W tym czasie nie wspominają akta konwentu, co okolica ta cierpieć mogła od Szwedów, tylko to, że kościół z klasztorem uległ spaleniu. Po tym trzecim zgorzeniu wybudowany był kościół drewniany na nowo przez J.W. Tomasza Józefa Zamoyskiego w ro ku 1705. I ten był aż do roku 1794, w którym dnia 22 czerwca z uderzenia piorunowego zgorzał kościół całkiem i wierzch na klasztorze spalił się murowanym, gdyż klasztor przed tym czwartym zgorzeniem od pioruna kościoła, po trzecim spaleniu przez Szwedów wymurowany został w roku 1778 staraniem zakonników i kosztem tychże, częścią ze składki dobroczyńców, częścią z pomocy Familii J. W. Ordynatów". Byłoby pięknie, tylko że wspomniany wyżej klasztor wcale się nie spalił w 1702, jedynie sam kościół, jak na to wskazują zarówno Księgi Przychodów i Wydatków Konwentu Biłgorajskiego... Roku Pańskiego 1691 rzetelnie spisane (łac. Registra Acceptarum et Expensarum Conventus Biłgorajensis... Anno Domini 1691 fidelis consripta), jak też tytuł dokumentu: Księgi lubo pospołem Metryki Ochrzczonych w Kościele Eremi Salensis (Puszczy Solskiej) Świętej Marii Magdaleny Roku Pańskiego 1702 od dnia 1 stycznia po nieszczęśliwym spaleniu [tegoż] kościoła za sprawowania władzy nad Diecezją Chełmską [przez] Najjaśniejszego i Najczicigodniejszego Pana Pana Mikołaja na Wyżycy Wyżyckiego Biskupa oraz Zarządu nad Prowincją Naszą Wielce Czcigodnego Ojca Magistra Ludwika Karszę Prowincjała i Komisarza Generalskiego [na] Rusi [a także] mającego opiekę nad tym konwentem Czcigodnego Ojca Szymona Brzeżańskiego Gwardiana ku większej chwale Boga, Błogosławionej Dziewicy [i] Świętych Poprzedników spisane, pochodzące właśnie z owych czasów. Dziwi oczywiście postepowanie o. Saniewskiego w tej kwestii, bowiem miał nieograniczony dostęp do wspomnianych wyżej ksiąg kościelnych (tj. z 1653, z 1691 i z 1702 roku, ponadto jeszcze do Kroniki Klasztoru Puszczy Solskiej, łac. Volumen Encyclicarum Conventus Eremi Salensis...), założonej dopiero w 1764, zawierającej cenne informacje o narodzinach i rozwoju kultu św. Marii Magdaleny w tym miejscu, spisane rzecz jasna również po łacinie. W dodatku informacje o tutejszym kompleksie obiektów sakralnych Stworzyński podał do wiadomości dopiero po ok. 200 latach od ich powstania (por. przed 1624 przybycie tutaj pierwszego zakonnika i 1644 wybudowanie klasztoru franciszkańskiego pod Biłgorajem – 1834 wydanie Opisania statystyczno-historycznego Ordynacji Zamojskiej, więc różnica czasu była co tu mówić ogromna, stwarzająca tym samym duże prawdopodobieństwo powstania błędów w przekazie. A jednak powyższe dokumenty uznano za podstawowe źródło wiedzy o podbiłgorajskich zakonnikach, bez jakiejkolwiek konfrontacji z archiwaliami, których aktualność woła do dzisiaj o pomstę do nieba, stojąc zrozumiale w sprzeczności z utrwalonym przez lata fałszywym obrazem historycznym dawnej wioski pod Biłgorajem. Kończąc ten kolejny artykuł do Kącika Historycznego NOWej muszę znowu przyznać, iż łacina jak zwykle ciągle górą i powiedzenie "Lingua Latina mortua est" (tj. język łaciński jest martwy) jak dotąd u nas na razie się – nie sprawdziło. Prezes Biłgorajskiego Towarzystwa Regionalnego Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszego artykułu w jakiejkolwiek postaci, w tym również poprzez modyfikowanie jego treści, jest bez wiedzy i zgody autora zabronione.
Piotr Flor, prezes BTR
Komentarze (0)