Udało się, wróciłem cały znad przepaści i piszę felieton po kilkudziesięciu latach. Szczegóły nieco dalej. To powinien być dobry tytuł felietonu i przypadający każdemu czytelnikowi do gustu. Przecież groźna przepaść i niebotyczna wysokość odciska się każdemu w wyobraźni. Każdy z nas starszych, nie mówiąc już o dojrzałych emerytach, ma w swoim "dorobku" życiowym ciekawe przygody, momenty pełne grozy, niemal z pogranicza fantazji, a zakończone happy endem. Warto więc do takich momentów teraz wrócić, nawet do tego zachęcam, to odpręża. To, w dobie ogólnego przygnębienia koronawirusem i narastającej obawy o szczęśliwy koniec pandemii, warto wspominać, zwłaszcza te ekstremalne, przeważnie z lat młodości. Takie wspomnienia często są dowartościowaniem w podeszłym wieku, szczególnie te o wykazanej kiedyś odwadze, a może nawet i o własnym bohaterstwie. Można zapytać: któż ich nie ma? Ten zwrot jest ostatnio powtarzany, bo wypowiedział go sam o. T. Rydzyk, kiedy w dniu rocznicy Radia Maryja takiego zwrotu użył, tłumacząc skłonności pedofilskie niektórych księży. Później przepraszał wszystkich za nieopatrzną wypowiedź, ale mleko się rozlało... W tym felietonie przepraszać nie będę, bo nie ma za co. Nie poruszam tak drażliwych ludzkich grzechów i tak nagannych. Polecam za to inne zdarzenia, jakie każdy dojrzały zjadacz chleba ma za sobą, jakie napotkał w swoim życiu. To szczególne sytuacje, np. w pogoni za adrenaliną, czy za zaimponowaniem komuś albo z obowiązku przed pracodawcą wymagającym zgłębienia wiedzy na dany temat mimo niebezpieczeństw. Wypada mi teraz żachnąć się i potwierdzić te dywagacje swoimi przykładami z wysokościami i przepaściami, głęboko zakodowanymi w głowie. W wieku 12 lat wspiąłem się po zawieszonych drabinach, bez zabezpieczeń, razem ze starszymi kolegami na wierzchołek najwyższej wieży triangulacyjnej w całym biłgorajskim rejonie, zbudowanej w Majdanie Starym na górce Ciosa i chyba Skubisa. Nikt jej nie pilnował, tylko do pierwszej drabiny trzeba było dostać się, "raczkując" po słupie, a na najwyższym pomoście brakowało miejsca dla wszystkich, przy czym koledzy starali się rozkołysać wieżę i utrudnić wspinanie, by tym samym jeszcze wzmóc trwogę. Nie zapomnę tego, nawet to śni mi się jeszcze od czasu do czasu po nocach, ale to lubię, bo pomaga mi to zapomnieć wszystko, co smuci człowieka. Schodziliśmy z wieży na wyścigi nie po drabinach, a po pionowych elementach, ślizgając się siłą grawitacji – kto pierwszy. Było to coś na podobieństwo ćwiczeń obecnych strażaków, których wtedy nikt nie wymagał, to samo przychodziło do głowy, by poczuć się spełnionym. O jakimś wypadku nikt nie wspomniał, jakby wypadków w ogóle nie było. Ta wieża z bali drewnianych miała 7 tzw. pięter-pomostów, co w przeliczeniu dawało ok. 40 m. Obecnie istnieje podobna wieża w Panasówce, ale ogrodzona i z brakiem wstępu. Zupełnie inną przygodą była jazda windą wewnątrz komina elektrowni Rybnik w czasie jego budowy, choć sama jazda była w ciemności i jakby bez lęku. Za to wyjście z niej na wysokości ok. 200 m na zawieszone pomosty było już mrożące krew i z uginaniem kolan. Widok też powodował oniemienie. A celem była nie turystyczna przygoda, lecz praktyczne zapoznanie grupy studentów Politechniki Śl. z technologią i warunkami bezpieczeństwa pracy na dużych wysokościach, na przykładzie pracy brygady z krakowskiej firmy Piecobudowa. Na wyjazd zdeklarowała się tylko część grupy, ale ze studentkami włącznie, zaufali mi i mieli za to odpowiednią ocenę. Po kilku minutach można było już z każdym rozmawiać, lęk mijał szybko, a brygada dalej robiła swoje, jakby nigdy nic się nie działo, nie otrzymując nawet dodatku za prace na wysokości... Ten komin w końcu osiągnął 260 m, a zbudowany później ma 300 m i jest jednym z najwyższych obiektów w Polsce. Na marginesie dodam, że Pałac Kultury i Nauki ma z iglicą 227 m, najwyższy budynek mieszkalny w Polsce we Wrocławiu Sky Tower ma 210 m. W najbliższych miesiącach rekord ten pobije warszawski Warso o wysokości 230 m + 80 m iglica. Jak na najwyższe biłgorajskie wysokości wież kościelnych to zawrotne wysokości, ale w porównaniu z najwyższymi budynkami na świecie to niewiele, gdyż wieżowiec w Dubaju ma 828 m. W realizacji jest budynek-gigant mający mierzyć ponad 1200 m(!), natomiast w planach jest budowla o niewyobrażalnej wysokości jednej mili, tj. 1608 m. Od samych tych liczb głowa zaczyna już boleć, a co mówić w realu? Zauważyłem ostatnio, że w Internecie są aktualne reklamy zachęcające do zwiedzania tych podniebnych wieżowców i to z arabskim luksusem, a ceny dla bogatszych raczej przystępne. Odważnym i z odpowiednią kasą polecam, mimo epidemii, bo to odpręży i odciąży kabzy, mówiąc po śląsku.
Biłgorajczyk
Komentarze (0)