To ostatni felieton i zacznę smutnie, od Ukrainy, od jej bohaterskiej postawy, od jej heroicznych walk z najeźdźcą. Solidaryzując się z naszymi sąsiadami, współczuję im i podziwiam hart ich ducha. To zdumiewające, że tak cały naród ukraiński jednoczy się, walcząc i broniąc niepodległości. Z drugiej strony ta wojna to porażka dla pokoju po 77 latach życia w spokoju. Tym bardziej to smutne, że pokoju jeszcze nie widać, a straty rosną z dnia na dzień (13.03.2022). Ale może będzie wreszcie – choćby – rozejm. Oby! To bolesny temat i przykro mi, że w tej sytuacji moją tytułową "pięćsetkę" skojarzyłem z laurem, z moją symboliczną nagrodą za napisanie 500 felietonów. To moje zwycięstwo nad moimi ułomnościami i słabościami, a dedykuję je bohaterskiemu narodowi ukraińskiemu. To moja postawa wobec wojny, przeżyłem ją w Majdanku i na wygnaniu. Powiem nieskromnie – tym moim laurem jest napisanie i opublikowanie w NGB 500 felietonów oraz wydanie ich w sześciu częściach jako Biłgorajskie Tematy (na koszt własny). To było moje emerytalne hobby i to w konwencji non profit – bez gratyfikacji za publikacje. Trwało to na przestrzeni ostatnich 12 lat, kiedy nie opuszczała mnie pasja i od czasu do czasu również wena do reagowania na "bodźce" zewnętrzne i własne. Poszczególne części dedykowałem swoim najbliższym rodakom, i tak pierwszą część zadedykowałem Ziemi Biłgorajskiej, drugą bliskim mi mieszkańcom Majdanu Nowego i Starego, trzecią część mieszkańcom Śląska, z którymi współpracowałem przez 50 lat, czwartą ludziom kultury, piątą żonie, a szóstą – ostatnią – obrońcom zgody narodowej i pokoju. Dla mnie szczególne jest to, że ten pięćsetny felieton występuje w zbiegu z moim osobistym jubileuszem – 80-leciem, tym bardziej że tak 12 lat temu zaplanowałem i tak z żelazną konsekwencją zrobiłem. To dla mnie swoista nagroda, solidnie zapracowana, nieraz już z wysiłkiem i dzięki Bogu. A może przesadzam z tym sukcesem, może nie wypada tak pisać o swoich dokonaniach? Może to już jest moja starcza pycha, choć tego nie czuję? Jeśli tak, to przepraszam czytelników, bo chyba uniosłem się i dałem sobie za dużo kurażu, czyli dobrego mniemania o sobie. Ten koniec pisania felietonów musiał kiedyś nadejść, mimo doznawanych doraźnych satysfakcji, ale wszystko nie trwa wiecznie, no, może poza... wiecznością, a z nią się nie dyskutuje. To paradygmat. Dlatego wszystko ma sens do czasu, zabawa w felietony też, choć życie doczesne, według mnie, zawsze ma sens, nawet przy zaawansowanej starości i w cierpieniu. Ale to jednak nie wyklucza, moim zdaniem, humanitarnej eutanazji, groźnej na pierwszy rzut oka (ale nie dla mnie) i niedopuszczanej w Polsce, ale uznawanej gdzie indziej, np. w Holandii i nieco innej w Niemczech. Zdaję sobie sprawę, że możliwe są przy eutanazji nadużycia, kiedy decyzja o wyprzedzeniu naturalnej śmierci może być manipulowana, niemniej w sytuacjach beznadziejnych jest ona, według mnie, uzasadniona, np. przez odstawienie leków lub odłączenie czuwającej aparatury, kiedy ma miejsce trwały zanik świadomości i nie ma szans na poprawę, i ponadto, kiedy czuwający nad tym wszystkim zespół zaufanych i odpowiedzialnych specjalistów wyda na to zgodę. Podobnie postąpił nasz 85-letni papież św. Jan Paweł II, który ostatnim wysiłkiem woli poprosił czuwający personel słowami "pozwólcie mi iść do domu Ojca". Ta prośba była poniekąd wyborem i z tego – jeszcze świadom – skorzystał. Inną refleksją jest tajemnica życia po życiu, czyli życie w zaświatach lub inaczej i eufemistycznie; w otoczeniu aniołów albo szatanów. Znam na ten temat różne wypowiedzi. Jedni wierzą w taką naukę Kościoła, inni bagatelizują ją, a ja doszedłem do wniosku po prawie 8o latach życia, że umysł ludzki im więcej wie, to bliżej mu do wiary w istnienie sił nadprzyrodzonych, w odróżnieniu od tych, którzy mało wiedzą, a z tupetem zaprzeczają istnieniu takich sił. Zauważam, że i u mnie taka zmiana wystąpiła i teraz jestem przekonany, że nasza obecna wiedza jest tylko otoczką prawdy absolutnej, której nie sposób nam poznać. Tamto – nieznane – to inna rzeczywistość i nie na moje zmysły, żeby to pojąć. Dlatego w tym miejscu zamilczę... i zbliżę się jeszcze bardziej do przyrody i jej najwięcej czasu poświęcę, w tym na byt w Nadrzeczu, gdzie czeka na mnie "ranczo" na działce przyleśnej z gołąbkami, wśród pielęgnowanych roślin i drzew, z "bulwarkiem" przylegającym do Białej Łady. Ponadto tam służy mi własna kaplica pw. Ostatniej Wieczerzy, jako miejsce do zadumy i kontemplacji, a także do wsłuchiwania się w zakamarki klasztornej muzyki i benedyktyńskiego śpiewu rodem z Tyńca. Bywa, że przy tym nieruchomieję i oddaję się krótkotrwałej, ale jakże ozdrowieńczej drzemce. To wyśmienity relaks dla duszy, to doładowywanie jeszcze niezużytych do końca akumulatorów. Jest mi tu nad wyraz dobrze i oby TAM też tak było.
Biłgorajczyk
Komentarze (0)