reklama
reklama

Dbajmy o interes rodzinny

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Dbajmy o interes rodzinny - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Biłgorajskie
reklama

Interes rodzinny, czyli jaki? Tak, to trzeba przybliżyć, aby felieton był komunikatywny, bo terminu interes rodzinny nie przybliża nawet internetowa Wikipedia. To moje osobiste skojarzenie, więc spieszę z objaśnieniem. Interes rodzinny to nie tylko formalna działalność gospodarcza pod nazwą oklepanej spółki cywilnej w rodzinie, czy spółki  z o.o., o komandytowej już nie wspomnę, to także sukcesja własności z jednego pokolenia na drugie, młodsze, w ramach tego samego profilu firmy i tej samej nazwy. A jej nazwa może ewaluować wokół rdzennego hasła firmy. I za takim modelem się wypowiadam i takim ideom adoruję. Na poparcie tego postulatu mam godne przykłady ze swojego życia i sąsiadów z biłgorajskiego. Mam również liczne przykłady krachu, gdy zabrakło rodzinnych sukcesorów do kontynuowania działalności firmy rodzinnej, albo gdy członkowie rodziny dokonali nieodpowiedzialnych zadłużeń i w końcu doprowadzili firmę do plajty. W tym ostatnim przypadku bywa tak, że cały gromadzony z trudem przez lata majątek marnuje się na oczach biernie przyglądającej się całej rodziny. Bywa też tak, że rodzina z konieczności zajmuje się już czym innym zamiast swoją firmą. Ona już spasowała i nierzadko klepie biedę, a kwitnący kiedyś interes rodzinny staje się zakałą dla rodziny, jest bezwartościowy i nikomu niepotrzebny. Mało tego, on nawet przynosi problemy rodzinie, bo trzeba spłacać wcześniej zaciągnięte kredyty i płacić ubezpieczenie za pozostałe nieruchomości. To jedna smutna prawda, a druga jest godna polecenia, czyli optymistyczna, bo jest dla młodych, początkujących przedsiębiorców gotową trampoliną do skoku na zdrowe nogi, dzięki temu mogą oni przejmować gotową firmę i utrzymać się na rynku. Mogą oni także podjąć równiejszą walkę z konkurencją, czyhającą tylko na słabszych rywali w walce o rynek. Z tego młodsi następcy powinni się cieszyć i zdawać sobie sprawę, że ich przodkowie, dorabiając się, często mozolnie, dają teraz tak potrzebną pomoc swym następcom. To zapewne jest też uciecha dla spadkodawców, gdy przekazywany majątek dalej jest w dobrych rękach najbliższych. Tak powinno być i tak działo się w części mojej rodziny. Pamiętam i cenię sobie pomoc mojej rodziny, jaką otrzymałem, gdy w 1983 r. zrezygnowałem z pracy umysłowej i postanowiłem tworzyć swoją firmę wytwórczą, dla której musiałem zdobyć niezbędne maszyny i surowiec, a także mieć odpowiednią wiedzę praktyczną, której też nie miałem. Wtedy nazywano takich na Śląsku prywaciarzami, czyli trochę pejoratywnych cwaniaków, jakby wytykając palcem, czym ja wcale się nie przejmowałem. Postanowiłem wówczas oprzeć się na doświadczeniach mojego ojca i brata, którzy też mieli prywatną firmę o podobnym profilu. To było dla mnie zbawienne, dzięki ich pomocy stanąłem szybko na wspomniane już nogi.  Podobnie, czyli altruistycznie, robiłem później, kiedy założyłem żonie firmę o zbliżonym profilu, wyposażając ją w gotowe do biznesu kontakty. Córkom też dałem po połowie udziałów w innej firmie. I co, mają teraz dobrze? Raczej tak, ale bez euforii, jakby to należało się im od dawna. Ja w każdym razie mam czyste sumienie, pomogłem, choć nigdy za to nie otrzymałem słów podzięki. C`est la vie – takie jest życie. Innym firmom rodzinnym powiodło się gorzej, gdy firmę pogrążyli windykatorzy i komornicy. Wszystkie moje firmy stały mocno na nogach, płaciły należne podatki i przynosiły zyski. I tak jest ponoć do tej pory. Mój przykład jest raczej pozytywny, ale bywa też inaczej, kiedy rodzina nie może się dogadać i toczy ostre boje w sądach, doprowadzając do krachu, a nawet do ruiny. Mam tu na myśli pewną firmę w Księżpolu, którą dopadły podobne kłopoty. Współczuję jej, szczególnie założycielowi tej firmy, osobie szeroko znanej z uczciwości i z niesionej pomocy. Jedną firmę wymienię, to Agrobud w Łukowej, która niedawno głośno obchodziła swój jubileusz 30-lecia i to w jakże zdrowej kondycji i z jakże prężnym jej właścicielem i prezesem Józefem Grzybem. To jedna z największych firm w naszym powiecie, szczycąca się wspaniałym dorobkiem oraz rozległym wachlarzem zainteresowań handlowych i usługowych. Ta firma obraca głównie tytoniem, zajmuje się jego kontraktacją, skupem i sprzedażą, prowadzi też sprzedaż nawozów i materiałów budowlanych. To trudna sztuka dziś, aby znaleźć rynek zbytu dla tytoniu. Dlatego musi być niesamowicie mobilna i wiedzieć wszystko, co dzieje się na świecie w branży tytoniowej. Kontroluje rynek tytoniowy nawet w Chinach i w krajach arabskich, by na czas i za rozsądną cenę sprzedać swój towar. Również dba o wizerunek w kraju, organizując głośne występy artystów z górnej półki. Na jednym, z piosenkarką Dodą, nawet byłem osobiście i wspominam to z rozrzewnieniem. Życzę więc Prezesowi dalszych sukcesów, bo to wzorcowy  przykład rodzinnego i udanego interesu, czyli – jak kto woli – biznesu.

Biłgorajczyk, e-mail: [email protected]

reklama

biłgorajczyk

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama