Panie Jerzy, zacznijmy od początku. Kim jesteście, czym zajmuje się Wasza organizacja?
Działamy w ramach Stowarzyszenia Kolekcjonerów Broni "Victoria". Prezesem jest Arkadiusz Nowicki, ja jestem wiceprezesem. Nasze stowarzyszenie zrzesza obecnie ponad dwieście osób, głównie z powiatu biłgorajskiego. Prowadzimy regularne treningi strzeleckie, a od pewnego czasu rozwijamy też działalność związaną z historią regionu i detektorystyką.
Czyli zajmujecie się poszukiwaniami historycznymi?
Tak. Założyliśmy specjalną podgrupę zajmującą się poszukiwaniami z wykorzystaniem detektorów metalu. Współpracujemy z Muzeum Ziemi Biłgorajskiej, a także z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, od którego otrzymaliśmy pozwolenie na eksplorację terenów w Suszce.
Skąd pomysł właśnie na Suszkę?
To teren związany z Powstaniem Styczniowym, a konkretnie z oddziałem pułkownika Leona Czechowskiego. Wiadomo, że w tym rejonie rozegrały się potyczki powstańcze. Oddział Czechowskiego przemieszczał się od Potoka, przez Suszkę, aż po lasy Ciosmy, gdzie został ostatecznie rozbity. Chcemy odnaleźć ślady tych wydarzeń, potwierdzić, gdzie dokładnie doszło do walki.
Czy wcześniej prowadzono tam jakieś badania?
Z tego, co wiemy, nie, chociaż o szczegóły trzeba by dopytać w Muzeum Ziemi Biłgorajskiej. Dysponujemy jednak źródłami historycznymi, na przykład publikacjami profesora Adama Bielenia czy opracowaniami Tomasza Brytana, którzy wiele piszą o powstańcach styczniowych w naszym regionie.
Jak liczna będzie grupa eksploracyjna?
W stałym zespole mamy około dwudziestu osób, a do poszukiwań zaprosimy jeszcze kilkanaście dodatkowych, w tym Adama Sikorskiego. Każda akcja jest zgłaszana do nadleśnictwa i konserwatora zabytków – dwa dni wcześniej przesyłamy listę uczestników. Działamy całkowicie legalnie i zgodnie z przepisami.
Jak w praktyce wyglądają takie poszukiwania?
Korzystamy z detektorów metali, bez użycia ciężkiego sprzętu. Każde znalezisko jest dokumentowane: fotografowane, oznaczane współrzędnymi GPS i opisane w aplikacji, z której mogą później korzystać historycy czy muzealnicy. Znalezione przedmioty przekazujemy do Muzeum Ziemi Biłgorajskiej, a następnie trafiają one do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Tam zapada decyzja, czy artefakt ma wartość historyczną.
Łatwo było zdobyć takie pozwolenie?
Długo to trwało. Było sporo formalności: trzeba przygotować plan poszukiwań, mapkę, uzyskać zgodę właścicieli terenu, opłacić wniosek i dopiero po decyzji konserwatora można działać. Nasze pozwolenie obowiązuje przez rok. W tym czasie będziemy krok po kroku przeszukiwać teren.
Kto oprócz Pana bierze udział w projekcie?
Jest nas czterech kierowników poszukiwań: Sławomir Znak, Tomasz Bordzań, Andrzej Wolanin i ja – wszyscy związani z Muzeum w Biłgoraju i lokalnymi grupami rekonstrukcyjnymi. To ludzie z ogromną pasją i wiedzą historyczną.
Czy planujecie informować mieszkańców o wynikach swoich odkryć?
Tak, oczywiście. Jeśli tylko coś ciekawego uda się odnaleźć, przekażemy informacje i zdjęcia – także do Nowej Gazety Biłgorajskiej. Chcemy, żeby mieszkańcy wiedzieli, że nasza historia wciąż czeka na odkrycie.
Brzmi jak początek fascynującej przygody.
Dla nas to coś zupełnie nowego, ale też wielka satysfakcja. Nie robimy tego dla sensacji, chcemy po prostu zachować pamięć o ludziach, którzy walczyli tutaj, na naszej ziemi i dołożyć swoją cegiełkę w odkrywanie naszej lokalnej historii.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.