NOWa Gazeta Biłgorajska: – Wjeżdżających do Państwa gospodarstwa wita krowa. Jest nieprawdziwa, ale zaraz za nią wyłania się spora obora, z której wyglądają już prawdziwe krowy. Gospodarstwo robi wrażenie. Nie tylko ze względu na swoje gabaryty, ale i czystość. Zastanawia mnie, jakie były początki tworzenia tak imponującego gospodarstwa...
Adam Ogorzałek: – Początek gospodarstwa to 1999 rok. Wtedy pobraliśmy się. Wcześniej było tu gospodarstwo, ale niewielkie, bo 4-hektarowe, gdzie były dwie krowy. Mama była tutaj sama, tata wówczas pracował. Tradycji gospodarskich tutaj żadnych nie było. Po ślubie powoli wzięliśmy za gospodarzenie. Z dwóch krów dochowaliśmy się kilkudziesięciu, bo wszystko to co mamy obecnie, to z własnego chowu. Zaczęliśmy też od zakupu traktora, który kupiliśmy za pieniądze z naszego wesela. Śmiejemy się, że zamiast kupić sobie samochód lub wyjechać w podróż poślubną, my za zebrane pieniądze kupiliśmy ursusa, który dzielnie pracuje do dnia dzisiejszego. Do 2007 roku pracowałem w Przedsiębiorstwie Badań Geofizycznych w Warszawie, a gospodarstwem i wychowywaniem syna w zasadzie zajmowały się żona i mama. W międzyczasie dokupiliśmy gospodarstwo obok naszego, tam była obora, którą zapełniliśmy i było bardzo dużo pracy fizycznej. Mieliśmy wówczas 30 krów dojnych i cielęta. Pasza zadawana była taczkami, krowy pojone były wiadrami, a dój odbywał się ręcznie. W 2005 roku stwierdziliśmy, że albo się bierzemy na poważnie za gospodarzenie, albo rezygnujemy z tego.
– Nie zrezygnowali Państwo wówczas, a efekty widać dzisiaj.
Adam Ogorzałek: – Podjęliśmy decyzję, że będziemy prowadzić gospodarstwo. W 2005 roku wybudowaliśmy nowoczesną oborę wolnostanowiskową z halą udojową. Obecnie mamy 106 ha z dzierżawami i w oborze jakieś 160 kilka sztuk bydła. w międzyczasie korzystaliśmy z funduszy unijnych i teraz również złożyliśmy wniosek w ramach nowego PROW. W chwili obecnej mamy oborę wentylowaną, mamy zamontowane tzw. mieszacze powietrza, które są sterowane komputerowo, krówki mają zamontowane automatyczne czochradło oraz posiadamy robota do podgarniania paszy. Nie mamy robota udojowego, nad którym myślimy, ale ze względu na sytuację na rynku mleka trudno podjąć taką decyzję.
– Dzisiaj prowadzenie gospodarstwa takie jak Państwa to ciężki kawałek chleba. Cena mleka spada. Wiele gospodarstw nie poradziło sobie z tą sytuacją i zbankrutowało. Jak Państwo radzicie sobie z tym kryzysem?
Adam Ogorzałek: – Jak wszyscy odczuwamy sytuację na rynku mleka. Trzeba było z pewnych rzeczy zrezygnować, żeby się to wszystko nam kalkulowało. W chwili obecnej sprzedajemy mleko za 1,23 zł za litr. Ratuje nas ilość, ale w tym miesiącu wiadomo, że będzie taniej. Przez upały mleka będzie mniej i cena też spadnie.
– Pracujecie Państwo sami w gospodarstwie. Ale mówicie o tym z takim uśmiechem, jakby to była praca marzeń. Jak wygląda Wasz dzień?
Anna Ogorzałek: – Przeszliśmy naprawdę porządną szkołę. Na początku wszystko robiliśmy ręcznie. W innych gospodarstwach były na przykład pozakładane poidła, a u nas ich nie było. Do 2005 roku trzeba było u nas poić ręcznie, zadawać paszę taczkami, pod każdą sztukę podjechać i szuflami podawać. A potem jak już krowy miały poidła, same mogły się napić i najeść, to dla nas już była duża ulga. Teraz się już przyzwyczailiśmy do tego, nawet zaczynamy marudzić, że nam za długo schodzi obrządek. Dzień zaczynamy o godz. 5.00. Robimy obrządek, który trwa średnio 3 godziny rano i tyle samo wieczorem. Oprócz udoju musimy pomyć sprzęt, wymyć posadzki. Wszystko musi być wyczyszczone. Sami też prowadzimy dokumentację. Cały czas jesteśmy też pod wrażeniem, jak zwierzęta są mądre, jak się zachowują, jakie są charakterne. Obserwujemy je na co dzień i cały czas nas zaskakują.
Adam Ogorzałek: – Mama wpoiła nam miłość do ziemi i zwierząt. Wszystko, co zbierzemy z pola, zostaje zagospodarowane w gospodarstwie, tylko rzepak sprzedajemy. Śmiejemy się, że do tego czasu uczyliśmy się hodowli krów, początki też były różne, a teraz uczymy się uprawy ziemi. Staramy się inwestować i rozwijać się. Zobaczymy, na ile pozwolą nam warunki. Staramy się też nie narzekać, bo z tego nic nie ma. Wiadomo czasy są trudne i jakoś się próbujemy w tych czasach odnaleźć i podejmować takie decyzje, które będę nas prowadzić do przodu. Syn w wolnych chwilach pracuje z nami, nie wykręca się. Na razie się uczy i bardzo nas mobilizuje, aby jeszcze bardziej modernizować gospodarstwo.
– To teraz czas na pochwały. Mają Państwo na swoim koncie sporo sukcesów, jeśli chodzi o Waszą pracę.
Adam Ogorzałek: – Wszystkie nagrody, które zdobyliśmy, to rok 2015. Zaczęło się od AgroLigi, konkursu do którego zostaliśmy wytypowani przez Ośrodek Doradztwa Rolniczego przez nasz biłgorajski oddział. Na początku sceptycznie podchodziliśmy do tego zgłoszenia. Stwierdziliśmy, że nie mamy szans w porównaniu z gospodarstwami prowadzonymi z dziada pradziada, rozwiniętymi. Myśleliśmy wtedy: "gdzie my do nich będziemy startować". Ale udało się. Bardzo kapitule konkursu spodobało się nasze gospodarstwo. Naszym atutem był fakt, że rozwinęło się one w bardzo krótkim czasie, bo mniej więcej w ciągu 10 lat. Brane były pod uwagę także wyniki z upraw i wskaźniki finansowe. W efekcie rok temu w Sitnie otrzymaliśmy nagrodę Mistrza Rejonowego AgroLigi. Później wygraliśmy też AgroLigę wojewódzką i byliśmy laureatami krajowymi tego konkursu. Tego samego roku Starostwo Powiatowe w Biłgoraju oraz OSM w Krasnymstawie zgłosiło nas do konkursu "Rolnik roku", organizowanego przez "Dziennik Wschodni". Konkurs polegał na oddawaniu głosów przez SMS. Głosów otrzymaliśmy najwięcej. Tego samego roku w listopadzie z rąk wiceministra Jacka Boguckiego odebraliśmy wyróżnienie w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, na targach Mleko-Expo za stały wzrost produkcji mleka i jego wysoką jakość. Oboje z żoną jesteśmy też odznaczeni jako "zasłużeni dla rolnictwa". Te wszystkie nagrody spłynęły na nas równo 10 lat po tym, jak pobudowaliśmy oborę. Poświęciliśmy się temu gospodarstwu w pełni, całą swoją młodość mu oddaliśmy.
Anna Ogorzałek: – Nie angażowaliśmy się nigdzie, żeby ktoś nas typował do jakiejś nagrody. To przyszło samo, ktoś docenił nas za to, co robimy.
– Zwieńczeniem tych wszystkich sukcesów była wizyta u prezydenta Andrzeja Dudy oraz w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Anna Ogorzałek: – Na spotkaniu z prezydentem było nas ponad 100 osób. Pan prezydent to bardzo miła osoba, każdemu z nas poświęcił czas. Długo z nami rozmawiał. Myśleliśmy, że będzie to oficjalnie, podanie ręki, gratulacje. A tak nie było. Prezydent powiedział między innymi, że docenia i podziwia, że w takiej trudnej branży pracujemy. Byliśmy tam razem z naszym synem. Pan prezydent pogratulował następcy i życzył dalszych sukcesów. Bardzo miło wspominamy to spotkanie.
– Mieliście Państwo też miłego gościa u siebie...
Adam Ogorzałek: – Tak. W lutym mieliśmy miłą niespodziankę, bo nasze gospodarstwo odwiedził Adam Kraśko, pan z programu "Rolnik szuka żony". Razem z ekipą nagrywali u nas reklamę kolczyków dla bydła. Pieniądze za użyczenie budynku do reklamy przeznaczyliśmy dla chorego Jasia Śmiglewskiego z Biłgoraja. Podobnie jak Adam Kraśko, który także część swojej gaży przeznaczył dla chłopca.
– Czyli program "Rolnik szuka żony" jest Państwu dobrze znany?
Anna Ogorzałek: – Pierwszą edycję oglądaliśmy niemal z zapartym tchem. Mieliśmy nawet zaszczyt recenzować pilotażowy odcinek. Zadzwoniła do nas Telewizja Polska z prośbą, aby obejrzeć pierwszy odcinek i wyrazić swoją opinię. Byliśmy tym bardzo mile zaskoczeni.
– Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
Anna i Adam Ogorzałkowie: – Dziękujemy bardzo i na koniec chcieliśmy podziękować rodzinie, naszym przyjaciołom, sąsiadom i znajomym za dobre słowo i życzliwość oraz wszystkim instytucjom publicznym i firmom współpracującym z nami za okazane nam wsparcie i liczymy na dalszą owocną współpracę.
Komentarze (0)