reklama
reklama

Okno życia u... franciszkanów?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Okno życia u... franciszkanów? - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Biłgorajskie
reklama

Przeżywamy obecnie miesiąc marzec, przygotowując się powoli do Świąt Wielkanocnych. Jest to wspaniała okazja do poznania niecodziennej i wspaniałej historii, która wydarzyła się kiedyś w Wielkim Poście pod Biłgorajem. Wszystko odbyło się równo 284 lata temu w obecnej dzielnicy tego grodu nad Ładą, zwanej Puszczą Solską, od włączenia w 1954 roku owej miejscowości w granice miasta. Można zatem powiedzieć, iż stało się to na dawnym przedmieściu, a dokładniej pod samym klasztorem Braci Mniejszych Konwentualnych. Cóż takiego ważnego się tutaj wydarzyło? Jakiś człowiek, zapewne zdesperowana kobieta, choć i mężczyzna też mógł tego dokonać, być może z powodu wielkiego ubóstwa lub też innej równie beznadziejnej sytuacji życiowej, postanowił podrzucić swoje potomstwo franciszkanom, w nadziei że udzielą mu wszelkiej koniecznej pomocy. Wybrał w tym celu... kaplicę św. Marii Magdaleny, a w zasadzie plac wokół niej otoczony płotem, chroniący to słynące z cudów oratorium przed bydłem, należącym zarówno do zakonników jak i ich poddanych. Niewidziana przez nikogo osoba zostawiła za nim własne półroczne dziecko, polecając je zapewne opiece patronki tegoż wybranego miejsca. I udało się jej to zamierzenie, bowiem zostało ono odnalezione już następnego dnia, co zresztą bracia skrzętnie odnotowali w swych księgach. Oto co dzisiaj możemy wyczytać z nich na ten temat, rzecz jasna... po łacinie. Roku Pańskiego 1737 dnia 29 marca w piątek [po] Niedzieli Trzeciej Wielkiego Postu. Zostało znalezione dziecko za płotem przed kaplicą Świętej Marii Magdaleny, około półroczne to dziecko, które ochrzcił Brat Bartłomiej Medyński dnia 30 marca w sobotę. Jego Chrzest wyznaczymy (powinno być: wyznaczyliśmyposiadaniem (tj. rzutem) kostki. Ja Brat Bartłomiej Medyński dnia 30 Marca ochrzciłem Adalbertusa (Wojciecha) – dziecko rodziców nieznanych. Chrzestnymi będą (tzn. zostali) Jan Rzeszotkowicz (vel Rzeszotkiewiczi Marianna Kłokoczonka (prawdopodobnie Kłoczonka czyli Kłocz lub Kłącz). Dziecko zza płotu Świętej Magdaleny. (Tłumaczył z łaciny Piotr Flor). Tyle o tym wydarzeniu mówią wspomniane cenne księgi zakonne i parafialne zarazem. Mamy tu jednak o wiele więcej informacji, gdyż wiemy dzisiaj dokładnie, gdzie stała wtedy kaplica tej możnej opiekunki ziemi biłgorajskiej. Przylegała ona do drewnianego kościoła parafialnego, wybudowanego w latach 1705-1713, a więc jeszcze przed jej erekcją, tj. na obecnym placu kościelnym tam, gdzie od kilku lat znajduje się obelisk poświęcony powstańcom styczniowym i zmarłym tu minorytom, pochowanym w jego podziemiach. A więc działo się to blisko klasztoru, lecz nie tego murowanego, gdyż on powstał dopiero w 1778 roku, a jeszcze drewnianego, rozebranego potem przez franciszkanów. Ciekawi zatem, jak to się stało, że nikt nie zauważył zdesperowanego rodzica tego dziecka. Dobrze chociaż, że zostało ono w porę otoczone opieką, bo już następnego dnia. Kilka rzeczy jest tutaj szczególnie ważnych. Zacznijmy od wspomnianego imienia chłopca. Adalbertus, czyli staropolski Wojciech (dosłownie: wojownik, który cieszy), było bardzo popularne w tym czasie i nadawane często w Polsce, zwłaszcza wśród ludności wiejskiej. Przykładowo tylko w 2017 roku otrzymało je 317 857 osób w naszym kraju. Również rodzice chrzestni, a zarazem przybrani nie byli przypadkowi. Musieli bowiem wziąć na siebie odtąd obowiązek wychowania tego maleństwa. Prawdopodobnie pochodzili z Dąbrowicy, gdyż takie nazwiska były tam wówczas znane, zgodnie z zakonnymi księgami parafialnymi. Co do łacińskiego tekstu powyższego zapisu mamy w nim również kilka ciekawostek. Nazwa Quadragesimae (w skrócie: 4esimae) nawiązuje właśnie do Wielkiego Postu w czasie tzw. czterdziestnicy, tj. czterdziestodniowej pokuty przygotowującej nas do głębokiego przeżycia najważniejszych świąt chrześcijańskich, (trwającej od Środy Popielcowej do Wielkiej Soboty). Obejmuje ona 4 niedziele przed świętem Paschy, nie licząc Niedzieli Pasyjnej i Palmowej, a rozpowszechniła się najprawdopodobniej w pierwszej połowie IV wieku. Od 325 roku (tj. od soboru w Nicei) rozpoczynała się w szóstą niedzielę przed Wielkanocą, a kończyła w Wielki Czwartek. Czas ten miał pobudzać katolików do podjęcia zdecydowanej pracy nad sobą w celu osobistej odnowy i nawrócenia. Liczba 40 (łac. quadraginta, a czterdziesty – quadragesimus, a, um) ma bowiem bardzo duże znaczenie w Biblii. Stanowi nie tylko wyraz pewnej całości, tzn. czasu przeznaczonego na konkretne zadanie, jakie człowiek musi wykonać w swym życiu, lecz także zbawczego działania samego Boga. W Wielkim Poście przeżywamy więc zarówno czterdzieści dni spędzonych przez Pana Jezusa na pustyni, rzecz jasna na modlitwie i na wstrzymywaniu się od spożywania pokarmu, jak i tyle dni potopu na planecie Ziemia, po których Stwórca zawarł przymierze z Noem, a także okres pielgrzymowania Izraela do jego Ziemi Obiecanej oraz przebywanie Mojżesza na Górze Synaj, gdzie otrzymał od Jahwe Tablice Prawa. Stąd właśnie wywodzi się to niezwykle interesujące określenie owego świętego czasu, tzn. Tempus Quadragesimae, czyli czterdziestnicy. Jeśli chodzi o skład konwentu, oprócz o. Medyńskiego w klasztorze przebywał wtedy gwardian i proboszcz parafii o. Hieronim Fałdziński, kaznodzieja o. Marcjan Śmiglowski, o. Damazy Szatkowski, o. Antoni Serwatowski i o. Mikołaj Buchowiecki. Niestety, nie wiemy, czy dokonanie przez jednego z nich obrzędu chrztu było bardziej niechcianym obowiązkiem, zamiast potrzeby serca i czy sprawiło to wielką radość temu, na kogo padł los. Ufamy, że właśnie tak było. W każdym bądź razie dziecko odnalezione pod kaplicą św. Marii Magdaleny otrzymało wspomniany sakrament w tym ważnym w roku liturgicznym okresie. Co ciekawe, obrzęd ten wiąże się w dodatku ściśle z biblijnymi wydarzeniami wielkanocnymi, więc to jeszcze bardziej było zdarzeniem na czasie, bo przypominającym zakonnikom oraz nam wszystkim o męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. A gdy idzie o zakończenie całego tego zajścia, to z jego szczęśliwego finału powinniśmy się zawsze tylko cieszyć. I tego życzymy naszym czytelnikom.

Piotr Flor, Prezes BTR

reklama

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama