reklama

Straszne rzeczy działy się w Różańcu. Wieś była aż kilkukrotnie pacyfikowana

Opublikowano:
Autor:

Straszne rzeczy działy się w Różańcu. Wieś była aż kilkukrotnie pacyfikowana - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje biłgorajskie18 marca 1943 roku doszło do krwawej pacyfikacji we wsi Różaniec koło Tarnogrodu. Zamordowanych zostało ponad 70 osób, a większość z nich ginęła w płonących budynkach.
reklama


 Trzeba jednak pamiętać, że wieś ta była aż kilkukrotnie pacyfikowana. Pierwszy raz taka akcja odbywała się 9 października 1942 r. (w niedzielę). Hitlerowcy przyprowadzili siłą mieszkańców na plac przy remizie. Wówczas doszło do dramatu – na ich oczach została przeprowadzona egzekucja na 10 mieszkańcach Różańca i Woli Obszańskiej, a kolejnych 10 osób zostało aresztowanych i wywiezionych na Majdanek. Miesiąc później, tj. 26 listopada 1942 r. w Jamińszczyźnie Niemcy wymordowali kilkanaście osób i spalili wioskę. Akcja ta była przeprowadzona w ramach zemsty za atak na niemiecki konwój przez partyzantów.

Ludzi zabijano. Wioskę rabowano i palono

18 marca 1943 r. SS i żandarmeria otoczyła miejscowość i przeprowadziła pacyfikację Różańca. Spłonęło 260 gospodarstw z dobytkiem. Spłonęło też 10 koni, 15 krów, 25 świń, 300 sztuk drobiu. Do obozu w Zamościu wywożono mężczyzn i kobiety od 16 lat do 50. 26 czerwca 1943 r. Niemcy wysiedli wieś, gdzie większość mieszkańców została wywieziona do obozu w Zamościu. Oddział ukraińskich nacjonalistów wraz z Niemcami przeprowadzili 14 lipca 1943 r. kolejną pacyfikację tej wsi. 20 lipca 1942 r. o 8 rano gestapowcy zebrali ludzi na placu. Wyczytano 10 osób, które rozstrzelali w Różańcu przy szosie i tam je pochowano. Wybrano kolejnych 10 do 25 lat, których wywieziono do obozu KL Majdanek. Wioskę rabowano i palono, zabijano ludzi. Zamordowano wówczas 14 osób, pięć uległo spaleniu. Na przełomie czerwca i lipca 1943 r. wywieziono z Różańca na roboty przymusowe kilkuset Polaków do Niemiec.

reklama

Wspomnienie Wojciecha Lisa

Jak wspomina Wojciech Lis, który przeżył pacyfikację: "O godzinie 6 rano przyjechały pierwsze samochody i zaczęli rzucać pierwsze granaty i strzelać z (pocisków - przyp. Red.) zapalających i palić. Jak ktoś uciekał, to został zabity i zaczęli ludzi zganiać na pewne punkty. Wschodnia część wsi tak zwana "Ruś" (część wsi zamieszkała przez prawosławnych – przyp. Red.) została w płomieniach do godziny ósmej rano. Ogień, który się przerzucał z wiatrem w środkową część wsi, na tak zwane "polaki", Niemcy początkowo kazali gasić, ponieważ mówili, że więcej nie będą palić. Po godzinie 8 zmieniło się. Przyjechał samochód z Tarnogrodu i rozpoczęto palenie części środkowej. Jedni żandarmi wyprowadzali ludzi z poszczególnych domostw, a inni żandarmi mordowali, przeważnie na podwórkach. Niemcy nie oszczędzali ani kobiet, ani dzieci, ani osób starszych. W swoim pamiętniku Wojciech Lis zapisał: - [Niemcy] szli i ludzi zganiali na pewne punkty i szli tak zwane "katy", po jednej i drugiej części wsi i strzelali, jak coś ktoś wynosił, coś ratował. Albo chory, to został zabity na łóżku. Albo jakaś osoba, która mu się nie podobała z wyglądu, to strzelał jak do psa". 

reklama

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo