W piękny czerwcowy dzień 1943 r. z lasu na Wolę przyszła obława od wsi Bukownica. Do naszego domu weszło dwóch Niemców, zapytać, ile jest osób w domu. Padło polecenie, że można wziąć 5 kg na osobę i wychodzić do leśniczówki koło szosy. Jeden z Niemców wyszedł, drugi został z nami. Zegnano nas pod leśniczówkę i wywieziono do Zwierzyńca My z mamą z przerażenia uklęknęliśmy przed obrazami i zaczęliśmy się głośno modlić. Żołnierz, który został z nami, czystą polszczyzną oświadczył: "Ludzie, dajcie mi spokój, ja wam nic nie pomogę, bo ja mam rozkaz. Musicie się zbierać i wychodzić do leśniczówki". I tam nas zegnano. Prawie połowie Woli kazano czekać na transport. Po krótkim czasie przyszło polecenie, że pojedziemy własnymi furmankami. Mężczyźni zostali wysłani po zaprzęgi. Wszystko pod strażą żołdaków. W tym czasie, gdy my oczekujemy na transport, drogą koło nas co jakiś czas przychodzi się pan leśniczy Mikulski (ten, który w swoim domu ukrywał pięcioro Żydów). Pewnie boi się, że ktoś może wydać jego tajemnicę. Dookoła ciągle słychać błagający głos kobiet: "Panie Leśniczy, niech nas pan ratuje!". Ale te apele pozostały bez odpowiedzi. Zjawili się mężczyźni z końmi, ale w międzyczasie podjechały samochody, więc załadowano nas na te samochody. Jadąc przez Jedwiżyn, matula zobaczyła siostrzenicę taty. Wychyliła się i krzyknęła: "Krysiu, już nas wiozą!". Ona, gdy to zobaczyła, zostawiła krowy i z piskiem uciekła do domu. Zrobiono z nas bydlęta Przywieziono nas pod obóz w Zwierzyńcu. Tam okazało się, że nie ma miejsca, bo obóz jest zapełniony. Samochody odjechały. Nas pod konwojem prowadzono pieszo na stację Zwierzyniec - Biłgoraj. Tam pod gołym niebem, pod nadzorem oczywiście, zalegaliśmy na placu. W pobliżu naszej lokalizacji stał szalet. Matula ruszyła w jego kierunku, chcąc załatwić sprawy fizjologiczne. Żołdak załadował karabin i chciał ją zastrzelić. Ale tata krzyknął: "Wracaj, bo cię zastrzelą!". I zawróciła. Mama pyta zapłakana, gdzie się może załatwić swoje potrzeby. Pokazał, że tutaj, gdzie stoi. Zrobiono z nas bydlęta. O dziwo, ten żołdak dobrze po polsku rozumiał, czyli niemiecki był tylko mundur. Nasuwa się myśl, że są to ludzie, którzy mordowali żydów. Nastała noc. Wprowadzają nas do magazynu przy rampie szerokotorowej. Mężczyźni znajdują się od strony kolei szerokotorowej, kobiety z dziećmi do wąskotorówki. Między tymi ludźmi środkiem przychodzi już podobny do Niemca osobnik. W międzyczasie bawi się z małą dziewczynką, nawet daje jej cukierki. Zrobiła się dość luźna atmosfera, dzieci przeskakują ukradkiem do ojców. Ja również tak zrobiłem. Również starsza skulona staruszka ruszyła do swojego starzyka. Jak ten Niemiec to zauważy, jak ryknie... Ja czmychnąłem do mamy, a on wyjął rewolwer. Starowinę, która wracała na swoją stronę, tak kopnął, że poleciała i uderzyła głową w ścianę baraku, aż się zatrząsł. To się wydarzyło tuż obok mnie. (...)
Zrobiono z nas bydlęta - mówi mieszkaniec Woli Dużej
Opublikowano: Aktualizacja:
Autor:
reklama
Przeczytaj również:
Wiadomości BiłgorajskieW piękny czerwcowy dzień 1943 r. z lasu na Wolę przyszła obława od wsi Bukownica. Do naszego domu weszło dwóch Niemców, zapytać, ile jest osób w domu. Padło polecenie, że można wziąć 5 kg na osobę i wychodzić do leśniczówki koło szosy. Jeden z Niemców wyszedł, drugi został z nami.
<b>Zegnano nas
reklama
reklama
reklama
reklama
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE
reklama
reklama
Komentarze (0)