Nie ukrywam, że felieton będzie o polityce, ale bez zarozumiałości. Taki na miarę autora-amatora, a tytuł sugeruje ambiwalentność. Ten tytuł to częsty dylemat, a na przełomie każdego roku jest on szczególnie aktualny; chwalić to, co było, czy też zamiast tego gorzko o tym wspominać. Podobny dylemat powstaje wtedy, kiedy następuje zmiana warty w najwyższych władzach, a takie zmiany miały miejsce niedawno, jesienią. Jest więc obecnie dobry moment, aby trochę podywagować i pospekulować, patrząc na to wszystko z biłgorajskiego podwórka. Można też takim dylematem zapytać, czy miasto nasze i powiat nasz żegnał ubiegły rok w sposób chwalebny czy żałosny, używając tego mocno już utrwalonego terminu w biłgorajskiej kulturze odnoszącego się stricte do odjeżdżających w daleką drogę z sitami naszych sławnych biłgorajskich ambasadorów. Podobnie możemy potraktować życie osobiste każdego z nas. Czy mamy czego żałować w minionym roku, czy może mamy czym się pochwalić? Tak stawiane pytania można mnożyć w nieskończoność. Więc przejdźmy już do konkretnych odniesień i ocen poszczególnych wątków.
Na początek dylematy na górze. Obrazowo mówiąc, tam się gotuje i wrze niczym wrzątek w czajniku. I co, będzie z tego strawa dla całego narodu, czy tylko uczta dla zwycięzców? Ja mam nadzieję, że to wszystko się unormuje i dojdzie do kompromisu, a jeszcze lepiej by było, gdyby doszło do consensusu przynajmniej do następnych wyborów. W historii już to przerabialiśmy, że nadmiar ambicji i negowanie totalne tego, czego przedtem dorobiono się, prowadziło wcześniej czy później do zniechęcenia i zmiany ocen i poglądów. To wszystko, co zmienia się tak szybko, może mieć krótkie żywot, bo na dłuższy może zabraknąć wyobraźni i "paliwa". To nie żadna przestroga, to tylko delikatna, jeśli to słowo coś zmienia, aluzja do tego, co teraz przeżywamy. Na moje oko, to chwalących ten stan rzeczy procentowo jest większość. Oni mają powody do tryumfu, oni mają zmagazynowaną energię do działania, więc robota pali im się w rękach tak, jak w przysłowiowej kowalskiej kuźni, gdzie jak wiadomo kowalowi kuje się lżej żelazo póki jest gorące. Ja coś na ten temat mogę powiedzieć, bo mój dziadek Kowal był kowalem i kuł żelazo na potrzebne przedmioty i narzędzia. Sęk w tym, żeby z tego kucia był dłuższy pożytek, żeby to nie było tylko na pokaz i zademonstrowanie samej sztuki kucia.
Wracając jednak do tego tytułowego dylematu, to z jednej strony mam powody do pochwały (wymienię tylko opodatkowanie banków i supermarketów i zapowiedź zlikwidowania rozpasanego na skalę odrębnego ministerstwa Narodowego Funduszu Zdrowia), a z drugiej strony ubolewam, że tak szybko tracimy nielicznych przyjaciół za granicą. Przykładem są według mnie Niemcy i prawie cała Unia, a przyjaźń z USA jest dla mnie iluzoryczna. Aż się prosi, aby kierować się tu większą ostrożnością i wyobraźnią. Nic na siłę i nic z metod rewolucji, jak to wypowiedział się ostatnio zasłużony dla Państwa i Kościoła bp Tadeusz Pieronek. Przyjaciół traci się szybko, podobnie jak szybko zyskuje się wrogów. Moim zdaniem, nadziei i pochwał dla obecnych zmian było już więcej niż jest obecnie i to zaledwie po dwóch miesiącach rządzenia. Przyświeca mi myśl, żeby nie tylko zmieniać to, co było sprzeniewierzeniem poprzedniego układu, jak to często określają obecni politycy przy władzy, ale żeby przy tym jak najmniej tracić. Oczywistą jest rzeczą dla mnie, że "stary układ" tak łatwo nie odpuści swych wysokich apanaży, synekur i wpływów, że trzeba uporczywej przebudowy, ale nie kosztem tego, co już zbudowano. Umiejmy to rozróżniać. Pamiętajmy, że ostatnio rządząca generacja utraciła zaufanie dopiero po 8 latach dominacji, że historia lubi się powtarzać, a niektórzy nawet mówią, że historia często zakreśla duże koło i wraca do swego początkowego stanu. Wybory dążenia do zmian zaakceptowały, tego nikt nie zaprzecza, na tym powinna polegać demokracja, tylko brońmy się przed stanami euforii i lekceważenia, bo później przyjdzie czas, żeby nad tym ubolewać zamiast wypinać piersi do pochwał i odznaczeń. Teraz wygrani ruszyli z galopa, tratując nawet z rozpędu ostoję władzy sądowniczej Trybunał Konstytucyjny, co skrzętnie stara się wykorzystać przeciwna temu część społeczeństwa, organizując się spontanicznie w Komitety Obrony Demokracji, jakby nagle poczuła się zagrożona. A Biłgoraj? Biłgoraj trzyma dystans do polityki, a to by świadczyło, że skończyła się generacja polityków i działaczy w gorącej wodzie kąpanych. A ponadto nasze społeczeństwo dało duże zaufanie nowym władzom i nie ubolewa ani też się tym nie egzaltuje.
Komentarze (0)