Zaznaczam: – nie porywam się na ocenę tak ważnego filmu, jakim jest bez wątpienia "Wołyń", bo od tego są filmoznawcy i historycy. Więc po co o tym piszę?
Mnie głównie interesuje odbiór tego filmu przez społeczności i w Polsce, i na Ukrainie oraz następstwa, jakie ten film zapewne wywoła. Nas, mieszkańców Ziemi Biłgorajskiej, ten film porusza trochę inaczej niż w zachodniej czy środkowej Polsce, bo obecnie prawie graniczymy (przez powiat tomaszowski) z Wołyniem, a ponadto Biłgoraj jest miastem zaprzyjaźnionym z ukraińskim Nowowołyńskiem, przez co wielu z nas odwiedza tamte strony i ma okazję z tamtymi Ukraińcami nawet przyjaźnić się. Pamiętajmy wszak, że na terenie obecnego powiatu biłgorajskiego były przed II wojną światową wioski zamieszkałe przez przeważającą ludność ukraińską i że część z nich w czasie ostatniej wojny pomagała aktywnie w akcjach pacyfikacyjnych hitlerowcom, a nawet brała udział w zbiorowych mordach, np. w Majdanie Starym i Nowym, gdzie mamy jeszcze żyjących świadków, którzy mogliby to potwierdzić. Według mnie należy się spodziewać, że na ten sam temat będzie również film ukraiński, tym bardziej, że ten polski film oficjalnie zdjęto z ekranów kin w Kijowie, bo rzekomo podważa tamtejszą konstytucję i odmiennie jest odbierany. To poważna rozbieżność. Uważam, że tym samym zapoczątkuje odważną dyskusję, bo kurtynę tym filmem podniesiono do góry, by nareszcie po przeszło 70 latach oficjalnego milczenia spojrzeć prawdzie w oczy. A ta prawda jest kontrowersyjna. Wiem, że tak łatwo powiedzieć, ale również wyobrażam sobie, że w międzyczasie podjęte zostaną i to po obydwóch stronach jakże odmienne deklaracje i oświadczenia, i to nawet wykluczające się, czyli wzajemnie negowane. Przykładem niech będzie tylko żądanie strony ukraińskiej, by zrównać wartości ideowe polskiej Armii Krajowej i Ukraińskiej Powstańczej Armii z Banderą na czele, czyli UPA. To wydaje się teraz niemożliwe, ale z drugiej strony powinno nam wszystkim zależeć, by sąsiadująca Ukraina i Polska, bez względu na przeszłość, żyły obecnie w zgodzie, by kwitła turystyka i handel, by Polska okazywała zrozumienie dla interesów Ukrainy w sporze i wojnie z Rosją. Uwzględnijmy też fakt przebywania na terenie Polski ok. jednego miliona Ukraińców, którzy przyjechali tu w pogoni za lepszymi zarobkami, i z których Polacy są w zdecydowanej większości zadowoleni. Poza incydentami Ukraińscy "gastarbeiterzy" zasłużyli sobie w Polsce na pozytywną opinię. Są pracowici, znają się na robotach, np. budowlanych, są odpowiedzialni za powierzone mienie. Potrafią też odpowiedzialnie niańczyć nasze polskie dzieci. Więc jak pogodzić barbarzyńskie sceny z tego filmu z przytoczonymi współczesnymi opiniami? Czy w ogóle takie pytania stawiać, żeby na nowo drażnić i zadzierać. Szkoda więc, że taki temat filmu nie był poprzedzony wspólnym oświadczeniem strony polskiej i ukraińskiej, że historycy nie znaleźli wspólnej platformy do oceny przeszłości. Nie bez znaczenia może też być fakt występowania wśród aktorów w tym filmie również Ukraińców ze swoistą fizjonomią i groźnie odbieraną "chachłacką" gwarą.
Zdecydowałem się obejrzeć ten głośny i jakże kontrowersyjny dla Ukraińców film "Wołyń" dopiero 3 listopada i to na ostatnim seansie. Zrobiłem tak późno celowo, aby opadły już nieco emocje i uprzedzenia, a oglądaniu filmu towarzyszyła głównie dramatyczna refleksja, jak mogło do tej rzezi dojść, i co będzie dalej, przecież to dopiero początek wymiany oceny publicznej. Czy kiedyś nastąpi pojednanie i przebaczenie na wzór pojednania polsko-niemieckiego zapoczątkowanego w 1966 r, a raczej rok wcześniej, bo właśnie wtedy zapoczątkowane zostały rozmowy pojednawcze zainicjowane przez polski episkopat. Wydaje się, że materia do pojednania polsko-ukraińskiego jest trudniejsza, a ponadto obydwa państwa w tej wielkiej wojnie światowej wyszły zwycięsko, co nie ułatwia kompromisu w sporze, jak to było ze zwyciężonymi Niemcami. Przede wszystkim nie ma tu zaangażowanego obustronnie uznawanego autorytetu, jakim wtedy byli hierarchowie polskiego kościoła katolickiego pod przewodnictwem kardynała Stefana Wyszyńskiego i jego zaufanego doradcy w tym temacie Ślązaka, kardynała Bolesława Kominka. A może by tak ponownie włączył się do pogodzenia Kościół katolicki i obydwie Cerkwie ukraińskie. Może tędy prowadzi droga do wspólnej przyszłości? Na razie nie zanosi się na to, choć hierarchowie polscy i ukraińscy spotkali się w ubiegłym roku i złożyli wspólne deklaracje. Wydaje mi się jednak, że czas pracuje na niekorzyść do pojednania, że zarówno tam, jak i u nas pojawiają groźne symptomy nacjonalizmu i ksenofobii.
Komentarze (0)