Zaznaczam, że jestem całkowitym dyletantem łacińskiej gramatyki. Nigdy jej się nie uczyłem, więc proszę czytelników o wyrozumiałość, a te słowa w tytule traktuję jako luźne powiedzonko, nie skojarzone z gramatyką łacińską, ale z odniesieniem, o czym będzie nieco później. To powiedzonko przypomniałem sobie niedawno, czytając informację o sukcesie licealisty z LO im. ONZ w Biłgoraju. To Kasper Wryszcz, absolwent gimnazjum w Majdanie Starym. Właśnie ten 17-letni młodzieniec zaimponował mi swą wiedzą, zdobywając na XLII ogólnopolskiej olimpiadzie z historii "maximum maximorum" punktów, czyli równo 100, jakże potrzebnych na maturze, ale aż za trzy lata. To wspaniała zaliczka, bo tym razem więcej już nie można było zdobyć. W tych olimpijskich zmaganiach było ponad 100 konkurentów. Tym samym poczułem się zaszczycony, jako że kiedyś uczęszczałem do tej szkoły w Majdanie, tylko że nie śniło mi się nigdy, że z takiej szkoły można dostać się na szczyt Olimpu – greckiej góry, znanej jako siedziba mitologicznych bogów, na którą każdy śmiałek próbujący tam wejść spadał i tracił życie. A chłopiec z Majdanu Nowego tam wszedł i wrócił, i jest cały. Mało tego, można spodziewać się, że to nie jest jego ostatni wyczyn, ale nie zapeszajmy..., poczekajmy Trzeba też przy tej okazji podkreślić, że biłgorajskie szkoły utrzymują bardzo wysoki poziom nauczania, a dowodem na to są laureaci i finaliści wielu innych olimpiad i innych konkursów z różnorodnych dyscyplin wiedzy, jak również z uzdolnień artystycznych. O nich również pamiętam i tą drogą serdecznie im też gratuluję. Czeka ich, przynajmniej większość, optymistyczna przyszłość, o ile tylko zachowają wytrwałość i będą konsekwentni w życiu. Takim przykładem niech będzie obecny rektor największej uczelni technicznej w kraju – Politechniki Warszawskiej – prof. Jan Szmidt, absolwent wspomnianego Liceum Ogólnokształcącego w Biłgoraju. To wielki zaszczyt dla biłgorajskich szkół i dla wszystkich mieszkańców Ziemi Biłgorajskiej. Absolwenci naszych szkół są wybitnymi profesorami i wykładali na najbardziej prestiżowych uczelniach świata, np. prof. Roman A. Tokarczyk na uniwersytecie Harvarda w USA. Podobnych przykładów jest więcej. A inne ciekawostki o finaliście?
Szczegółowe ciekawostki usłyszałem od samego laureata olimpiady, z którym umówiłem się na krótką, bezpośrednią rozmowę, ale o godz. dwudziestej, bo wcześniej wszystkie godziny miał zajęte na dodatkowe pasje, a ma ich kilka. Do nich nie zalicza nauki języków obcych, bo to jest standardem. Natomiast pasjonuje się astronomią (ma profesjonalny teleskop), również historią wojskowości, batalistyką i... filmami wojenno-historycznymi, ale w wersji kostiumowej, jak "Czarne chmury" w reżyserii Andrzeja Konica, bo tam była prawdziwa fabuła o bohaterskich zmaganiach polskiego oręża z Prusami Książęcymi po roku 1525, kiedy to odbył się w Krakowie słynny Hołd pruski i późniejsze konsekwencje tego wydarzenia. Ale największe zaufanie ma do historii starożytnej i jej propagatora – niezapomnianego profesora gawędziarza ("gaduły" jak to niektórzy mówili o nim – a pamiętam to) – Aleksandra Krawczuka mającego obecnie 94 lata i zdumiewającą formę. A powód jest konkretny. Starożytna historia jest według niego w największym stopniu odpolityczniona i można jej zaufać bardziej niż tym, które powstały po niej. Takie pojmowanie historii powstało, tak mogę przypuszczać, od jego wyśmienitych nauczycieli historii: w Majdanie Starym od mgr. Wincentego Szymanika, a w liceum od dr. Arkadiusza Jastrzębskiego. To ponoć jedyny pedagog z tytułem doktora w tej szkole, to sprzyjający przypadek dla bohatera tego felietonu. To, moim zdaniem, dobrze wróży na przyszłość temu młodemu finaliście olimpiady z historii.
Zadam jeszcze pytanie: skąd to zapowiedziane odniesienie do tytułu, jaki to ma związek z tytułem? Odpowiem tak: tytuł tego felietonu powstał po przypomnieniu sobie tego, co było. Tak się mówiło w latach 60. w studenckim slangu, kiedy zdobywało się wyżyny matematycznych funkcji i szeregów Fouriera. Wtedy chciano w ten sposób podkreślić coś superekstremalnego, coś, co było tylko nazwą ilości nieskończonej, czyli iluzorycznym kresem poznania. Język wtedy nie potrafił już wymówić słowa o czymś większym. Od "tego"nie było już nic większego, ani liczniejszego. Ale to dywagacja, zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że przeholowałem trochę w tym rozumowaniu, ale poniosła mnie "seniorska" fantazja i chęć wyróżnienia finalisty i siebie troszkę też, choć to może wyglądać na zarozumialstwo autora, do czego nie przyznaję się, bo to jest autoironia. To oznacza, że autorowi zależy na dystansie do tego.
Biłgorajczyk, [email protected]
"Maximum maximorum"
Opublikowano:
Autor:
reklama
Przeczytaj również:
Wiadomości Biłgorajskie
reklama
reklama
reklama
reklama
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE
reklama
Komentarze (0)