Głównym założeniem sztabu generała Siegfrieda Haenicke i generała Friedricha Altrichtera w niezapomnianym czerwcu 1944 roku było dwustopniowe, a zarazem całkowite zniszczenie licznych oddziałów leśnych, skoncentrowanych w Lasach Lipskich i Janowskich, jak również w pobliskiej Puszczy Solskiej. Obie operacje militarne, szczegółowo zaplanowane dzień po dniu, miały przywrócić Niemcom panowanie nad tym obszarem, utracone wskutek ciągłego paraliżowania przez tutejszych partyzantów ich ruchów taktycznych na zapleczu frontu, które zostały wymuszone wycofywaniem się przed Rosjanami, prącymi nieuchronnie na zachód. Udana ucieczka do lasów puszczańskich, przerzuconych do kompleksu janowskiego żołnierzy radzieckich, przy zadaniu przez nich wielkich strat okupantowi (tj. prawie 500 zabitych i trzy razy więcej rannych), rozwścieczyła wroga do tego stopnia, że zaczął brać odwet za swe niepowodzenia nawet na okolicznej ludności. [caption id="attachment_583152" align="alignleft" width="256"] Józef Nizio[/caption] Mimo jego przewagi liczebnej (ok. 30 tysięcy ludzi, zaprawionych w walce) oraz skazaniu na porażkę obrońców tej ziemi, bitwa, która rozegrała się pod Osuchami, okazała się ich wielkim sukcesem, bo wciągnęła część sił niemieckich właśnie w tę operację i to akurat w obliczu nacierania Armii Czerwonej, która dotarła tu ostatecznie miesiąc później. Wiele już pisano na temat walk w Puszczy Solskiej, zwłaszcza o okrążeniu i próbie likwidacji wszystkich oddziałów partyzanckich AK, BCh, AL i żołnierzy sowieckich. Jakby nie było owo zgrupowanie liczyło wówczas ok. 5000 osób. Ale nie zawsze robiono to rzetelnie. Dlatego w kolejną rocznicę tragicznej bitwy osuchowskiej chciałbym przypomnieć wszystkim sylwetkę jednego z jej wielkich i... trochę zapomnianych bohaterów, który siebie samego oraz swych towarzyszy broni od tej zagłady uratował. Nie ulega bowiem wątpliwości, że to dzięki niemu i naprędce sformowanej ochotniczej grupie szturmowej, w większości szybko rozbitej, inni zawdzięczają ocalenie własnego życia. [caption id="attachment_583150" align="alignleft" width="250"] Franciszek Nizio w mundurze wojskowym[/caption] Tym człowiekiem był kpr. Franciszek Nizio, (po bitwie plutonowy), żołnierz WP w kampanii wrześniowej, potem armii podziemnej, czyli AK o pseudonimie "Jagoda", "Spalony" albo "Franek", który jako pierwszy pod gradem kul dotarł do gniazda niemieckiego ckm-u i go unieszkodliwił, co pomogło wydostać się z okrążenia co najmniej kilkudziesięciu partyzantom. Urodził się 8 stycznia 1916 roku w Puszczy Solskiej, dawnej wsi pod Biłgorajem, a obecnie jego dzielnicy (od 1954 roku), jako syn dekarza Jana oraz Anny z domu Zygmunt, tercjarki przy kościele parafialnym. Jego ojciec zmarł już w 1925 roku, a więc kiedy miał ledwie 9 lat. Najstarszy z braci Józef (ur. 1902) ps. NN otoczył wtedy opieką matkę oraz rodzeństwo, czyli Stanisława (ur. 1906), Anielę (1910), Franciszka i najmłodszego Szczepana ps. "Seroka" (ur. 1919). Zajął się także ich gospodarstwem wraz ze swoimi pomocnikami Wacławem Stachurskim i Stanisławem Koniecznym, będącymi u nich "na służbie". [caption id="attachment_583145" align="alignleft" width="252"] Szczepan Nizio w mundurze wojskowym brata Franciszka[/caption] Młodsi chłopcy z czasem zajęli się natomiast ciesielką. W tym miejscu należałoby zaznaczyć, iż wychowywali się w patriotycznej atmosferze, dzięki czemu dwaj z nich (Franciszek i Szczepan) wstąpili do paramilitarnej organizacji zwanej Związkiem Strzeleckim "Strzelec" i odbyli stosowny kurs. Tuż przed wojną, tj. w 1938 roku, kolega Franciszka z Puszczy Solskiej (Marcin Kwieciński), wraz z nim samym oraz z Ryszardem Oberkowskim z Biłgoraja, a także z Janem Brzezińskim z Woli Dużej zostali powołani do wojska i rozpoczęli służbę w garnizonie 13 Dywizji Piechoty w Równem. Trafili wówczas do stacjonującego tam 45 pułku Strzelców Kresowych. (Franciszek okazał się nawet strzelcem wyborowym). Po wybuchu II wojny światowej znalazł się ze swoją jednostką w rejonie Tomaszowa Mazowieckiego (5 września), gdzie razem z kolegami został zbombardowany przez lotnictwo niemieckie, a następnego dnia okrążony przez niemiecką 1 DPanc. Podjęto więc decyzję o wycofaniu się do rzeki Pilicy, ale wskutek braku łączności doszło wtedy do całkowitego rozbicia 45 pułku piechoty we wspomnianym mieście, wskutek czego uległ on znacznemu rozproszeniu. Resztki tego oddziału wzięły jeszcze udział w krwawych walkach pod Kozienicami, w walce o przeprawę na Wiśle (8-9 września). Aby nie dostać się do niewoli przepłynął ją wtedy wpław, mijając ciała swych martwych towarzyszy. Z końcem tego miesiąca powrócił szczęśliwie do rodzinnej Puszczy Solskiej. Tu jeszcze w 1939 roku rozpoczął działalność konspiracyjną, współtworząc zręby Związku Walki Zbrojnej, a następnie Armii Krajowej. Przysięgę złożył jednak dopiero w 1941 roku z rozkazu ówczesnego Komendanta Obwodu AK Biłgoraj kpt. Stanisława Małeckiego ps. "Kosa" ("Sulima"). Przyjął ją ppor. rez. Tadeusz Gumiński, ps. "Tadeusz", "Szyszka", oficer organizacyjny, następnie kierownik BIP. Oto co napisał o tym wydarzeniu w swoich "Dziennikach" pod rokiem 1968: W jednej z restauracji [w Biłgoraju], gdzie wstąpiłem na obiad, wszczął ze mną rozmowę pewien jegomość. Kiedy wymienił nazwisko Nizio odpowiedziałem machinalnie – to pan składał na moje ręce przysięgę organizacyjną w 1941 roku. Nazwisko to utkwiło mi w pamięci. Noszącego je żołnierza, zamieszkałego w Puszczy Solskiej niedaleko rozwidlenia dróg i kościoła, przyjmowałem bowiem formalnie w szeregi AK na polecenie "Kosy". Był gońcem Komendy Obwodu. Opinię miał już znakomitą u niego, ale nie był zaprzysiężony oficjalnie. Faktycznie tak było, ponieważ zgodnie z przekazem rodzinnym o wiele wcześniej złożył nieformalną przysięgę w Górecku Kościelnym przed ks. Janem Mrozem. Nie był też wcale tym rozmówcą, bo okazał się nim jego krewny o tym samym nazwisku. Oprócz dostarczania meldunków czy rozkazów Franciszek Nizio zajmował się również werbowaniem zaufanych ludzi z Biłgoraja i sąsiednich miejscowości do pracy w podziemiu. W 1944 roku zorganizował nawet samodzielną drużynę wywiadowczą przy oddziale partyzanckim ppor. rez. Józefa Steglińskiego ps. "Cord", która należała do jednej z najlepszych siatek miejscowego wywiadu. Nieco wcześniej otrzymał stopień kaprala (dokładnie w 1943 roku), zapewne podczas kursu Młodszych Dowódców Piechoty, zorganizowanym przy powstałym wtedy oddziale dywersyjno-szkoleniowym, założonym przez tego dowódcę w lesie koło Nadrzecza. Po jego rozwiązaniu ze względu na zagrożenie wykrycia powstał w następnym roku (tj. w 1944), na bazie wyszkolonej kadry już prawdziwy oddział leśny, liczący po czerwcowej mobilizacji co najmniej 200 żołnierzy z Biłgoraja i okolic. Zresztą od czasu przybycia ppor. Steglińskiego do naszego miasta w drugiej połowie 1942 roku, ściśle z nim współpracował. Co więcej, do tej konspiracyjnej działalności zgłosili się oprócz niego także jego dwaj bracia Józef i Szczepan, którzy razem z Józefem Kantym właśnie w 1944 wstąpili do nowego oddziału ppor. "Corda". Trzeci z rodzeństwa Stanisław trafił niestety do obozu w Dachau, a następnie na roboty przymusowe w III Rzeszy, stąd nie mógł do nich dołączyć. Przeżył wojnę, ale doznane cierpienia sprawiły, że w zasadzie był już wrakiem człowieka, często nierozumianym przez otoczenie. [caption id="attachment_583149" align="alignright" width="265"] Franciszek Nizio w Bieszczadach[/caption] Kapral Franciszek Nizio, zajmując się dostarczaniem meldunków i rozkazów, a także kolportażem wszelkiej prasy podziemnej po całym obwodzie, niejednokrotnie trafiał na Niemców, czekających zawsze na "kogoś" po drodze. Tylko swojej zimnej krwi i odwadze, graniczącej z szaleństwem, zawdzięczał zawsze szczęśliwe wyjście z tych sytuacji. Ale na wszelki wypadek ostatnią kulę i cyjanek trzymał rzecz jasna dla siebie. Już na początku konspiracji został zadenuncjowany, dlatego musiał się ukrywać ok. dwóch tygodni w firmie budowlanej we Lwowie. Niestety i tam Niemcy trafili szybko na jego ślad. Otrzymał wtedy rozkaz zaszycia się w małej wiosce w Bieszczadach. Pomimo wielkiego zagrożenia wrócił jednak po trzech tygodniach do Biłgoraja, zmieniając pseudonim na "Spalony". Oczywiście brał udział w kilku spektakularnych akcjach zbrojnych. Przykładem tego jest akcja na folwark niemiecki w Różnówce, podczas której bez jednego wystrzału zarekwirowano Niemcom siedem wozów żywności, czy atak na pociąg pancerny, zdobyty również bez wystrzału. [caption id="attachment_583148" align="alignleft" width="146"] Franciszek Nizio po przymusowym opuszczeniu Biłgoraja[/caption] Uczestniczył także w drugiej zasadzce na szefa biłgorajskiego Gestapo Kolba czy podczas odbicia więźniów z aresztu w Biłgoraju. Według tradycji rodzinnej, nie potwierdzonej niestety w publikacjach, za rozpracowanie topografii obiektu i odwagę w trakcie tej akcji został wyróżniony przez dowodzącego por. Konrada Bartoszewskiego ps. "Wir" pamiątkowym pistoletem, którego posiadanie było wyłącznie przywilejem oficerskim. Ale jego największym osiągnięciem było z pewnością zmaganie się z żołnierzami regularnej armii niemieckiej w największej bitwie partyzanckiej na ziemiach polskich pod Osuchami. To właśnie "Frankowi" i kilkunastu ochotnikom z grupy szturmowej powierzył "Cord" zadanie dokonania zbawiennego wyłomu w liniach wroga. W nocy z 24 na 25 czerwca 1944 roku razem z nimi (tj. z kpr. Zygmuntem Buszkowskim ps. "Żółty", kpr. Edwardem Pysiewiczem ps. "Brzózka", szer. Janem Młynarczykiem ps. "Sygnał", szer. Janem Baczewskim ps. "Głaz", plut. Walerianem Sarzyńskim ps. "Waler", plut. Wawrzyńcem Rogiem ps. "Lis", plut. Kazimierzem Pacykiem ps. "Grom", jego bratem szer. Wincentym ps. "Żwawy", kpr. Bogdanem Wolaninem ps. "Wiewiórka" oraz Wawrzyńcem Obszańskim ps. "Dąbek", szer. Wojciechem Pudło ps. "Przechodni" i Szczepanem Nizio ps. "Seroka") dokonał przebicia, dzięki któremu kilkudziesięciu partyzantów wydostało się z okrążenia. W bitwie tej stracił najmłodszego ze swego rodzeństwa – 25-letniego Szczepana, zaś po niej jeszcze 42-letniego brata Józefa, pojmanego i bestialsko zamordowanego przez Niemców na Rapach, wraz z 60 innymi schwytanymi. Wydarzenia te uwiecznił w książce "Paprocie zakwitły krwią partyzantów" prof. Jerzy Markiewicz. Za dokonanie wspomnianego przebicia i odwagę w walce z okupantem został mianowany plutonowym przez samego dowódcę 9 pp AK Ziemi Zamojskiej kpt. Stanisława Prusa ps. "Adam" 28 lipca 1944 roku. Po wojnie, tak jak wszyscy członkowie AK był represjonowany i szykanowany przez wiele lat. Do końca wierzył w wolną Polskę. Odszedł do wieczności 23 kwietnia 1992 roku w Biłgoraju. Cześć jego pamięci! [caption id="attachment_583151" align="alignnone" width="717"] Jedna z teczek Bezpieki z 1952 roku z materiałami nt. plut. Franciszka Nizio[/caption] [caption id="attachment_583147" align="alignnone" width="768"] Wykaz awansowanych do stopnia plut. 1944[/caption] [caption id="attachment_583146" align="alignnone" width="768"] Wykaz awansowanych do stopnia plut. 1944 załącznik[/caption] Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszego artykułu w jakiejkolwiek postaci, w tym również poprzez modyfikowanie jego treści, jest bez wiedzy i zgody autora zabronione.
Piotr Flor Prezes Biłgorajskiego Towarzystwa Regionalnego
Komentarze (0)