Nazwa pierwszego miesiąca zimy „grudzień” pochodzi prawdopodobnie od słowa gruda, gdyż w tym czasie zwykle zalegają już grudy śniegu. Grudzień w cyklu kalendarzowym zamyka pewien okres i otwiera nowy – to czas obchodzenia podwójnych narodzin – najpierw Jezusa, a następnie Nowego Roku. Podczas adwentu ludzie modlili się częściej, niż zwykle, uczestniczyli w nabożeństwach przed świtem (roratach), nie organizowali hucznych zabaw ani wesel. W tym czasie nie jedzono mięsa, tłuszczu pochodzenia zwierzęcego, nie pito alkoholu, a w środy i piątki powstrzymywano się od spożywania nabiału. Był to czas spokojny, nie organizowano zabaw, nie grano na instrumentach, które chowano nawet do skrzyni. W czasie adwentu mężczyźni młócili cepami zboże, żęli sieczkę, mielili zboże, łatali stare i robili nowe chodaki. Kobiety sprzątały chałupy, bieliły ściany, szyły koszule, worki, płachty, przędły kądziel. Młode dziewczęta natomiast przygotowywały świąteczne ozdoby izby. Dzieci darły pierza, uczyły się kolęd, powinszowań i życzeń świątecznych. Nie wolno było również uprawiać ziemi, która w tym czasie odpoczywała. W tym czasie obchodzono dzień św. Andrzeja 29/30 listopada), św. Barbary (4 grudnia), św. Mikołaja (6 grudnia) oraz św. Łucji (13 grudnia). „Na świętej Barbary prognozowało się pogodę na święta Bożego Narodzenia: „Jeśli Św. Barbara po lodzie, Boże Narodzenie po wodzie" albo odwrotnie: „Jeśli Św. Barbara po wodzie, Boże Narodzenie po lodzie" – Izabela Telekało, Księżpol. „W wieczór andrzejkowy latało się do rzeki i ręką wyciągało się, kto co trafił – garść piachu, kawałek drewna czy nawet pióro. Miało to wróżyć na przyszłość, na przykład zawód przyszłego męża” – Aniela Wryszcz, Księżpol. „Młode dziewczyny w andrzejki odliczały deski w płocie od słupka do słupka, mówiąc tak: dranka, zasranka, stop, chłop. Co miało oznaczać: życie bez zmian, dziecko, staropanieństwo czy szybkie zamążpójście” – Krystyna Blicharz, Księżpol. „Wróżyło się z drzewa. Szło się do drewutni i brało się drzewa, ile się wzięło, przynosiło potem do mieszkania i się liczyło. Jak para – no to będzie para, a jak nie, no to jeszcze nie” – Krystyna Fus, Księżpol. „W andrzejki młodzież lubiła robić różne kawały i psoty. Malowano okna wapnem na biało, na drodze kładło się portfele przywiązane do nitki. Czasem w furtce rozciągali nisko sznurek i jak ktoś szedł, to fiu!.. i przewrócił się” – Krystyna Blicharz, Księżpol. „Wieszano wysoko na sznurku placek lub jabłko, a chłopak miał go ugryźć. Zadanie to było trudne” – Helena Szcząchor, Majdan Stary. „Przynoszono gałązkę wiśni do domu, wstawiano do wody i czekało się, czy zakwitnie na święta. Jak zakwitnie, to wróżyło zamążpójście” – Irena Szuska, Majdan Stary. „W andrzejki wieczorem wystarczyło wyjść na dwór i posłuchać, z której strony pies szczeka. Albo pochylić się nad studnią i zawołać hop-hop! Gdzie się odezwie echo, z której strony obejścia, to stamtąd będzie mąż” – Danuta Skura, Majdan Stary.
Oprócz przedświątecznych porządków dawniej był to również czas na przygotowywanie dekoracji świątecznych i choinkowych. Były to ozdoby wykonane ze skorupek wydmuchanych jajek, tzw. wydmuszek, i orzechów włoskich, przyozdobionych kolorowymi papierkami, watą, piórkami lub zawiniętych w sreberka, łańcuchy ze słomek i kolorowych bibułek oraz pieczone na święta ciasteczka. Tradycyjną i zarazem bardzo symboliczną ozdobą były pająki ze słomy. Pająki wieszano na każde Święta Bożego Narodzenia i zawsze były na nowo wykonywane. Stanowiły one symbol urodzaju i szczęścia w nowym roku.
„Kobiety spotykały się wieczorami i prześcigały się, która zrobi najładniejszą ozdobę na choinkę. Robiło się z tego, co było pod ręką – papieru, bibuły, słomek. To były spotkania przy lampie naftowej, połączone z nauką kolęd, które krążyły po wsi od domu do domu” – Helena Kołodziej, Majdan Stary. Dawniej przed wieczerzą wigilijną gospodarz wnosił do domu snop zboża, stawiając go w kącie izby. Pod świąteczny obrus z kolei wkładano siano. „Robiło się króla – snopek zboża, przeważnie z owsa czy żyta. Gospodarz wnosił go do domu przed pośnikiem i mówił: „Daj Boże na szczęście, na zdrowie i z wigilią”, a domownicy mu odpowiadali: „Daj Boże, żeby zdrowi bywali i do drugiego roku doczekali!”. Tato jeszcze przynosił do domu garniec ze zbożem, siano, które wkładano pod obrus, a pod stołem kładło się słomę. Nieraz jako dzieci spaliśmy w tej słomie. Z króla trochę ziarna sypało się na wigilijny stół, kładło się też ząbki czosnku i opłatek” – Teresa Kowal, Księżpol. „Króla stawiano w kącie domu i stał on tak do święta Trzech Króli. Potem ziarno z niego wybijano i dawano kurom, a słomę zwierzętom. Mówiło się wówczas, że jak u Rusinów wigilia, to już król z domu wychodzi” – Krystyna Blicharz, Księżpol. W niektórych wsiach bardzo pilnowano, żeby do domu w dzień wigilii nie przyszła kobieta, bo sprowadziłaby na ten dom nieszczęścia. Za to szczęście i powodzenie przynosił mężczyzna. Kiedy przychodził pozdrawiał domowników słowami: "Daj Wam Boże szczęścia, zdrowia z wigilią", na co zawsze odpowiadano "Daj Boże". Miało to zapewnić pomyślność wszystkim. „W wigilię nie można było, żeby kobieta do domu weszła i nas mama bardzo pilnowała, żebyśmy do sąsiadów nie szli. Nie można było tego dnia się też kłócić. Od wigilii do kolędy domu nie wolno było sprzątać ani zamiatać. Dopiero w kolędę rano trzeba było się śpieszyć i szybko wynieść siano i słomę, żeby połaźniki już jej w domu nie zastali” – Izabela Telekało, Księżpol „Kobiety w wigilię nie wychodziły z domu, krzątały się po kuchni, przygotowując świąteczne potrawy, zaś ojciec siadał w pokoju na podłodze, trzymając glinianą donicą między nogami, ucierał mak na kutię. Tego dnia przynosił także choinkę z lasu” – Regina Kołodziej, Majdan Stary. Choinka – to najczęściej dziś spotykana, choć historycznie najmłodsza ozdoba domów w czasie Bożego Narodzenia. Przywędrowała do Polski na przełomie XVIII i XIX wieku. Choinka nie była częstym gościem na wsi. Ozdabiało się ją, tak jak i podłaźniki, jabłkami, orzechami, elementami wykonanymi z wydmuszek, piórek, słomy i kolorowego papieru. Choinkę dawniej ubierało się dopiero w Wigilię i nie stawiano jej na podłodze, tylko zawieszana była u sufitu. Święta Bożego Narodzenia nazywano także Godami, Godniemi Świętami lub Świętymi Wieczorami. Wszystkie, zwłaszcza ciężkie prace w gospodarstwie oraz sprzątanie i ozdabianie domu należało zakończyć zanim pokazała się na niebie pierwsza gwiazda. „Kiedy zbliżał się wieczór, a na niebie ukazała się pierwsza gwiazdka, cała rodzina zbierała się w pokoju, ojciec stukał do drzwi i wchodził z ogromną wiązką słomy i garścią siana. „Daj Boże na szczęście, na zdrowie i z wigilią” – mówił. „Daj Boże szczęścia, zdrowia” – odpowiadali domownicy. „Przynoszę wam słomę i siano na pamiątkę, że tej nocy w betlejemskiej stajence wśród pasterzy i trzody urodził się Jezus Chrystus”. Słomę rozścielało się na całej podłodze, a siano kładło się na stół pod obrus. Pod stołem stała dzieża z zakwasem na chleb, żeby w tym domu nie zabrakło chleba przez cały następny rok” – Aniela Szcząchor, Majdan Stary. Świąteczny stół łączył wszystkich domowników zarówno tych żyjących, jak i zmarłych. Niezwykła, nocna pora spożywania wieczerzy wigilijnej, jak i obfitość jedzenia, oznaczały nadejście czasu świątecznego. Pośnik zaczynano po ujrzeniu pierwszej gwiazdki na niebie, na pamiątkę ukazania się gwiazdy betlejemskiej trzem mędrcom ze wschodu. Podzielenie się opłatkiem stanowiło szczególny rytuał, bowiem po odmówieniu pacierza i modlitwy za zmarłych gospodarz składał życzenia i dzielił się opłatkiem od najstarszego do najmłodszego domownika. Na stole pojawiały się pierogi z kapustą i grzybami okraszone olejem lnianym, gotowany groch (fasola), kutia (pszenica tłuczona w stępie z miodem, makiem i orzechami), kapusta z grochem i olejem lnianym, gęsta krupa jaglana, kasza gryczana z grzybami, pieróg gryczany pieczony w skórce, smażone racuchy drożdżowe i susz. W nowy rok częstowano się szczodrakami (amoniaczkami) i zawiajńcami z ciasta drożdżowego z nadzieniem z sera czy smażonych jabłek. W późniejszych latach na wigilijnym stole pojawił się barszcz z uszkami i śledzie. Jeszcze do dziś wierzymy, że w wigilijną noc zwierzęta rozmawiają ze sobą ludzkim głosem. Nie wolno jednak ich podsłuchiwać. W wigilijny wieczór obdarowuje się także zwierzęta opłatkiem. „Po wspólnej modlitwie ojciec jako pierwszy brał do ręki opłatek, łamał i dzielił się z rodziną, składając życzenia. W zestawie opłatków jeden był kolorowy przeznaczony dla zwierząt domowych. Po wieczerzy wigilijnej owijali ten opłatek sianem spod obrusa i szli do obory podzielić się z chudobą. Szło się też do sadu potrząsnąć drzewkami, aby dały dobry urodzaj w następnym roku” – Irena Szumska, Majdan Stary. „Po pośniku wychodziło się na dwór i wiązało się krzaki sianem, żeby krowy na pastwisku się nie rozbiegały” – Zofia Mróz, Majdan Stary. „Jako dzieciak po pośniku strzelałem ze strzelniczki napełnionej prochem lub zeskrobanym z zapałek fosforem. Żeby było jak najgłośniej i słychać było jak najdalej, to ryzykując, napełniało się tym materiałem wybuchowym całą strzelniczkę, czyli wbitą kulkę po wytopieniu z niej ołowiu. Dla bezpieczeństwa uderzałem strzelniczką zza węgła o ścianę tak, żeby włożony do strzelniczki gwóźdź wywołał wybuch z ogniem i pachnącym dymem. Po tym chłopcy się spotykali i chwalili nawzajem, który strzelił najgłośniej. Tak bywało w Majdanie Księżpolskim” - Jan Kowal „Biłgorajczyk”. W kolędę, czyli drugi dzień świąt, wczesnym rankiem w domach pojawiali się mali chłopcy, tzw. połażniki (poważniki), którzy składali życzenia gospodarzom i dzięki temu zapewniali pomyślność i spokój domowi. Po wsiach chodzili także kolędnicy, którzy wystawiali tzw. „Herody”. Były to ludowe przedstawienia bożonarodzeniowe podobne do dzisiejszych jasełek. Zgodnie ze zwyczajem odwiedzających mężczyzn domownicy częstowali ciastem, wędliną, ofiarowywali pieniądze albo drobne ciastka zwane szczodrakami.
W kolędę rano, jeszcze przed mszą, od domu do domu chodzili chłopcy, połaźniki. Wchodząc do domu życzyli domownikom pomyślności na cały rok: „Byłem w kościele, widziałem anielskie wesele. Te nowine wam głosze, o połaźnik was prosze”. Wtedy im dawano drobne pieniądze” – Krystyna Blicharz, Księżpol. Drugi dzień świąt stawał się dniem radości, biesiadowania. Dzieci ruszały po połazach.
„Kolędnicy chodzili wieczorem całą bandą, i stare chodzili też. Chodzono z szopą lub dużą gwiazdą na kiju, która się obracała, a w środku miała zapaloną święcę. Kolędnicy byli przebrani za anioła, diabła, śmierć, króla i żyda. Śpiewali pod oknem kolędę, za co obdarowywano je drobnymi pieniędzmi, częstowano ich ciastkami, orzechami, czy nawet dawano worek reczki. Na odchodne mówili: „Za kolędę dziękujemy, szczęścia, zdrowia wam życzymy, na ten nowy rok!” Czasem w żartach mówiono: „Żeby wam się nie rodziło, żyto ni pszenica, tylko na piecu dzieci kopica” – Teresa Kowal, Księżpol. Czasem kolędnicy w żartach śpiewali tak: „Nie macie pieniędzy, to nam dajcie chleba. My będziemy prosić, da wam Pan Bóg z nieba” – Krystyna Blicharz, Księżpol. Do izby się wchodziło z pozdrowieniami: „Na szczęście, na zdrowie, z kolędą!” i sypało się owies na podłogę wypowiadając życzenia. Zdrowia, szczęścia, pomyślności Niech w tym domu radość gości Żeby w polu się rodziło A w komorze pełno było Na szczęście, na zdrowie, z kolędą. Czy każecie zakolędować? Były to duże grupy mężczyzn (również prawosławnych śpiewających donośnie brzmiącymi głosami – basami). Liczne przybycie kolędników oznaczało szacunek dla rodziny. Po zakończeniu kolędowania wołali: Za kolędę dziękujemy Zdrowia, szczęścia winszujemy. Gospodyni się szczypała Za kolędę skąpo dała. Lub: Żebyście mieli i dawali Do drugiego roku doczekali. Kolędnicy przychodzili z gwiazdą, szopką, przebrani za żyda, króla, diabła, śmierć, turonia (tura), dziada i babę. W niektórych wioskach był także zwyczaj śpiewania kolęd dla panien, zwanych „dunajami”. Śpiewano tak: „Nasza Helenka, śliczna panienka hej róży kwiat, hej róży kwiat Świeci jej księżyc, służą jej chłopcy Hej cały świat, hej cały świat. Sukienka na niej jako na pani hej róży kwiat, hej róży kwiat Buciki na niej jako na pani hej róży kwiat, hej róży kwiat.” – Helena Szcząchor, Majdan Stary. „Dunaje – to chłopcy, którzy chodzili z kolędami po domach, gdzie była dziewczyna na wydaniu. Chodzili z szopką w okresie od kolędy do Trzech Króli” – Eugenia Piskorska, Księżpol. Dwanaście dni od Bożego Narodzenia do Trzech Króli to przepowiednia pogody dla dwunastu kolejnych miesięcy roku. Pogoda 25 grudnia stanowiła prognozę dla stycznia, 26 – dla lutego, 27 – dla marca i tak dalej. Notowano, zapisywano, jaka jest pogoda dniem i nocą. Wierzono, że jeżeli Boże Narodzenie wypada w niedzielę, zima będzie ciepła, wiosna dżdżysta i ciepła, lato suche i pogodne, a jesień deszczowa i wietrzna. Zboże wyrośnie „na chłopa”, pszczoły dadzą dużo miodu, a w małżeństwach nie będzie swarów.
Zebrała i opracowała Natalia Kyc, Danuta Kowal
Komentarze (0)