reklama

Bożonarodzeniowe tradycje Ziemi Biłgorajskiej " U nas w domu robiło się wino z landrynek. " (cz. 2)

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Bożonarodzeniowe tradycje Ziemi Biłgorajskiej  " U nas w domu robiło się wino z landrynek. " (cz. 2) - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
4
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
Informacje biłgorajskieCzęść z nich już dawno zapomniana, część nadal żywa. Tradycje bożonarodzeniowe to bogata historia i kultura Ziemi Biłgorajskiej. O tych nadal żywych i już zapomnianych opowiadają nam uczestnicy Klubu Aktywności Lokalnej w Dylach.
reklama

 Przygotowania do godniej wieczerzy

Przygotowania do najwspanialszej uczty roku, rozpoczynały się już o poranku. Dzień rozpoczynał post. 
- Dorośli jedli jeden syty posiłek - wyjaśnia Anna Telega - starcy mogli zjeść więcej, natomiast dzieci post nie obowiązywał.
- Chyba wszędzie tak było - dodaje Jan Paluch.
- Pamiętam taką sytuację. U nas w domu robiło się wino z landrynek. Takich słodyczy. Landrynki wrzucało się do beczki sięgającej dorosłemu pasa i zalewano wodą. Nie wiem ile dokładnie tych landrynek sypano do tej dębowej beczki. Potem, całość nakrywano wiekiem, w którym był mały otwór, bo roztwór fermentował. Wino przygotowywano wcześniej, żeby było na święta. Ono sobie w tej beczce spokojnie fermentowało. Kiedy przed wigilią ciocia robiła ciastka amoniaczki, przyszłam do niej, usiadłam na beczce i wszystko z ciekawością obserwowałam. Żeby było mi wygodniej, położyłam na beczce jakieś nakrycie. Poczęstowano mnie ciastkiem i tak siedzę sobie zadowolona. Słyszę, że w tej beczce coś bulgocze, ale jako dziecko nie przywiązywałam do tego wagi. I nagle... BUM! Beczka wybuchła! Wieko wraz ze mną przeleciało przez pomieszczenie! Na ściany i podłogę trysnęła fontanna wina! Zraniłam się w policzek i wybiłam sobie ząb! Katastrofa! Wszyscy bardzo się zdenerwowali, ale potem im przeszło. Tylko, że nie było wina na święta. 
- Był podział prac - opowiada Jan Paluch z KAL. - Kobiety zajmowały się posiłkiem, domem, dziećmi, mężczyźni mieli swoje obowiązki. Słyszałem o takim zwyczaju, że mężczyzna wychodził rano przed dom i kropił całe obejście wodą święconą, co miało zapewnić obejściu powodzenie przez cały rok. Gospodarz przynosił do domu snopki, jeden z owsa, drugi z pszenicy i trzeci z żyta albo z jęczmienia. Snopki te ustawiał w kątach pokoju albo gdzieś blisko wejścia. Nazywano te snopki Trzema Królami, bo stały w domu do święta Trzech Króli. 
 W niektórych regionach, obok snopa kładziono uprząż końską, a pod ławą pług i sierp. Dlaczego? Aby zboże było dobre do żęcia podczas żniw. Ustawiano także łopatę do pieczenia chleba, wierząc, że ta kobieta, która przyniesie kociubę - pogrzebacz do pieca, jest czarownicą. Obok stawiano maśniczkę, aby krowy się lepiej doiły. Niekiedy nogi stołu obwiązywano łańcuchem, wsuwano pod niego siekierę albo metalową cześć pługa. A wszystko w trosce o bezpieczeństwo gospodarstwa.  
Tylko mężczyzna, podczas wigilii, mógł wnosić przedmioty do domu. Gdyby zrobiła to kobieta, na domostwo mogło spaść nieszczęście. Tylko mężczyźni sprowadzali na gospodarstwo pomyślność i dostatek. 
- Gospodarz przynosił też słomę, którą rozrzucano po całej izbie. Kobiety wcześniej szorowały podłogi, tak, że aż się świeciły. Kiedy tę słomę rzucono na podłogę, pachniało w całym domu! - opowiada Teresa Łokaj.
- Nie wiem, czy dobrze rozumiem. Najpierw kobiety urabiały sobie łokcie przy sprzątaniu, a potem rozrzucano słomę?
- Tak! Proszę się nie dziwić! Każdy to uwielbiał! 
- W tej słomie dzieci się bawiły.
- Można było poleżeć i odpocząć. Pachniało świętami. 
- Słomę w domu miała przypominać stajnię, w której narodził się Zbawiciel. 
 - A bywało jeszcze tak, że gospodarz jak przyniósł słomę, nie wieszał czapki na wieszaku, tylko kładł ją na tej słomie. Miało to ustrzec zboże przed chorobami. 

reklama

 Słoma była w obowiązkowym elementem wystroju świątecznego domu. Grubą warstwę układano na stołach, dopiero potem przykrywano lnianą płachtą i obrusem. Na ścianach zawieszano słomiane gwiazdy i krzyże, przy suficie słomiane ozdoby. W niektórych miejscowościach pod obrus wsuwano kilka ząbków czosnku oraz chleb, które potem dawano zwierzętom jako świąteczną wieczerzę. W Wigilię zwierzęta były lepiej traktowane niż każdego innego dnia, aby mogły wraz z całym światem cieszyć się z Narodzenia Jezusa....
 
 

 Najpierw modlitwa

- Wigilię rozpoczynała modlitwa. Najpierw czytanie pisma przez głowę rodziny albo inną wyznaczoną osobę, zwykle był to chłopiec, potem wszyscy odmawiali pacierz i po jej zakończeniu rodzina dzieliła się opłatkiem - opowiada Jan Paluch.
- Nie powiedziałeś, że z kolacją wigilijną czekano do pierwszej gwiazdki. Dzieci zawsze się niecierpliwiły. Czy już! Czy to już! - mówi Anna Telega. - Pierwsza gwiazdka to takie upamiętnienie gwiazdy betlejemskiej. 
- Wcześniej, przed wieczerzą, każdy się dokładnie mył i odświętnie ubrał. Kobiety nakrywały stół, a dzieci czekały na znak, że to już czas. 
 - Na stole układano tyle opłatków ilu było domowników albo i więcej. Były też opłatki dla zwierząt w kolorze zielonym i żółtym. Tych jednak nie podawano z pozostałymi, żeby się ktoś nie pomylił. 

reklama

- Łamanie opłatkiem rozpoczynał gospodarz, który jako pierwszy składał wszystkim życzenia. Mówił przy tym: Oby my drugiego roku wigilii doczekali. Potem, na każdy opłatek nakładał łyżkę miodu i ząbek czosnku. Miód zapewniał słodkie życie, a czosnek, zdrowie. 
- Dla dzieci były to ulubione łakocie - uśmiecha się Anna Telega. 
W niektórych regionach Polski, opłatek przechowywano w domu przez cały rok, wierząc, że w ten sposób zyskają ochronę przed ogniem i piorunami. 
- I zasiadano przy stole. 
- Do stołu zasiadano według wieku. Najstarsi na początku, dalej młodsi i najmłodsi. Według kolejności schodzenia ze świata. Gdyby ktoś usiadł w innym miejscu, ryzykowałby wcześniejszą śmiercią. Bo śmierć mogła się pomylić. 
- Zostawiano też wolne miejsce dla wędrowca. Dawniej ludzie przemierzali duże odległości pieszo i szukali schronienia po domach, teraz to bardziej tradycja.
- Ale niektórzy uważali, że ten talerz jest dla osób, które nie doczekały wigilii albo wyjechali daleko. Ten zwyczaj stał się popularny po wojnie. Wcześniej tego nie było, a przynajmniej nie był tak powszechny, jak później i teraz. 
W okresie międzywojennym, a także po wojnie, wieczerzę spożywano z jednej misy ustawionej na środku stołu. Z czasem, zwyczaj ten zastąpiły oddzielne talerze dla każdego z gości. Chociaż panowała bieda, dokładano starań, aby pośnik był syty, ponieważ to, w opinii ludzi, zapewniało pomyślny rok. 
 
 
..cdn...

reklama
reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama