- Reklama -

- Reklama -

Wspomnienia z czasów PRL

- Reklama -

Przeżyliśmy szczęśliwie „tercet świąteczny”. 1 maja – Święto Pracy, 2 maja – Dzień Flagi RP, 3 maja – święto Konstytucji 3 Maja. Często przy piwku wspominają staruszkowie, jak „to drzewiej bywało”, czyli czasy młodości.

Opowiada Janusz: – „Jadę z kolegami przygotować obchody rocznicowe w Osuchach. Akurat wypróbowaliśmy „dar jednostki wojskowej z Zamościa” – wysłużony dżip. Ta „błyskawica szos” w porywach, tzn. z wiatrem i z górki przekraczała 60 km/h. I właśnie przy tej szybkości, tuż przed Osuchami, kiedy śpiewaliśmy piosenkę frontowego szofera: „… i dojechał, gdzie dojechać miał”, urwało się przednie koło i pomknęło w gąszcz lasu. Co było robić? „Polak potrafi” – przypomnieliśmy sobie hasło wodza. I podczepiliśmy sosnowy bal pod urwaną oś. Z minimalną prędkością dotarliśmy do pierwszej posesji. Tu zostawiliśmy nasz wehikuł i udaliśmy się piechotą pod pomnik. Zajęliśmy się przygotowaniem terenu i organizacją uroczystości, którą zaszczycić miały władze wojewódzkie. O samochodzie przypomniano nam po kilku miesiącach. Gdy przyjechaliśmy w towarzystwie speca zwanego „złota rączka”, gospodarz pokazał nam mocno zdezelowany pojazd wtopiony w grunt podmokłego podwórka, obok kurnika. Gospodarz, widząc naszą „gonitwę myśli” – co tu robić? zaproponował: „A zostawcie tu ten złom – tak mi się dobrze w nim kury niosą, że dam wam kosz jajek i pomieniamy się, czyli: „Machniom”! Transakcja została zawarta na słowo, a wiadomo, że słowo więcej warte niż pieniądze.
Janek rozwinął sarmacki temat „Gość w dom – Bóg w dom”. Jego domostwo nawiedziła kiedyś prof. Barbara Kaznowska-Jurecka, znana w kraju etnograf, specjalizująca się w strojach ludowych. Pisała rozdział o stroju biłgorajsko-tarnogrodzkim (zeszyt 8). Otóż pani profesor tak oceniła w swoim artykule gościnność biłgorajaków: „…Przybyłam pod wskazany adres, a tu dom otwarty, w obejściu nikogo nie widać, pies przywiązany do budy. Cisza i spokój. Sąsiad, widząc moje zakłopotanie, poinformował mnie: „Cała rodzina pracuje przy sianokosach. Będzie z kilometr stąd – nawet ich widać – ło tam!” Dzień pogodny, piękno biłgorajskiej ziemi – zachwyca, a reakcja miejscowych – bawi, więc z dobrym humorem witam się po staropolsku „Boże dopomóż”. Gospodarz przemawia do mnie: „Witojcie! Wiemy o waszej wizycie, ale czas nagli, bo deszcz ino, ino. My tu trochę roboty jeszcze mamy. Niech se pani weźmie mleko z piwniczki, chleb, masło i ser z komory i niech się rozgości. Zaraz będziem!” Skorzystała z zaproszenia i nie mogła się nadziwić. Tak miło, z pełnym zaufaniem traktować nieznajomego to choć objechała całą Polskę – nie widziała. „Biłgorajską wieś i tą rozbrajającą gościnność będę pamiętała do końca swoich dni” – Janek zacytował panią Kaznowską Janek.
Leszek wspominał wiec przed 1 maja na placu obok Powiatowego (wówczas) Domu Kultury. Tłum biłgorajaków z niestudzoną nadzieją „gruntował” przyjaźń do wielkiego Kraju Rad i krajów – „demoludów” – budujących świetlaną przyszłość. Powiew wiosny niósł nadzieje poprawy losu Polaków. Ta nadzieja wiązała się z wyborem na czołowego przywódcę PRL „genseka” tow. „Wiesława”. Prowadzący więc pokrzykiwał z trybuny o dobrobycie i szczęściu, które miało niebawem ziścić się w naszej ojczyźnie i krajach ościennych. Tu zaczęto wznosić hasła, a tłum kwitował to zgodnym chórem: „Niech żyje!” I tak to szło zgodnie aż po towarzyszy sekretarzy bratnich krajów: Georgi Malenkowa, Wilhelma Piecka, Klementa Kotwalda i innych. Kolega Leszka, ze Śląska, wymienił swojego kamrata spod kiosku z piwem i zakrzyknął: „Niech żyje Alfred Skorek!!!”: – „Niech żyje! Niech żyje! Niech żyje!” – odkrzyknął tłum. Nawet nikt się nie zorientował, że fetował skromnego górnika z Bytomia.
Od siebie dodam, że pierwszomajowe święto to masowe występy w okresie gomułkowsko-gierkowskim. W naszym mieście bywało, że pochód ciągnął się od stadionu do trybuny honorowej przed prezydium Powiatowej Rady Narodowej (obecnie Starostwo). Zamykał przemarsz – demonstrację sprzętu – nowoczesnego parku maszynowego Zakład Przemysłu Kolejowo-Drogowego. Był i taki popis, że robotnicy wiercili wielką bryłę piaskowca na platformie ciągnika – przy absolutnym aplauzie widowni! Wieczorem niezapomniane zabawy taneczne „w małpim gaju” lub na „starym korcie” przy orkiestrze pana Jakóbczyka i bufecie obficie zaopatrzonym. Piknik na całego!
Kazimierz Szubiak

- Reklama -

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Nowa Gazeta Biłgorajska nie bierze odpowiedzialności za treść komentarzy.