- Reklama -

- Reklama -

Wspomnienia pana Zbyszka

Pan Zbyszek Cieślak to znany w Biłgoraju działacz sportu i kultury. Spotkanie z Rysią po latach. Wzruszająca chwila wspomnień z dzieciństwa skalanego wojną.

- Reklama -

Ze Zbyszkiem znamy się od lat 50. Ja grałem w juniorach, a później w seniorach „piłkarskiej potęgi województwa lubelskiego” Ładzie Biłgoraj. Zbyszek był ofiarnym i rzetelnym działaczem tego klubu. Równocześnie występował i zdobywał wiele nagród z Chórem Ziemi Biłgorajskiej, założonym przez pana Czesława Fornala, wówczas organistę w kościele pw. WNMP.

Warto przypomnieć, że chluba naszego miasta Chór Ziemi Biłgorajskiej zdobył m.in. I nagrodę na Festiwalu Pieśni Partyzanckiej w Kraśniku (1971 r.), II na Ogólnopolskim Festiwalu Pieśni Zaangażowanej (1963 r.) oraz wiele nagród na imprezach centralnych i wojewódzkich w latach 1964-1974.

Mulawa wybory do 05.04.2024

Od działalności społecznej w Klubie Sportowym Łada, w którym przez wiele lat pan Zbyszek był członkiem zarządu i prezesem, pisał redaktor Marek Sztochel na 70-lecie działalności klubu. Obecnie stan zdrowia nie pozwala panu Zbyszkowi działać intensywnie w klubie „Łada” i chórze „Echo” (60 lat działalności). Jest nadal wiernym kibicem tych znanych i aktywnych organizacji. Wraz z żoną Danutą byli współzałożycielami chóru „Złota jesień” działającego od 2002 r., akompaniuje im znakomity akordeonista płk. Jerzy Różański. W pracy organizatorskiej wyręczają państwa Cieślaków młodsi chórzyści. Warto dodać, że pani Danuta prowadzi piękną kronikę tego zasłużonego zespołu. Państwo Cieślakowie byli współzałożycielami Uniwersytetu III Wieku, który mile wspominają, a wiele zawdzięczają mu biłgorajscy emeryci.

Od siebie dodam, że z Danusią i Zbyszkiem prowadziliśmy w latach 70. sekcję lekkoatletyczną Klubu Sportowego „Łada”. A wraz z panią mgr Danutą Cieślak byliśmy nauczycielami wychowania fizycznego w Liceum Ogólnokształcącym w latach 70.

Niedawno państwa Cieślaków odwiedziła Rysia, przybrana siostra Zbyszka (ur. 20 grudnia 1936 r.). Rysia to Maria Barańska-Gieruszczak (ur. 15 stycznia 1937 r.). Obecnie jest emerytowaną dr nauk medycznych o specjalności neurologii.

Dodaj szybkie ogłoszenie drobne na naszym portalu:

A oto jej wspomnienia z trudnych lat wojennych, kiedy los zetknął ją z rodziną państwa Cieślaków i naszym miastem:

Urodziłam się w Chodorowie k. Lwowa i mieszkałam tam do 1942 r. Moja matka Żydówka umarła, jak się urodziłam. Opiekowała się mną babcia (oboje z dziadkiem byli pochodzenia żydowskiego). Mój ojciec był Polakiem, nauczycielem w gimnazjum w Chodorowie i podczas okupacji w konspiracji prowadził tajne nauczanie języka polskiego dla młodzieży gimnazjalnej.

We wrześniu 1942 r. moi dziadkowie z grupą mieszkańców pochodzenia żydowskiego zostali przez hitlerowskich oprawców wyprowadzeni z miasta i rozstrzelani. W obawie, co stanie się ze mną, mój ojciec ukrywał mnie w różnych miejscach. Początkowo u rodziny zaprzyjaźnionych Ukraińców na pobliskiej wsi, następnie u rodziny mojej matki we Lwowie (co też nie było bezpieczne), a później u mojego chrzestnego ojca również we Lwowie. Sytuacja była coraz bardziej niebezpieczna i ojciec poprosił swoją siostrę, nauczycielkę w szkole na Lubelszczyźnie (w Aleksandrowie), żeby zabrała mnie do siebie. Sytuacja była na tyle korzystna, że ciotka miała trzy córki, a najstarszą opiekowała się babcia mieszkająca w Jedliczu. Tak więc w 1943 r. przywiozła mnie do siebie jako swoją „najstarszą córkę”. Mąż mojej ciotki był w partyzantce na Lubelszczyźnie jednym z dowódców dużego oddziału Armii Krajowej (por. Adam Hasewicz zginął w walce pod Osuchami). Pewnego dnia żandarmeria niemiecka zabrała nas do obozu przejściowego w Biłgoraju, skąd zabierano więźniów do obozu w Majdanku. Dalszy pobyt w obozie był dla mnie bardzo niebezpieczny, ujawnienie mojego pochodzenia było równoznaczne z wyrokiem śmierci.

Uratował mnie wspaniały człowiek, ówczesny dozorca więzienny w Biłgoraju. Był to Polak Jan Cieślak, członek organizacji podziemnej ZWZ (potem AK). Wspólnie z moją ciotką podjęli decyzję o pozostawieniu mnie w obozie przejściowym w Biłgoraju, a Jan Cieślak miał mnie stamtąd wykraść.

Od tego czasu minęło kilkadziesiąt lat, a ja wciąż pamiętam (jakby to było wczoraj), jak leżę pod pryczą w pustej sali więziennej, gdzie poza mną była tylko umierająca wśród robactwa staruszka. Przychodzi mój wybawiciel pan Jan, bierze mnie na ręce, sadza na ramie roweru, przykrywa swoją peleryną i wiezie przez więzienne podwórze do swojego domu. Wystraszona i brudna znalazłam się w domu państwa Cieślaków. Zostałam serdecznie przyjęta przez panią Marię Cieślakową, którą od razu pokochałam i uznałam za swoją drugą mamę. Nakarmiona i wymyta zamieszkałam na strychu, gdzie przychodzili do mnie mama Cieślakowa i mój przybrany brat Zbyszek. Po pewnym czasie „życzliwy” sąsiad poinformował naczelnika więzienia, że przebywam w domu państwa Cieślaków. Naczelnik wezwał pana Jana Cieślaka z pytaniem „czy macie żydowskie dziecko?”. Pan Jan odpowiedział: „Znalazłem małą zapłakaną dziewczynkę na pustej sali, która nie wie, jakiego jest pochodzenia – czy jest Polką, Niemką czy Żydówką i kim byli jej rodzice, wie że jest sierotą. Ponieważ mam tylko syna, a bardzo chcieliśmy z żoną mieć córeczkę, nie mogłem zostawić jej samej i zabrałem dziewczynkę do domu”. I stał się „cud” – naczelnik wyraził zgodę na mój pobyt u rodziny państwa Cieślaków. Warunkiem, jaki postawił, był comiesięczny obowiązek meldowania o moim pobycie. Mój pobyt był dla państwa Cieślaków bardzo niebezpieczny i w każdej chwili mogło się to skończyć tragedią całej rodziny.

Po pewnym czasie w rodzinie państwa Cieślaków babcia mojego przybranego brata Zbyszka zachorowała na tyfus. Mój ojciec w obawie przed zakażeniem zabrał mnie z powrotem do Lwowa, choć bardzo nie chciałam opuszczać mojej nowej rodziny. Przez szereg lat nie miałam kontaktu z rodziną Cieślaków, znalazła mnie mama Cieślakowa przez moją kuzynkę Beatę Hasewicz, która pracowała jako farmaceutka w biłgorajskiej aptece. Potem kilkakrotnie odwiedzałam rodzinę państwa Cieślaków, a po ich śmierci kontaktuję się głównie telefonicznie z ich synem Zbyszkiem i jego żoną Danutą.

Przez długie lata nie odważyłam się mówić o swoim pochodzeniu, znając nieprzychylne stanowisko wielu Polaków do społeczności żydowskiej. Przed kilkoma miesiącami zmobilizował i zachęcił mnie Zbyszek Cieślak, abym opisała swoją historię. I to jest fragment mojego życiorysu. Będąc w Biłgoraju 29 lipca br. zwiedziłam to piękne miasto. Szczególny zachwyt wywołało Miasteczko Trzech Kultur. Dziękuję Zbyszkowi i Danusi za miłe, wzruszające przyjęcie. Tak kończy wspomnienia pani Rysia – dr nauk medycznych Maria Barańska-Gieruszczak.

Zdjęcie z 1943 r. Od lewej pani Marianna i Jan Cieślakowie oraz Rysia i Zbyszek

A ja dziękuję za rozmowę.

 

Kazimierz Szubiak

 

- Reklama -

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Nowa Gazeta Biłgorajska nie bierze odpowiedzialności za treść komentarzy.