Szybko się to wszystko potoczyło. Najpierw telewizyjny program "Rolnik szuka żony", teraz Rada Gminy Turobin.
Przede wszystkim bardzo dziękuję mieszkańcom i bliskim za wielkie wsparcie, za miłe słowa i za głosy. Bo to dzięki nim będę mógł coś zmieniać w naszej gminie, a o to przede wszystkim mi chodzi.
Dużo tych głosów było?
Dostałem łącznie 61 głosów. Ktoś powie, że co to za wynik, ale to jest bardzo mała wioska. Takie są realia i tak te głosy u nas się rozłożyły. Tylu mamy mieszkańców i tylu oddało na mnie głos.
Kandydowałeś z list Konfederacji. To jest zgodne z twoimi poglądami politycznymi, czy po prostu najbardziej cię przekonali do startu w wyborach?
Ja w Konfederacji byłem już dużo wcześniej przed wyborami, także ten start w wyborach, to nie była jakaś "łapanka" i wpisanie mnie na listy w ostatniej chwili. Myślę, że to ugrupowanie jest coraz pozytywniej odbierane i dlatego mam zbieżne z nimi spojrzenie na świat.
Ta telewizyjna przygoda pomogła w kampanii? Popularność jest większa?
Nie mam pojęcia, ale nie czuję żadnej popularności. Wydaje mi się, że mieszkańcy Czernięcina i okolic znają mnie i bez tego programu. To na pewno była fajna przygoda i jakieś nowe doświadczenie, ale miejscowi i tak wiedzą co robię, czym się zajmuję i czego się po mnie spodziewać. Nie wydaje mi się, żeby na mnie zagłosowali bo byłem uczestnikiem programu "Rolnik szuka żony". To chyba specjalnie nie miało wpływu na to, kto zostanie radnym gminy. Sąsiedzi mnie namówili i z tego względu zdecydowałem się spróbować.
Tylko po co ci brać na głowę kolejne wyzwanie. Jeszcze funkcja radnego do tego?
(...)
Czy znany z telewizyjnego programu radny dalej szuka żony? Czy to dobrze, że Turobin odzyskał prawa miejskie? I jak zamierza pogodzić wszystkie obowiązki z nową funkcją radnego gminy?
Cała rozmowa z nowym radnym gminy Turobin już w najbliższym papierowym wydaniu Nowej Gazety Biłgorajskiej. We wtorek w kioskach, sklepach i punktach kolportażu w całym powiecie biłgorajskim.
reklama
Komentarze (0)