Środa, 19 października 2016 r., był dniem wyjazdu młodzieżowych grup plastycznych z Młodzieżowego Domu Kultury w Biłgoraju do Krakowa. To kolejna wycieczka edukacyjna, w której udział wzięli najstarsi uczestnicy zajęć z grup Tęczowa Malarnia i "3D" prowadzonych przez nauczycielki Annę Świcę i Irenę Oręziak-Kupczak.
Jaki Kraków jest, każdy widzi, tak można by powiedzieć, parafrazując znane powiedzenie. Jednak to tylko pozory. Za każdym razem, gdy odwiedzamy to miasto, możemy poczuć się jakbyśmy tam byli po raz pierwszy. Oczywiście większość z nas odwiedza dawną stolicę Polski, patrzy na zabytki, piękno ulic, zwiedza muzea – i wydaje mu się, że już wszystko widział. Ja jednak twierdzę, że za każdym razem możemy odkrywać coś nowego, patrzeć na widziane wcześniej obiekty z innej perspektywy, poznawać ich nowe znaczenia, poznawać nowe historie. Z dwudziestoosobową grupą młodzieży po raz kolejny odkrywamy niepozorne muzeum – Muzeum Historii Fotografii im. Walerego Rzewuskiego w Krakowie – którego siedziba w szarej kamienicy wtapia się w okoliczną zabudowę. Tym razem mogliśmy obejrzeć wystawę zatytułowaną dość enigmatycznie "My(d)lenie oczu". Na młodzież – i nie tylko – czekała fantastycznie pomyślana ekspozycja.
Odwiedzając wystawę w Muzeum Historii Fotografii stajemy wobec zjawisk, które są z nami na co dzień, a nie zawsze zadajemy sobie pytanie, czy świat, jaki widzimy, każdy postrzega tak samo? Czym jest wzrok, jak widzimy kolory, na czym polegają iluzje optyczne, czym jest powidok, jak działa peryskop, w jaki sposób artyści wykorzystywali zjawiska optyczne w sztuce op-artu i sztuce kinetycznej, na czym polega zjawisko fotoluminescencji? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziemy na tej właśnie wystawie, gdyż ekspozycja pomyślana została jako wędrówka przez liczne pułapki percepcyjne, jakie sprawia nam wzrok. Większość informacji o otaczającym świecie dociera do nas dzięki zmysłowi wzroku. Oczy dostarczają nam wiedzy o odległościach, kształtach, ruchu i barwach przedmiotów oraz stworzeń. Patrząc na różnego rodzaju zjawiska, potrzebujemy wiedzy między innymi z zakresu fizyki, optyki czy psychofizjologii.
Początkowo w świadomości ludzi fotograf był kimś w rodzaju czarodzieja, człowiekiem, który robiąc zdjęcie, kradnie ludziom ich dusze. Dlatego niektórzy odczuwali przed nim onieśmielenie, a nawet lęk. Dzisiaj nie wyobrażamy sobie życia bez aparatu fotograficznego i tysięcy zdjęć robionych w bardzo krótkim czasie. Jednak początki fotografii nie były takie proste, a technologia współczesna pokonała lata świetlne od czasu wykonanych na początku XIX wieku pierwszych zdjęć. Oprócz krótkiego rysu historycznego, jak powstawały pierwsze fotografie, jakie były początki utrwalania rzeczywistości na materiałach światłoczułych, dla uczestników wycieczki najważniejsza była możliwość osobistej przygody z licznymi atrakcjami. Ciekawostką dla młodzieży było zobaczenie oryginalnych dagerotypii wykonywanych na miedzianych i posrebrzanych płytkach. Czas naświetlania takiego zdjęcia wynosił od kilku do kilkudziesięciu minut i trzeba było używać specjalnych stelaży podpierających np. głowę. W tamtych czasach nie brakowało jednak chętnych do tak wielkiego poświęcenia. Mogliśmy się także przekonać osobiście, jak działa urządzenie zwane camera obscura. Zanim wynaleziono fotografię powstawał w nim obraz odwrócony, ale go nie rejestrował, bo do tego potrzebny był materiał światłoczuły. Początkowo była to ciemna komnata, z czasem pomieszczenie zostało zastąpione światłoszczelną skrzynką. Przechodząc korytarzami Muzeum, oprócz mylących nasz wzrok różnego rodzaju linii, można było zobaczyć iluzję przestrzeni. Dzięki umieszczeniu fototapety z iluzyjną perspektywą korytarz wydawał się o wiele dłuższy niż był w rzeczywistości. Ta umiejętność powiązana jest z malarstwem iluzjonistycznym i wysiłkami artystów w oddaniu przestrzeni. W jednej z sal znajdowało się lustro o ruchomym oświetleniu dające możliwość zaobserwowania, jak zmieniają się twarze w zależności od kąta padania światła. Chyba jednak największym zainteresowaniem cieszyła się sala, w której znajdowała się światłoczuła ściana. Tam po naciśnięciu przycisku uruchamiana była lampa błyskowa i dzięki niej można było zrobić teatr cieni lub pisać latarką z telefonu komórkowego. Na koniec zabawa w atelier fotografa, gdzie dzięki zabawnym i staroświeckim rekwizytom (kapeluszom, wąsom, kołnierzykom) można było na chwilę stać się postacią z odległych czasów uwiecznioną na tle antycznych ruin lub pejzażu. Wizyta w muzeum sprawiła młodzieży i ich opiekunom dużo frajdy i dobrej zabawy, a jednocześnie była inspiracją do głębszej refleksji nad szeroko rozumianym widzeniem. Po wizycie w Muzeum Historii Fotografii będziemy patrzeć bardziej świadomie na zjawiska i otaczający nas świat.
Druga zaplanowana na ten dzień wystawa przeniosła nas w zupełnie inną tematykę. Wystawa zatytułowana "Rodin – Dunikowski. Kobieta w polu widzenia"ma miejsce w Kamienicy Szołajskich im. Feliksa Jasieńskiego, która jest oddziałem Muzeum Narodowego w Krakowie. Autorzy prezentowanej ekspozycji dokonali swoistej konfrontacji prac dwóch wielkich rzeźbiarzy Augusta Rodina i Xsawerego Dunikowskiego. W dziejach sztuki francuski rzeźbiarz August Rodin uznawany jest za największego rzeźbiarza swojej epoki i genialnego reprezentanta rzeźby impresjonistycznej.Swym wielkim talentem wyprzedził czasy, pomimo to nigdy nie został przyjęty do elitarnej Ècole des Beax-Arts, chociaż zdawał do niej trzykrotnie. Zafascynowany twórczością Rodina był w początkowej fazie swojej pracy artystycznej najwybitniejszy polski rzeźbiarz I poł. XX wieku – Xsawery Dunikowski. Analizując życiorysy obu artystów, nie sposób nie dostrzec wielu podobieństw w ich życiu i postawie artystycznej. Wielki wpływ na twórczość obu artystów miały ich towarzyszki życia – Camille Claudel i Sara Lipska – kobiety, które były ich uczennicami, a potem muzami, i których postacie uwiecznili w licznych dziełach. Młodzież mogła więc porównać prace obu artystów. Jak zauważyli niektórzy uczestnicy wycieczki, praca rzeźbiarza pracującego w kamieniu jest wyjątkowo trudna, wymagająca wyobraźni i bezbłędnej pracy dłutem. Tak pracują tylko najwięksi... Dla wszystkich czas spędzony w Krakowie był z całą pewnością wspaniałą lekcją, dał możliwość spotkania z autentycznymi dziełami sztuki. Był wyjątkowym czasem spędzonym w gronie ludzi o podobnych zainteresowaniach i pasjach.
Anna Świca
Komentarze (0)