Początek problemów rolnika z Bukowiny (gm. Biszcza) sięga jeszcze 2011 roku. Wtedy to właśnie wykonywana była droga gminna, która prowadziła do kilku domostw. Kiedy droga została zrobiona, trzeba było wykonać wzdłuż odcinka rów odwadniający. Dla rolnika nie stanowiło to żadnego problemu. Miał mapy, wiedział jak przebiega droga i jak szeroki jest pas drogowy. Zgodził się. Nie wiedział jednak, że rów ma być wykopany na jego polu. – Przyjechał urzędnik i mówi, że będzie kopał. Jak chcecie kopać, to róbcie to zgodnie z mapami, powiedziałem wtedy. Na drugi dzień stoją już ciągniki, jest koparka. Poszedłem i mówię, że to będzie źle kopane, tłumaczę, rozkładam mapy, pokazuję. Urzędnik na to, że będzie dobrze i że tak ma być. Ale geodety nie było. Ja odpuściłem, bo przecież z urzędnikiem nie będę się bił ani wykłócał – przedstawiał rolnik, który wyjaśniał, że droga i rów powinny się licować po obu stronach ulicy. Tak jednak nie było. Dodatkowo, co dziwi rolnika, rów wzdłuż drogi został wykopany tylko po jednej stronie. Po drugiej stronie drogi rowu nie ma, a pola rolników niemal graniczą z drogą. Jakby tego było mało, to wykopana ziemia została rozdana innym rolnikom, a nie właścicielowi pola.
Wtedy zaczęły się problemy rolnika. Zasiana na końcu pola pszenica została zniszczona. Do tego wykopany rów z każdym miesiącem stawał się coraz większy. Początkowo miał szerokość ponad 1,5 metra. Potem poszerzył się do ponad 2 metrów, miejscami nawet 3 metrów. Ziemia zaczęła się obrywać. Trudno było dojechać ciągnikiem do końca pola, trudno nawrócić. – Przed tym rowem mieliśmy pole wyżej od drogi. Dobrze się go obrabiało, nie było żadnych problemów. Teraz to jest jakaś tragedia. Grzęznę ciągnikiem, nie mogę nawrócić. Już nie wspomnę, że niszczę sobie sprzęt. Już nieraz miałem pozaginane puszki czy dziabaczkę – skarży się mieszkaniec Bukowiny.
Rolnik postanowił, że sprawy tak nie zostawi. Zwrócił się z prośbą do gminy, aby szkoda została naprawiona. – Dwa lata chodziłem, prosiłem i tłumaczyłem. Nie powiem, bo wójt przyznał mi rację, że szkoda była wyrządzona. Obiecał, że zostanie to zrobione. Nie chciałem się kłócić, sam chodziłem i proponowałem różne rozwiązania – opisuje rolnik.
Był rok 2013. Po raz kolejny na działkę rolnika przyjechała gminna koparka. Ponownie aby wykopać rów. Tym razem miał on być wykopany zgodnie z mapami w pasie drogowym. Nie było wtedy rolnika w domu i nie wiedział, co tym razem go czeka. Gdy wrócił do Polski, zastał nowy rów w pasie drogowym. Tym razem rów był wykopany zgodnie z mapami. Wykopana ziemia została przeznaczona na zakopanie rowu na polu rolnika. – Jest tam pełno kamyków z drogi, chaszczy. Pole nie zostało wyrównane. To, co wykopali przy drodze, wrzucili na moje pole. Nawet nie zapytali o zdanie. Razem z żoną byliśmy wtenczas za granicą – skarżą się rolnicy. Wtedy też dowiedzieli się, że ta część, na której wykopano rów, została wyłączona z dopłat. Znów pomocy szukali w gminie, prosili o nawiezienie ziemi na powstałe nierówności. Proponowali, że sami sobie tę ziemię przywiozą i wyrównają, tylko żeby im ktoś zwrócił za to pieniądze. Chodząc do miejscowego urzędu, nieraz usłyszeli niemiłe słowo. – Cały czas chciałem ugodowo rozwiązać sprawę i tłumaczę, i proszę, i już w końcu zacząłem mówić, że pójdę do sądu. To usłyszałem: to sobie idź. Proszę wybaczyć, skoro w ten sposób urzędnicy postępują, to ja nie wiem, jak do tego podchodzić – mówi rolnik, który dodaje, że usłyszał także "dużemu rolnikowi trzeba dużo, małemu trzeba mniej" albo, że w ramach zadośćuczynienia zostanie mu umorzona jedna rata podatku, czyli około 140 zł. – My mamy 4,33 ha pola. Dla nas 3 czy 4 ary to bardzo dużo – oburza się gospodarz. – Ja chciałem tylko, żeby mi to wyrównali, żebym się nie męczył. Deklaracja padła u mnie w domu, minął 2015 rok i nic nie było zrobione – opisuje rolnik, który nie rozumie, jak pracownik w gminie może nie wykonać polecenia wójta, swojego szefa. Teraz, po prawie pięciu latach, rolnik widzi tylko jedno rozwiązanie – naprawienie jego szkody i zadośćuczynienie.
Opisaną wyżej historię przedstawiliśmy w Urzędzie Gminy w Biszczy. - W 2013 roku został wykopany przez gminę rów odwadniający drogę według znaków geodezyjnych w terenie, jak okazało się według wskazań właściciela działki, rów miałby być wykopany bardziej w pasie drogi gminnej, później został przekopany do pasa drogowego. Ubytki ziemi z działki zostały przełożone z kopanego rowu na działkę. Według właściciela, jest to za mała ilość ziemi, która poprzednio została zebrana z wykopanego – tłumaczy Tadeusz Maciocha, inspektor ds. budownictwa i drogownictwa. Urzędnik jednak nie wspomina o rowie wykopanym na polu rolnika jeszcze w 2011 roku. Zaistniałą sytuację tłumaczy także staraniami o dofinansowanie na budowę tejże drogi. – W roku 2014 i 2015 gmina złożyła wniosek o środki finansowe do Funduszu Ochrony Gruntów Rolnych na budowę drogi gminnej przylegającej do działki rolnika, gdzie podczas budowy drogi nadwyżka ziemi przełożona miałaby być na działkę celem uzupełnienia ubytków. W związku z tym, że gmina nie otrzymała dofinansowania z ww. Funduszu na budowę drogi, ubytek nie został uzupełniony – wyjaśnia inspektor. – Po odbytych rozmowach ustnych w Urzędzie Gminy w grudniu 2015 roku gmina zobowiązała się do uzupełnienia ubytków ziemi. Z uwagi na okres zimowy i roztopy wiosenne niepozwalające wjechać na działkę transportem z ziemią dotychczas obietnica została niespełniona. Jeżeli warunki pozwolą na wjechanie samochodem na działkę, szkoda zostanie naprawiona niezwłocznie – zapewnia pracownik gminy.
Komentarze (0)