Pomarzę, ale później. Teraz cieszę się Nowym Rokiem, A.D. 2017. Przyznam się, że czekałem na niego dłużej niż w latach poprzednich, z czego według mnie należałoby się czytelnikom wytłumaczyć. Przecież powszechnie sądzi się inaczej, że im człowiek starszy, tym lata "lecą" szybciej, bo do mety bliżej, a sportowcy – jak wiadomo – przed metą finiszują. Dlaczego u mnie jest inaczej i wbrew mniemaniu większości?
Tłumaczę to tym, że dla mnie bieżący rok jest rokiem jubileuszowym, moim 75-leciem i jestem w "środku" tzw. starości aktywnej, każdy następny rok życia to nagroda za "trzymanie" w miarę zdrowego stylu życia, tzn. bez nikotyny, z umiarem alkoholu i jeszcze z odrobiną ruchu fizycznego połączonego z aktywnym uczestnictwem w życiu społecznym. A jeśli to nagroda, to zawsze czekanie na nią wydłuża się. O tym wiedzą najlepiej dzieciaki, które czekając na zapowiedzianą nagrodę, ciągle przypominają o niej, często marudzą, a nawet potrafią nie dać spokoju. A poza tym to jakoś tak podświadomie pojawia się u mnie coraz bardziej obawa, że następnego roku mogę już nie doczekać. Czeka się więc na ten następny Nowy Rok z utęsknieniem, żeby tylko go zaliczyć i tym samym poprawić bilans życia. Być może, że jeszcze zmienię zdanie na ten temat, gdy starość odbierze mi chęć do życia. Statystycznie taka zmiana przychodzi po osiemdziesiątce, kiedy następuje w odróżnieniu od okresu poprzedniego tzw. starość pasywna, a później, tzn. po dziewięćdziesiątce, długowieczność. Tylko że o niej można tylko pomarzyć i takiego marzenia życzę wszystkim "starszakom". Ale nie tylko o tym marzę. Marzę o tym, co wydaje mi się trudne do osiągnięcia, a nawet niemożliwe, jakby to było tylko wirtualne. Takie marzenie cieszy większość, bo nie wszystkich, gdyż jeszcze się taki nie narodził, który by każdemu dogodził. A więc moje życzenia...
Marzę, aby w tym roku urealniła się rewitalizacja Placu Wolności, czyt. Rynku. Ten temat chodzi mi po głowie od kilku lat i zwierzę się: śnią mi się po nocach zaskakujące pomysły i wizje. To mnie też dodatkowo motywuje do dalszego angażowania się, by ten rozpoczęty proces rewitalizacji został umiejętnie i profesjonalnie pokierowany przez naszych włodarzy. To najodpowiedzialniejsze zadanie do rozwiązania, bo oceniać go będą następne pokolenia i wszyscy turyści, którzy w poszukiwaniu atrakcji w Biłgoraju, poza Miasteczkiem na Szlaku Kultur, znajdą i zauważą centrum miasta. Martwią mnie dość liczne wypowiedzi, radnych też, by ograniczyć rewitalizację tylko do zabiegów kosmetycznych. Moim zdaniem, byłby to niewybaczalny błąd i grzech zarazem niemający szans na rozgrzeszenie przez przyszłe pokolenia. Obecna rewitalizacja powinna być kompleksowa i tworzona przez fachowców, czyli architektów i dopiero z późniejszą konsultacją ze społeczeństwem. Wiem już, że w obszarze rewitalizacyjnym znajdzie się Śródmieście i Rożnówka. To dobry prognostyk, bo daje szanse w przyszłości na koncentrację finansowania. Podobne marzenie mam o "centrum" Majdanu Starego, gdzie pod koniec ubiegłego roku podjęto w końcu decyzję i zburzono budowlany niewypał, czyli tzw. nową remizę w kształcie magazynu. Teraz w tym miejscu zapewne powstanie coś nowego, bo materiały budowlane, czekając, niszczeją. Tylko czy będzie to, na co czekają Majdany i Rogale? Obawiam się i dlatego, moim zdaniem, powinny zainteresować się tym, i to jak najszybciej, rady sołeckie wymienionych wiosek. I miejscowi społecznicy. Nie ukrywam, że też zamierzam się włączyć do tego, bo obok tej budowy ma powstać oryginalne ogrodzenie kościoła w nawiązaniu do jego architektury i to pod ścisłym nadzorem konserwatora zabytków, aby nie dopuścić do prymitywnej samowoli i architektonicznej kakofonii. Istniejące otoczenie ma wiele do życzenia, gdyż budowano, jak chciano i wyszła z tego eklektyka. Więc marzy mi się, aby otoczenie tego, kiedyś mojego kościoła, dorównywało pod względem jakości i harmonii z kościółkiem pw. św. Jerzego w Biłgoraju, gdzie mozolnie, ale z popisową jakością i pod ścisłym nadzorem powstało dzieło cieszące i oko, i duszę.
A co z polityką? Tu życzeniom nie ma końca. Dotknę tylko czubka góry lodowej. Marzę, żeby w tym roku nasi politycy znaleźli wspólny język, żeby nie patrzyli na siebie złowrogo i nie oskarżali się wzajemnie o łamanie prawa. Marzę o rozjemcy, ale czy jest teraz taki? Kościół wyraźnie zaangażował się po jednej stronie, a zastrzeżenia unijne nie znajdują zrozumienia. Z tego zapewne ciszą się nasi oponenci, np. Rosja. To daje powody radości też diabłu, bo takie jest porzekadło, że diabeł się cieszy, gdy człowiek (społeczeństwo) rozum traci. Może więc trzeba stronom powiedzieć: idźcie do diabła, żeby się ocknąć.
Biłgorajczyk, [email protected].
Komentarze (0)