Stanisław i Ewa zaczynali w październiku 1996 roku. Wtedy byli jeszcze mało znani w Biłgoraju.
- Nikomu do głowy by nie przyszło, że dotrwają tak długo i odniosą uznanie w mieście. Na początku stał tam stary Żuk i kontener, to były czasy PRL-u, ciężko było cokolwiek mieć, więc zainwestowali w ten stary samochód - pisze mieszkaniec Biłgoraja.
Pierwsi klienci posmakowali i wiadomość rozniosła się szybko. Tajna receptura, która zachwycała klientów, jednak zachęciła. Kurczaki rozchodziły się w mgnieniu oka, bo smak był naprawdę wyjątkowy. Przyjeżdżało coraz więcej kupujących, postawili więc mały sklepik, a obok stoliki z ławkami, aby można było zjeść na miejscu. Pojawiały się kolejki, często brakowało kurczaka, trzeba było przychodzić wcześniej, aby jeszcze zdążyć kupić.
- Kiedy interes rozkwitał, pojawiła się konkurencja, próbowała odebrać klientelę. Tylko nie wiedzieli najważniejszego. To receptura przypraw, która była chroniona przez właściciela, przyciągała ludzi - przypomina czytelnik.
Konkurencja pojawiła się dość szybko. Okazała blaszana budka stanęła tuż obok, za budynkiem murowanym i z dużą reklamą. Nieopodal wyrosła druga budka. Nie wytrzymały konkurencji i obie szybko zniknęły z rynku. Ta została i nadal funkcjonuje w Biłgoraju.
- Sam wtedy kupowałem u konkurencji, żeby sprawdzić jakie są w smaku te kurczaki, ale to nie było to samo. Już inna receptura i smak. Ówczesna konkurencja nie dawała rady - opowiada mieszkaniec miasta i stały klient.
Pokonali konkurencję i to nie jedną. Przeżyli pandemię i dalej działają. Jako jeden z symboli kulinarnego Biłgoraja,





reklama
Komentarze (0)