Wyniki wykonanych badań krwi i moczu w kilku parametrach wskazują podwyższony poziom, a objawy nie ustają. Zaniepokojony kuzyn telefonicznie kontaktuje się z przychodnią zdrowia w Biłgoraju, w której od lat zarejestrowana jest i leczona pani Teresa. Okazuje się, że wizyta może się odbyć na drugi dzień o godzinie trzynastej. Objawy nie ustępują, więc następnego dnia oboje stawiają się w przychodni pełni nadziei, że uzyskają konieczną pomoc. Ból jest już nie do zniesienia. Okazuje się, że pacjenci nie mogą wejść do przychodni, czekają na zewnątrz i są obsługiwani przez uchylone drzwi. W zasadzie w ten sposób wymieniane są dokumenty za pośrednictwem personelu pomocniczego (zapewne pielęgniarka). Lekarz nie wychodzi, nie bada żadnego pacjenta. Pielęgniarka przez uchylone drzwi odbiera wyniki i każe czekać na opinię lekarza rodzinnego. Przybywają kolejni pacjenci i ustawiają się w kolejce, wszyscy obsługiwani są przed wejściem głównym do przychodni. W upale pani Teresa cierpliwie czeka na diagnozę. Wreszcie jest. Pielęgniarka oddaje wyniki badań i każe wracać do domu.
– Wyniki są dobre, proszę jechać do domu i czekać na telefon – informuje pielęgniarka.
Pani Teresa jest inwalidą pierwszej grupy i od dziecka w 100% nie słyszy (należy w tym miejscu dodać). Kuzyn dopytuje, co ma robić dalej. Pani Teresa cierpi, a młody człowiek nie wie, jak sobie poradzić w tej trudnej sytuacji. Kontaktuje się więc z naszą redakcją. Dziennikarz przybywa na miejsce i zapoznaje się ze sprawą. Pytając pacjentów o opinię na temat obsługi, słyszy: przekona się pan sam. Przedstawia się więc i pyta o możliwość wypowiedzi w tej sprawie kierownictwa przychodni. Pielęgniarka informuje, że nikogo z kierownictwa nie ma, a lekarz rodzinny prowadzi tele-porady i nie może wyjść, żeby udzielić odpowiedzi na nurtujące dziennikarza pytania.
Co z panią Teresą?
Jest już roztrzęsiona, a choroba Parkinsona w tej sytuacji nie pomaga. Pielęgniarka oferuje pomoc i raz jeszcze wraca do lekarza rodzinnego. Przynosi skierowanie do szpitala. Kuzyn podchodzi i czyta: Powód skierowania – cukrzyca i choroby wewnętrzne!
Za kilka minut pani Teresa jest już na parkingu szpitala w Biłgoraju. I tam też pozostaje, ponieważ dowiaduje się, że oddział wewnętrzny jest przepełniony i nie ma przyjęć.
– Może za kilka dni – mówi ratownik medyczny.
Kuzyn pani Teresy jest pacjentem jednej z przychodni w Zamościu. W swej bezsilności kontaktuje się ze swoim lekarzem rodzinnym, wysyła fotografie badań oraz leków, które przyjmuje pani Teresa.
Po chwili otrzymuje informację, że leki przeciwbólowe są bardzo silne, a co gorsza, nie ma żadnej osłony żołądka. Wizyta osobista jest możliwa następnego dnia, jednak konieczna jest zmiana lekarza. Pacjentka powinna zmienić lekarza rodzinnego i zapisać się do przychodni w Zamościu, inaczej wizyta będzie odpłatna.
Szybka decyzja na tak i wszyscy zainteresowani są w szoku. Jak zostaliśmy poinformowani przez kuzyna, pani Teresa została przebadana przez lekarza, osłuchana i konsultowana. Kuzyn uczestniczył w badaniu z powodu konieczności tłumaczenia na język migowy. Zbadano ciśnienie krwi, a nawet wykonano badanie EKG. Wszystko bezpłatnie. Okazało się, że należało zmodyfikować dawki i rodzaje leków, a co najważniejsze – zadbać o farmakologiczną osłonę żołądka. Po zrealizowaniu recepty wrócili do domu. Dzisiaj (na drugi dzień) pani Teresa czuje się już dużo lepiej. Jest pacjentką zamojskiej przychodni zdrowia i tam ma swojego lekarza rodzinnego. Niestety, to kilkadziesiąt kilometrów od jej miejsca zamieszkania, jednak jak sama mówi, nie żałuje tej zmiany. Nie podajemy nazwy żadnej przychodni ani biłgorajskiej, ani zamojskiej, żeby nie zostać posądzonymi o jakąkolwiek stronniczość.
Życzymy zdrowia pani Teresie, kuzynowi wytrwałości, a naszym czytelnikom głębokich refleksji.
[caption id="attachment_546976" align="alignnone" width="1024"] Badanie pacjenta u lekarza rodzinnego na fundusz NFZ 18 czerwca 2020 w jednej z zamojskich przychodni zdrowia. Autorem zdjęcia jest opiekun (za zgodą zainteresowanej)[/caption]
Komentarze (0)