No, prawie na wszystko, bo zdarzają się tu też wypadki i losowe niedyspozycje, takie niezależne od nas samych, ale nie o tym jest myśl z tytułu. Myśl jest inna; korzystajmy do woli z wycieczek, bo to panaceum na zdrowie, a felieton zachęca do tego, ale na tyle, na ile rozum na to pozwala. Nie zaszkodzi więc uwaga autora: miejmy się – nawet na wycieczkach – na baczności i nie lekceważmy zagrożeń, np. koronawirusa. Maseczki, mycie rąk, dystans to na wycieczkach też obowiązuje. Warto to przypomnieć, wszak pandemia, mimo że ostatnio nieco pofolgowała i trochę nas to uspokoiło, a my nabraliśmy jakby większej odwagi, czujemy się butniejsi i bagatelizujemy epidemię, to jednak zachowajmy zdrowy rozsądek i nie lekceważmy zaleceń sanepidowskich. Piszę tak dlatego, że ostatnio wirus poszerza swoje terytorium, zawitał złowieszczo nawet do Biłgoraja, a mimo to – jakby na przekór – sam biorę udział w wycieczkach i wracam – co najważniejsze – zdrowy, a na pewno wesoły. I robię to z ochotą. Ostatnio, 20 i 22 sierpnia podróżowałem wraz z kumpelską grupą takim luksusowym mercedesem na 25 miejsc po Ziemi Biłgorajskiej, zawadzając lekko o Zamojszczyznę. Było co zwiedzać, bo nasze strony urzekają pięknym i zdrowym krajobrazem, zwłaszcza północna część powiatu, gdzie Roztocze swoimi wzniesieniami i łagodnymi zboczami kipi jeszcze zdrowym rolnictwem, i jak się przekonałem również dobrymi drogami, obejścia gospodarcze, zwłaszcza domy mieszkalne, świadczą, że tu dawno zawitał postęp i nowoczesność, a mieszkańcy są pracowici i gospodarni. Umieją żyć po nowemu. Chwała im za to. To mnie szczególnie cieszy, bo zachowałem w pamięci jeszcze obrazki z 1960 r., kiedy tam po Lipowcu podróżowałem motocyklem panonia i nie mogłem, jadąc tamtędy, zachować równowagi z uwagi na skarpy i węzidła. Martwiłem się wtedy o tych mieszkańców, bo nie wyobrażałem sobie, jak można tam dowieźć furę snopków z pola. A teraz busik "zaiwania", aż chce się śpiewać i weselić, mimo że ósmy krzyżyk zagląda do oczu. Wycieczki były zakończeniem projektu "No i cóż, że wiek" z Inicjatywy Obywatelskiej, w ramach myśli przewodniej Bliżej pasji Biłgoraja. To dzieło, ta pierwsza wycieczka, powstało głównie dzięki Marysi Kicie, która umiała, choć nie bez poświęcenia, przygotować część literacką, z czytaniem "Pana Tadeusza" i innych utworów literackich o tematyce sielskiej, takiej na jaką trafiliśmy w Chłopkowie, w gospodarstwie agroturystycznym "Pod lipą", gdzie rzeczywiście pod starą lipą mieliśmy okazję pooddychać lipowym powietrzem, jeszcze pachnącym miodem i upragnionym cieniem wokół przygotowanego stołu ze smakołykami. Atmosfera do wesołości była wyśmienita, bo rankiem pokropił potrzebny deszczyk, a późniejsze słońce rozchmurzyło każdemu buzię. Był też malutki afrodyzjak, żeby śmielej "zalecać" się do towarzyszącej większości. Oczywiście, bez grzechu i zdrowo, bo po dniu przerwy była następna wycieczka i też w tamte, jakby odkrywane strony. Najpierw zbiornik wodny w Nieliszu, jakże wielki i jakże czysty, bez natłoku turystów i rozkrzyczanej młodzieży. To blisko od Biłgoraja. Tylko niecałe 50 km. Była więc okazja zobaczyć z bliska plażę przy lesie i przystań dla wodnych pojazdów. Aż dziw bierze, że taka raczej nieznana atrakcja znajduje się tak blisko Biłgoraja i to na drodze do Radecznicy, gdzie można było w drodze powrotnej zaspokoić pragnienie duszy i serca, uczestnicząc w zamówionej Mszy św. Sam zalew objechaliśmy dookoła, nadrabiając prawie 30 km, i było co oglądać, np. 800-metrową tamę z widokiem na odpływającą rzekę Por, która ma opinię rzeki nadzwyczaj czystej, ponoć czystszej od Łady i Tanwi, bo zarybionej. Nad zalewem było drugie śniadanko z kawą i drożdżówką, był też oddech i wzmocnienie przed dalszą jazdą, bo z góry prażyło 32-stopniowym upałem, więc dla ochłody i dalszej kondycji wzmocnienie to było jak najbardziej potrzebne. To właśnie jest zaletą tych wycieczek, które odbywają się z troską o zdrowie i samopoczucie wycieczkowiczów. O to szczególnie zadbali organizatorzy: Tereska W., Izydor W., Andrzej M. i Rysiek K. Ci pierwsi jakby byli już małżeństwem, bo razem, z jakże troskliwym podejściem traktowali każdego uczestnika. To cechuje prawdziwych altruistów i społeczników. Krótko mówiąc, bez cienia zmęczenia i bez jakiegokolwiek dystansu potrafili każdemu dogodzić i to z nieukrywanym uśmiechem na ustach, a to udzielało się reszcie, i to znamionuje "ich" wycieczki, które oni organizują pod szyldem Rowerowe bractwo seniorów. Reasumując; wycieczki po biłgorajskiej ziemi odkrywają jej piękno i zarazem są lekarstwem na seniorów niedomagania, często już w odosobnieniu i pragnieniu poznania bliżej kogoś podobnego. Warto więc zaryzykować, bo ryzyko jest tu zminimalizowane. Biłgorajczyk, [email protected]
Biłgorajskie wycieczki to lek
Opublikowano: Aktualizacja:
Autor:
reklama
Przeczytaj również:
Wiadomości Biłgorajskie
reklama
reklama
reklama
reklama
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE
reklama
Komentarze (0)