Włókniarz Frampol zremisował z Gromem Różaniec 2:2. Goście wyrównującą bramkę strzelili w czwartej minucie doliczonego czasu gry. W pierwszej połowie podopieczni trenera Mirosława Kubiny byli drużyną o wiele lepszą, a przede wszystkim bardziej zdeterminowaną. Efektem tego było strzelenie przez gospodarzy dwóch bramek. Swój niechlubny udział przy obu trafieniach miał Wojciech Markowicz. Bramkarz Gromu najpierw wybił piłkę wprost pod nogi zawodnika z Frampola, a później futbolówka, po wyrzucie z autu, trafiła po jego rękach do bramki. Gospodarze po strzeleniu drugiego gola poszli za ciosem. I gdyby nie interwencja wspomnianego Wojciecha Markowicza, który sparował piłkę w sytuacji sam na sam z zawodnikiem Włókniarza poza bramkę, to pierwsza połowa zakończyłaby się wynikiem 3:0 dla frampolan. W drugiej odsłonie stroną przeważającą byli goście, którzy za wszelką cenę dążyli do wyrównania. Trener Bogdan Antolak szybko wprowadził na boisko trzeciego napastnika Michała Gawrońskiego. Największym zagrożeniem dla defensywy Włókniarza były jednak stałe fragmenty gry. Właśnie po nich padły obie bramki. W osiemdziesiątej minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Rafała Wojtowicza piłkę do własnej bramki skierował zawodnik gospodarzy Piotr Myszak. Z kolei w doliczonym czasie gry nie pilnowany w polu karnym Arkadiusz Kusiak tak odbił piłkę, że zmyliła ona kompletnie bezradnie interweniującego Karola Saja i mecz zakończył się wynikiem remisowym. – Żałujemy, że w drugiej połowie tak szybko cofnęliśmy się do defensywy. Niestety, w końcówce to się zemściło. Nasze bramki nie były jakoś spektakularnie wypracowane. A to, co podarowaliśmy Gromowi, szczególnie boli. Przed meczem taki rezultat zapewne brałbym w ciemno, ale teraz czuję spory niedosyt – powiedział Mirosław Kubina, trener Włókniarza.
Bogdan Antolak, trener Gromu, stwierdził, że mecz był "jak najbardziej na remis". – Włókniarz pod względem motorycznym wyglądał całkiem przyzwoicie. Przez większą część meczu był drużyną lepszą. My przyjechaliśmy do Frampola po trzy punkty, aby nie tracić kontaktu z Ładą, ale niestety, nie udało się zrealizować tego celu. Mam wiele zastrzeżeń do całej swojej drużyny, która zagrała zbyt pasywnie. W pierwszej połowie i przez większą część drugiej połowy nie stworzyliśmy żadnej stuprocentowej okazji – powiedział Bogdan Antolak.
Sobotni pojedynek w Starym Zamościu miejscowej Omegi z Victorią Łukowa Chmielek rozgrywany był w szybkim tempie. Spotkanie zakończyło się remisem 2:2. W pierwszej połowie drużyna Marka Hyza strzeliła dwie bramki. Najpierw bezpośrednio z rzutu rożnego piłkę do bramki posłał Tomasz Stelmach. Prowadzenie gości podwyższył Mateusz Późniak, wykorzystując rzut karny. Ekipa gospodarzy miała również swoje okazje. Najlepszą zmarnował Dmytro Gunczenko, który wykonywał rzut karny, ale jego uderzenie obronił w pięknym stylu Miłosz Monastyrski. Po zmianie stron Omedze udało się doprowadzić do remisu, a kontaktową bramkę ładnym uderzeniem głową strzelił Dmytro Gunchenko. Następnie, po stałym fragmencie gry, gospodarze wyrównali. Gol ten wywołał sporo kontrowersji, gdyż zawodnik Omegi zagrał piłkę ręką.
Cosmos Józefów podzielił się punktami z Roztoczem Szczebrzeszyn. Na boisku w Długim Kącie padł remis 1:1. W pierwszej połowie podopieczni trenera Jarosława Czarnieckiego narzucili swój styl gry i w szesnastej minucie objęli prowadzenie. Bramkę zdobył Krystian Wołoch. Gospodarzom udało się wyrównać tuż przed przerwą po samobójczym trafieniu zawodnika ze Szczebrzeszyna. W drugiej odsłonie optyczną przewagę posiadała drużyna Cosmosu, która mogła się pokusić o zwycięstwo w tym spotkaniu, lecz w dogodnych sytuacjach Iwanowi Sozanskiemu zabrakło szczęścia. Okazję bramkową miało również Roztocze. Przemysław Gałka z bliskiej odległości trafił piłką w słupek. – Uważam, że pokazaliśmy się po raz kolejny z dobrej strony, a ten remis możemy uznać za wynik sprawiedliwy – powiedział Jacek Podolak, kapitan Cosmosu.
Komentarze (0)