- Reklama -

- Reklama -

Saga rodu Skrobańskich – I połowa XIX w.

Edward Piwcajew (rodzina Skrobańskich) wydał historię rodu w 2012 r.

- Reklama -

Pierwsze metrykalne zapisy o urodzinach moich przodków, ich życiu, działalności oraz ich związkach są znane na przestrzeni około 200 lat dzięki niesamowitej determinacji i staranności mojego kuzyna zza wschodniej granicy Edwarda Piwcajewa! Udało mu się to, co jeszcze niedawno wydawało się zupełnie niemożliwe do ustalenia. Są dokumenty, akty, metryki ślubów, zgonów, a nawet donosy i wyroki NKWD. Są też paragrafy, z których sądzono i skazywano(!) Skrobańskich, Okoniewskich, ks. Matrasia. Dzięki temu możliwe jest odtworzenie drzewa genealogicznego moich ojców i dziadków. Karta Polaka daje im niesamowitą możliwość wyjazdu i zatrudnienia w całej UE!

Mulawa wybory do 05.04.2024

Bracia Skrobańscy: Wacław, Piotr i Wincenty

Historia zatoczyła koło. Kiedyś rody Skrobańskich, Szurkowskich, Matrasiów, Kłosków, Buiłków, Łońskich, Okoniewskich, Książków, Nowińskich i innych wyjeżdżały na daleki wschód, bo tam były „prawdziwe” pieniądze. Biłgorajscy sitarze (sitniki) zbijali tam fortuny, zarabiali setki tysięcy rubli rocznie! Zwykły rzemieślnik miał 175 rubli, a handlarze, którzy nosili na stelażach po kilkadziesiąt sit, mieli 150 rubli rocznie, wyrabiający sita i łuby po 90 rubli. W tym czasie na miejscu w Biłgoraju roczny ich dochód to tylko 50 rubli, co stanowiło też pokaźną sumę i pozwoliło żyć na niezłym poziomie! Żony, matki, córki tkały końskie siatki i wysyłały koleją do mężów, którzy w Rosji produkowali z tego sita i przetaki, i sprzedawali na tamtejszym rynku! Popyt był tak duży, że na miejscu w Biłgoraju trzeba było zatrudniać młode panny (tzw. groszówki), które im pomagały. Przez dwa lata nie otrzymywały wynagrodzenia, a tylko się przyuczały. Potem dostawały grosz za dwie siatki. To jest skala tego „biznesu”.

Dodaj szybkie ogłoszenie drobne na naszym portalu:

Biłgorajski sitarz niosący 80 sit

Edward z bardzo wczesnego dzieciństwa pamięta swoją prababcię Marię Antonowną Skrobańską. Jemu na zawsze zachował się obraz bardzo żywotnej i pobożnej staruszki z polskimi zwyczajami i niesamowicie dobrymi oczami. Jego pradziadkiem był Wacław Skrobański, z którym jako dzieciak miał już swoje tajemnice. Chodzili np. do lasu postrzelać – uczył się posługiwania bronią! A każde święta, wakacje i rodzinne spotkania stanowiły dla niego prawdziwą ucztę. Siedział cichutko, żeby jak najwięcej podsłuchać i zapamiętać. Maria Skrobańska jak lwica broniła rodziny przed ochraną (carską policją), represjami i za żadne „skarby” nie zgodziła się, żeby poszli na wojnę, ale i tak zapłaciła straszną cenę. Po aresztowaniu męża sama walczyła o przetrwanie całej rodziny. Sąsiedzi wiedzieli, że Skrobańscy zawsze mieli pieniądze, więc ciągle na nich „kablowali”, aż w końcu pradziadek został aresztowany i skazany. Takie to były mroczne czasy. Ale za to jakie pasjonujące. Skrobańscy mieli tam swoje domy, sklepy, magazyny. Żyli jak szlachta.

Mapa Lubelszczyzny z XIX w.

 

Carskie kazamaty

Rząd rosyjski, pragnąc zupełnie wykreślić nazwę Polski, postanowił zniszczyć moralnie i materialnie cały kraj. Obedrzeć naród z czci, wiary i mienia. Zadać taką ranę w samo serce, z której nigdy nie dałoby się wyleczyć, powstać i powrócić do dawnej potęgi. Jak za króla Stefana Batorego i Jana Sobieskiego. Do tego szatańskiego planu posłużyło Rosji powstanie styczniowe w 1863r. Rosjanie swą złość i zemstę skierowali na wszystkich bez wyjątku Polaków, którzy mieli w tym udział lub byli podejrzani. Działali z największą srogością i zaciekłością. Wieszali i rozstrzeliwali głównych politycznych działaczy, księży, a mniej winnych wysyłali na katorgę „porządkiem wstępnym” na Syberię na ciężkie roboty lub osiedlenie tam w aresztanckich rotach i do wojska za Amur i na Kaukaz. W całej Polsce skasowano męskie i żeńskie klasztory, np. w Biłgoraju. Pozamykano katolickich księży, a kościoły przerobiono na prawosławne cerkwie, koszary, szpitale, magazyny, browary. Skonfiskowano majątki, biblioteki, pamiątki i wywieziono do Pertersburga. Więźniom politycznym golono połowę głowy, zakuwano w 10-funtowe kajdany na obie ręce lub nogi, ubierano w uniformy pospolitych zbrodniarzy, przyłączano do aresztanckich partii i wysyłano pieszo, porządkiem „wstępnym” na Syberię. Innych wieziono furmankami, pocztą, koleją żelazną lub statkami pod strażą żandarmów. Etap moskiewski to niewielkie drewniane więzienie, składające się z 4 „komnat” czyli kazamat przeznaczonych dla 4 kategorii więźniów. W pierwszej mieszczą się zwykle aresztanci – kajdaniarze, czyli ci wszyscy, którzy zostali skazani do ciężkich robót na Syberii. W drugiej kazamacie umieszczają skazanych na osiedlenie na Syberii lub w Rosji. W trzeciej zajmują miejsce aresztanci – familijni, czyli ci, którzy idę na osiedlenie z całą rodziną, z żoną i dziećmi. W 4. kazamacie umieszczają same kobiety wolnego stanu – panny, wdowy, żony bez mężów. Każdy etap jest ogrodzony drewnianym wysokim ostrokołem. Cztery ściany budynku są pomalowane na żółty kolor, a dach na czerwono. Na dziedzińcu jest zabudowana żołnierska „kazarma” (koszary), w której mieszka 1 oficer, 2 podoficerów, 38 żołnierzy i 2 konnych Kozaków, którzy przez cały rok obowiązani są strzec na swoim etapie wszystkich aresztantów zesłanych na Syberię i przeprowadzać ich pod ścisłą strażą z jednego do drugiego półetapu. Na każdym etapie aresztanci mają jeden dzień odpoczynku, czyli tzw. dniówkę – po 2 dniach podróży. Na etapach i półetapach nie ma żadnych łóżek, sienników, pościeli ani nawet garści słomy lub barłogu. Aresztanci śpią na gołych deskach, pryczy lub na podłodze.

Katorżnicy

Aresztanckie roty są to karne zakłady we wszystkich fortecach w całym państwie rosyjskim. Więźniowie zakuci w kajdany tak samo muszą ciężko pracować jak aresztanci zesłani na Syberię na katorżnicze roboty. Różnią się tylko umundurowaniem i w inny sposób mają golone głowy. Ubranie, czyli rządowy mundur pospolitych aresztantów skazanych do Syberii na osiedlenie i do ciężkich robót stanowią: chałat, płaszcz – armiak długi prawie do kostek, spodnie i czapka bez daszka. Wszystko to uszyte z grubego siwego lub czarnego sukna, a trzewiki bez żadnej formy. Na środku chałatu – na plecach jest wycięty kawałek sukna w kształcie kwadratu. Na to miejsce przyszywają tejże wielkości kawałek sukna odmiennego koloru stosownie do guberni, z jakiej aresztant pochodzi. Nad tym kawałkiem sukna, czyli lejmanem jest wyciśnięta wielkimi czarnymi literami nazwa gubernialnego miasta np. Petersburg, Kazań, Moskwa, Tobolsk, czyli tej guberni, do której aresztant należy. Aresztanci skazani na Syberię na osiedlenie lub do ciężkich robót mają ogoloną połowę głowy. Ubranie więźniów w rotach aresztanckich składa się z 3 części: z krótkiego kaftana, czyli kurtki, spodni i okrągłej, wielkiej jak talerz czapki bez daszka uszytych z grubego sukna. Więźniowie zmuszeni są do spełniania w fortecach najcięższych robót, wożą w beczkach wodę, noszą i rąbią drewno, palą w piecach, sprzątają więzienne dziedzińce i ulice miasta, myją podłogi w żołnierskich kazamatach i sami wywożą wszelkie nieczystości w dwukołowych skrzyniach za fosę forteczną, kopią rowy wokół fortecy, dostarczają piasek, kamienie, cegły, wodę, jeśli trwa jakaś budowa.

Machina terroru jest bardzo dobrze zorganizowana. Jeżeli żaden z więźniów nie ucieknie im w drodze, w ciągu całego roku na danym etapie, to oficer, żołnierze i kozacy tego etapu otrzymują od swego rządu pieniężną nagrodę lub wyższą rangę. Oficerowie i żołnierze sąsiednich etapów schodzą się ze sobą każdego tygodnia na półetapie. Jedni oddają przyprowadzonych przez siebie więźniów, a drudzy ich przejmują i prowadzą na swój etap. Sprawdzanie odbywa się bardzo dokładnie. Liczą ustawionych w szeregi aresztantów. Za nimi postępuje 2 podoficerów i kilku żołnierzy, którzy drugi raz rachują, bo licząc w myśli mogliby się łatwo pomylić.

Ród Skrobańskich – wspomina Edward

W 1828 r. Jan Skrobański bierze ślub z Barbarą Kiesz w cerkwi św. Jerzego w Biłgoraju. Tam zostaje ochrzczony ich syn Mikołaj. W 1873 r. Mikołaj Skrobański (28 lat) żeni się z Józefą Wszelaka (19 lat). Marzeniem młodożeńców jest lepsze życie. Zostawiają rodzinny dom i wyjeżdżają na osiedlenie do Mogiliewa Podolskiego – Gubernia Podolska. To bardzo piękne i urokliwe miejsce nad Dnieprem, a za rzeką jest już Mołdawia. Jest tam również ogromny rynek zbytu na sita. Zgromadzony majątek pozwala im w latach 1871-1873 na zbudowanie własnego, murowanego domostwa. Tam drewna nie stosowano. Ich dom był kopią tego, który zostawili w Biłgoraju. Składał się z 2 części: mieszkaniowej i „produkcyjnej”. Były również stajnie. Mikołaj zatrudniał wielu pracowników. Miał również furmana (podwodę). Próbowałem powozić – jak tylko przyjeżdżał pan Welman dwoma pięknymi końmi do prac polowych od razu była wielka radocha. Jeździliśmy przez rzekę Białą Ładę, a po drodze poiliśmy konie, przy brodzie, koło mostu na ul. Lubelskiej. Zwoziliśmy zboża, siano, ziemniaki, buraki. Do tej pory mam „pamiątkę”. Kiedyś koń szarpnął i spadłem z fury. No i kręgosłup „do wymiany”. Ale to nie był koniec powożenia. Mama zabrała nas do dziadków do Bystrzejowic koło Lublina. Do przystanku autobusowego było ok. 7 km, więc dziadek Kazimierz wyjechał po nas furmanką. Oczywiście ja, jako „doświadczony furman” od razu chciałem powozić. Chwyciłem za lejce i bat i tak okładałem tego biednego konia, że potem nie chciał wyjść ze stajni, jak mieliśmy już wracać do Biłgoraja. Widocznie mnie sobie dobrze zapamiętał. Kiedyś na targi bogatsi sitarze jeździli furmankami. Konie były tak wyuczone, że same znały drogę do domu, woźnica mógł spać spokojnie. Mikołaj Skrobański w Mogiliewie Podolskim sam musiał zajmować się zaopatrzeniem i organizacją produkcji. Pomagał mu Władysław. Syn od najmłodszych lat i później był jego prawą ręką. Ożenił się późno, w wieku 30 lat. Rodzinna opowieść głosi, że na targu przypadkowo spotkali rodaka Antoniego Okonia – sitarza z Biłgoraja. On też porzucił rodzinne strony i znalazł swoje miejsce w Rosji (Brajłow). Pomagała mu młoda sympatyczna córka. Maria jeździła z tatą na jarmarki i pomagała handlować. Wpadła mu w oko, więc Władysław poprosił o rękę jej rodziców – Antoniego Okonia i Julię (Marczuk), obiecując nosić na rękach młodą pannicę, bo różnica wieku wynosiła 15 lat. Nie było to nic nadzwyczajnego. Sitarze przebywali poza domem całymi latami. Zwykle tak było, że rody sitarskie łączyły się ze sobą, zachowując kapitał, wpływy i rynki zbytu.

Skrobańscy. Od lewej: Władysław, Wacław i Maria. 17 stycznia 1913 r.

 

Tu opis rodziny Skrobańskich się urywa.

Kazimierz Szubiak

 

- Reklama -

3 Komentarze
  1. Edward mówi

    Dzień dobry, panie Kazimierzu! Ta saga ma szczęśliwą kontynuację. W marcu 2014 roku przenieśliśmy się do ojczyzny przodków. Mieszkamy w Polsce 4 lata, mamy pracę, wielu znajomych, kościół i, co dla nas najważniejsze, widoki na dobrą przyszłość dla naszych synów. Ojczyzna naszych ojców stała się dla naszej rodziny przytulnym i cichym domem na zawsze. W maju 2018 roku nabyłem obywatelstwo polskie razem ze swoją rodziną. Po uzyskaniu obywatelstwa zostało przywrócono moje polskie nazwisko rodowe. Teraz jesteśmy Skrobańscy. Mam prośbę. Proszę wysłać egzemplarz gazety na mój adres: Łódź 92-213; ul. J. Kossaka 9 m. 44 Edward Skrobański. (eskrobanski61@gmail.com) Chcę się zwracać do czytelników gazety. Szczęśliwego Nowego Roku! Marzycie! Marzenia się spełniają!

  2. Agnieszka mówi

    Skrobańscy to również moja rodzina, Mikołaj Skrobański to mój prapradziadek. Proszę o kontakt.
    Pozdrawiam,
    Agnieszka

  3. Ania mówi

    Wspaniala historia. Jak doszliscie do tych informacji zwlaszcza zza granicy?

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Nowa Gazeta Biłgorajska nie bierze odpowiedzialności za treść komentarzy.