Przeżył wysiedlenia. Po 80. latach mówi nam co się działo
Znacie Jana Kowala? "Biłgorajczyk" to znany w regionie felietonista, publicysta, pisarz i filantrop. To on prawie 80 lat temu na rękach matki Katarzyny w pośpiechu opuszczał Rudą Zagrody. Oczywiście, że nie pamięta brutalnych wysiedleń, ale całe późniejsze życie poświęcił analizowaniu tamtych wydarzeń. O szczegółach mówi Nowej Gazecie Biłgorajskiej.
Dziecko Zamojszczyzny wielokrotnie zaznacza, że nie pamięta tych wydarzeń, ale matka opowiadała mu wszystko tyle razy i z takimi szczegółami, że może odtworzyć tę historię, jakby widział ją oczyma matki.
– No i przyszedł ten moment, kiedy rano pojawiły się samochody – budy na drodze między Rudą a Wólką. Przed wyjściem matka chciała dać ojcu bagaże, ale Niemcy się nie zgodzili. Ale pozwolili jej te bagaże zakopać w piwnicze ziemnej. I matka zakopała. Nie wiem co tam było, pewnie jakieś wartościowe rzeczy, których nie mogła zabrać. Następnie udaliśmy się na miejsce zbiórki na Górce.
To była zbiórka pierwsza i stamtąd tzw. budami (samochody dostawcze z plandekami) dojechaliśmy do Puszczy Solskiej pod kościół. Tam czekaliśmy na transport do Zwierzyńca. Z tego co rodzice opowiadali, ludzi było bardzo dużo. Niektórzy czekali bardzo długo – matka mówiła, że ludzie z Tarnogrodu czekali dzień i noc.
Nasz rozmówca podkreśla, że w Biłgoraju nie było obozu, a miejsce „przeładunkowe”.
– Tam drutów nie było, więc nie można tego nazwać obozem. Swoją drogą szkoda, że to miejsce nie jest w żaden sposób upamiętnione. W Biłgoraju w ogóle bardzo mało miejsc wysiedleń jest upamiętnionych – wtrąca Biłgorajczyk.
– Tam w Puszczy była pierwsza selekcja. Niektórych wysłano do Zwierzyńca, innych do Zamościa. My pojechaliśmy do Zwierzyńca, gdzie znajdował się obóz przejściowy. Ale z tego co mi matka mówiła, to był on w trakcie budowy. Nie było tam ujęcia wodnego, nie było studni, tylko druty dookoła. Upał był niesamowity, bo to było lato i ludzie potrafili własnymi rękoma grzebać w tym piasku i dogrzebywali się do wody podskórnej, leśnej. Stamtąd matka przez kilka dni poiła mnie tą wodą wykopaną rękami.
Później wszystko potoczyło się szybko
(…)
Cała historia w tylko papierowym wydaniu Nowej Gazety Biłgorajskiej. Przeczytajcie, bo warto.