- Reklama -

- Reklama -

Pomóżmy Anielce i Anastazji

- Reklama -

Mała, śliczna Aniela ma dopiero 5 miesięcy. Słodko śpi w swoim wózku, od czasu do czasu wyciąga rączki, przeciąga się, mruży oczka i znowu usypia. Pokarm, ciepło i bezpieczne miejsce u boku mamy to wszystko czego jej teraz potrzeba. Gdyby nie pomoc lekarzy, Anielka nie wiedziałaby, że otacza ją świat dźwięków – hałas dzieci na szkolnym korytarzu, dzwonek telefonu, skrzypienie otwierających się drzwi czy głos mamy. Bez pomocy nowoczesnych aparatów słuchowych, wszczepionych pod skórę na jej malutkiej główce, nigdy nie usłyszy tych odgłosów. Anielka od urodzenia nie słyszy.
Jej siostrzyczka, starsza o roczek Anastazja, jest już ruchliwą i żywą dziewczynką. Interesuje ją otaczający świat, trochę dziwią nowi ludzie i rzeczy, ale Anastazja nie boi się. Wyciąga paluszek w kierunku siedzącego mężczyzny i powoli mówi "ta-ta". To dzięki aparatowi słuchowemu, który założono jej jakiś czas temu, Anastazja może słyszeć i naśladować dźwięki. To szansa, że kiedyś będzie mogła mówić i porozumiewać się z rówieśnikami. To szansa dla niej na w miarę normalne funkcjonowanie, gdyż Anastazja także urodziła się z głębokim niedosłuchem.
Z rodzicami dziewczynek spotykamy się w szkole w Babicach, do której ich mama Sara Gradek chodziła przez osiem lat. To tu pracuje ich babcia, a dziadek często przygrywa na instrumentach podczas szkolnych uroczystości. O historii dziewczynek dowiadujemy się od dyrektor szkoły Anny Wiatrowskiej, która podobnie jak wszyscy w tej miejscowości jest bardzo poruszona ich losem.
W szkole zorganizowano kiermasz charytatywny, z którego dochód wspomoże rehabilitację dziewczynek. – Nie mogliśmy nie pomóc. Co roku organizujemy kiermasz z przeznaczeniem na jakiś szczytny cel. W tym roku postanowiliśmy wspomóc Sarę i jej rodzinę. Odzew mieszkańców przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Na kiermasz, gdzie sprzedawaliśmy słodycze, desery, nowe i używane książki, przyszli prawie wszyscy mieszkańcy – opowiada pani dyrektor i nie kryje swojego wzruszenia.
O perypetiach rodziny Gradków opowiada nam Sara, mama dziewczynek. – Kiedy urodziła się Anastazja, jeszcze w szpitalu została przebadana przez sprzęt zakupiony dzięki Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Badanie wypadło źle, ale wszyscy nas uspakajali, że tak się zdarza. Kiedy kolejne badanie już po wyjściu ze szpitala potwierdziło najgorsze, świat nam na chwilę się zawalił – mówi Sara Gradek. – Najgorsze w tym wszystkim było to, że zostaliśmy ze swoim problemem sami. Nikt nam nie podpowiedział, że najlepsza klinika leczenia niedosłuchu jest w Kajetanach, że można starać się o refundację zakupu aparatu słuchowego czy stanąć na komisję lekarską, aby uzyskać orzeczenie o niepełnosprawności. Wszystkiego musieliśmy się dowiedzieć sami. Musiałam także zmierzyć się ze swoją nieśmiałością i nauczyć się dążyć do osiągnięcia celów. Jeżeli mogę dać swojej córce to, co najlepsze – najlepszych lekarzy, opiekę i rehabilitację, dlaczego mam się o to nie starać – wyznaje mama dziewczynek.
Kiedy już było wiadomo, że Anastazja ma duży niedosłuch, rodzina powoli zaczęła układać swoje życie na nowo. Przeprowadzała się, kiedy Sara dowiedziała się, że znów spodziewa się dziecka. – Zadzwoniłam do mamy i zapytałam, co mam robić? Mama odpowiedziała, że Bóg daje każdemu człowiekowi tyle, ile ten może udźwignąć. Kiedy urodziła się Aniela i okazało się, że też nie słyszy, już wiedziałam, jaki Bóg miał dla mnie plan – opowiada Sara, ale na jej twarzy nie widać załamania. Mama dziewczynek jest zdeterminowana, aby zapewnić swoim córkom jak najlepszy start. Obie nie tylko mają wszczepione aparaty słuchowe (dla Anastazji kosztował 5 tysięcy, a ten dla Anieli 9 tys. zł), ale także są pod opieką lekarzy Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach. Starsza dziewczynka ma zajęcia z logopedą. Na razie Anastazja uczy się rozpoznawać dźwięki, następnym krokiem będzie nauka mówienia.

toyota Yaris

Chociaż tylko tata Anieli i Anastazji pracuje, rodzina jest samodzielna. Oprócz wydatków, które ponosi każda rodzina z małymi dziećmi, Gradkowie mają jeszcze dodatkowe związane z chorobą córek. Co miesiąc muszą kupić wkładki do aparatów słuchowych dla dziewczynek, a jeden komplet kosztuje 120 zł. Z kolejnymi wydatkami wiążą się wyjazdy do Kajetan. Dziewczynki mogą skorzystać także z płatnych turnusów rehabilitacyjnych. Dla każdej z nich jest to koszt 2 500 zł. Co kilka lat każdej dziewczynce trzeba wymienić aparat słuchowy. Gdyby, na nieszczęście, aparat został uszkodzony, operacja musiałaby się odbyć wcześniej. Dodatkowy koszt stanowią także zajęcia z logopedą. – Nie możemy ciągle liczyć na pomoc rodziców. Musimy brać odpowiedzialność za swoją rodzinę. Muszę dbać, aby dziewczynkom nie zabrakło jedzenia, ubrań czy starczyło nam na rachunki – mówi Sara i dodaje, że ciężko jest otworzyć się przed osobami, które znają cię od dziecka i prosić o pomoc. Ale w sytuacji, kiedy w grę wchodzi zdrowie i przyszłość obu córek, nie ma miejsca na wstyd.
Jak można pomóc rodzinie? Już wkrótce siostrzyczki będą miały swój numer KRS, za pośrednictwem którego będzie można przekazać im swój 1 procent. Rodzina zwróciła się z prośbą do Fundacji Zdążyć z Pomocą, obecnie trwa procedura weryfikacyjna.
Z pomocą przyszli także mieszkańcy Babic, którzy hojnie wsparli kiermasz charytatywny w szkole. Podobny można zorganizować w innych placówkach.
Dla osób, które już teraz chciałyby wspomóc dziewczynki, podajemy specjalne numery kont, na które można wpłacać darowizny:  
Anastazja Gradek 07 1020 3150 0000 3002 0102 6608
Aniela Gradek 24 1020 3150 0000 3602 0102 6590.

- Reklama -

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Nowa Gazeta Biłgorajska nie bierze odpowiedzialności za treść komentarzy.