- Reklama -

- Reklama -

Pole zalewa woda, a rolnika krew

- Reklama -

Sprawa wzięła swój początek kilka lat temu, kiedy to mieszkaniec Różańca kupił pole w Korchowie Drugim. Niedługo jednak cieszył się na myśl o zebranych z tego kawałka ziemi plonach. Po wiosennych roztopach i większych opadach deszczu okazało się, że pole położone w zagłębieniu terenu zamienia się w wielkie bajoro. – Na tym polu sadziłem tytoń, siałem zboże, ale wszystko na nic. Za każdym razem część mi wymokła. Teraz też na polu stoi woda, a 20 arów pszenicy jest zalanych – mówi Stanisław Kryń.

Po pomoc rolnik zwrócił się do wójta gminy Księżpol. Napisał pismo, w którym prosił o odwodnienie terenu. W odpowiedzi usłyszał, że odnośnie tej działki „absolutnie brak jakichkolwiek możliwości przekopania rowu do rzeczki”, a poza tym działka jest odwodniona rurociągiem drenarskim oraz rowem melioracyjnym. Sprawa nabrała dalszego biegu. Pan Stanisław skierował do wójta kolejne pismo, w którym napisał: „pierwotny odpływ wody stanowił rów melioracyjny na sąsiedniej działce. W celu połączenia dwóch działek gruntowych właściciel tej działki tenże rów zakopał. Zaistniała sytuacja spowodowała, że woda znajdująca się na gruntach sąsiednich zalewa uprawy, ponieważ odpływ jej jest niemożliwy”. Rolnik dodał, że jego propozycje dotyczące możliwości odwodnienia działki spotkały się z odmową wójta, więc liczy, że zasypany rów zostanie odkopany.W odpowiedzi na to wójt Lech Rębacz napisał: „Gmina nie finansuje odwodnienia pojedynczych indywidualnych działek”. Wójt wyjaśnił, że ta działka w ewidencji gruntów figurowała jako łąka, więc zastosowany został system odwodnienia w postaci drenażu, a „odkopanie” rowu na sąsiedniej działce sytuacji nie poprawi, gdyż na tym obszarze nie ma rurociągów z ujściem do tego rowu. Rolnik jednak sprawę widzi inaczej. Jego zdaniem, to nie brak urządzeń melioracyjnych powoduje problem, tylko brak dobrej woli władz gminy. – „Nie wiedział pan, co pan kupował? Po co pan to brał?” tak mówiła do mnie urzędniczka podczas wizji w terenie – żali się pan Stanisław. – Nie sposób porozumieć się z gminą, aby pomogła mi odwodnić teren. Jestem rolnikiem, żyję z uprawy ziemi i nie mogę patrzeć, jak woda niszczy mi uprawy – dodaje.Kłótnia o wodę w Korchowie to nie jedyny taki przypadek w gminie czy powiecie. W takich sytuacjach urzędnicy tłumaczą się brakiem środków na wykonanie kosztownych inwestycji odwadniających. Spory rolników z władzami zazwyczaj kończą się niczym, a woda dalej zalewa i niszczy uprawy. Nie tak dawno opisywaliśmy problem mieszkanki jednej z gmin, która kilka lat walczyła z urzędem i domagała się odprowadzenia wody z jej posesji. Trafnie wówczas skwitowała swoją sytuację: „Najlepiej zająć stanowisko, pobory wziąć i rozłożyć ręce, że nic nie możemy zrobić. Tak rozkładają ręce Urząd Gminy, wójt, starostwo, Spółka Wodna, Nadzór Budowlany, straż, policja, prokuratura, no i chyba sądy. Naliczyć podatki, składki, kary za odstępstwa to każdy potrafi”.

- Reklama -

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Nowa Gazeta Biłgorajska nie bierze odpowiedzialności za treść komentarzy.