- Reklama -

- Reklama -

Nostalgia za wąskotorówką trwa

- Reklama -

Potwierdzam to osobiście. Ale najpierw przypomnę stare czasy, a starsi z nas pamiętają jeszcze biłgorajską wąskotorówkę, zwaną wtedy potocznie „ciuchcią”, taką kolejkę szynową o rozstawie szyn tylko 600 mm, której malutki parowozik ciągnął z mozołem nawet kilkanaście wagoników, wydając z siebie, oprócz rytmicznego sapania, kłęby dymu i  przenikliwe gwizdy przy byle potrzebie, sygnalizując ludziom swą obecność i strasząc przy okazji płochliwe wtedy konie. Ludzie mieli frajdę z jazdy, bo można było nawet jechać na zewnętrznych, odkrytych pomostach – zderzakach i rozmyślać o niebieskich migdałach, czyli o niczym, nudząc się przy tym przedłużającą się monotonną i powolną jazdą, wyczekując jakby podświadomie na niespodziewane ożywienie, bo jazda dłużyła się niemiłosiernie. Trasę Biłgoraj Zwierzyniec (20 km) jechało się półtorej godziny. A ci w środku wagoników, (było ich tylko dwa, albo trzy)mieli wtedy czas na wytchnienie, patrząc przez okienka na zmieniające się krajobrazy, najciekawsze pod Panasówką, kiedy ciuchcia zwalniała bieg z powodu góry do szybkości pieszego, prosząc powoli i bezustannie głośnym sykiem i coraz wolniejszym stukotem: „pomóż, bracie”, „pomóż, bracie”…, a z góry tej, przyśpieszając i jakby dziękując za pomoc, już znacznie ciszej: „w *upę mnie, w *upę mnie …”, milknąc przed Zwierzyńcem jakby ze wstydu.

Takie zapamiętałem wrażenia i tak mówili inni. Ale warto też wiedzieć, że pierwszą wersję tej kolejki zbudowały w latach 1914-1915 władze carskie, by w obliczu klęski w wojnie z Austrią rozebrać ją, z czym ci ostatni nie pogodzili się i ponownie ją uruchomili rok później. I tak kolejka jeździła do 1964 r., kiedy to poszerzono jej tory do 750 mm i by – ku zdumieniu – po 5 latach ją skasować w miejsce już kolei normalnotorowej, biegnącej obecnie zupełnie nową trasą, przez Bojary, a nie do osiedla Piaski (ongiś stacja końcowa w Biłgoraju), skąd przez kilka lat było połączenie z podobną kolejką biegnącą aż do Lipy i mającą wtedy połączenie z podobnymi w Lasach Janowskich.

toyota Yaris

Dodam jeszcze, że w czasie ostatniej wojny kamieniołomy w Dylach miały też kolejkę do wywożenia urobku do stacji Zwierzyniec, o czym nie wiedziałem do momentu przeczytania o tym w Internecie, gdzie również znalazłem wzmiankę, że w czasie pierwszej wojny światowej podobna kolejka jeździła z okolic Tarnogrodu aż do Krzeszowa.

Piszę o tym wszystkim po to, aby powspominać tzw. stare dzieje i przy tym uzasadnić ciekawość i celowość wycieczki – 50-osobowej grupy emerytów z Klubu Seniora „Raj” przy PCK w Biłgoraju – podobną kolejką wąskotorową z Przeworska do Dynowa, jeżdżącą już 115 lat. Trudu jej zorganizowania podjęła się niezmordowana i nad wyraz troskliwa o wycieczkowiczów kol. Marysia Różańska, za co wszyscy uczestnicy zapewne jej serdecznie dziękują, życząc następnych udanych pomysłów. A atrakcji na wycieczce było sporo. Najpierw dało się we znaki przenikliwe zimno podczas wyczekiwania na autobus w godz. wczesnoporannych. Później już było coraz cieplej, a nawet gorąco od zwyczajowych, wiezionych „herbatek” i kawki z bufetu w jadącej kolejce, nie mówiąc już o samej słonecznej pogodzie, idealnej na wycieczki. Dworzec w Przeworsku przywitał nas jednak smutno: budynek nieczynny, odrapany z tynku, ławeczki rachityczne, puste tory i totalna cisza. Ale w potrzebie był obok czynny dworzec „normalnotorówki” i to wybawiło niektórych z kłopotów. O spodziewanej godzinie nadjechała oczekiwana „ciuchcia”, zupełnie inna niż ta zza światów – biłgorajska. Wagoników więcej, wszystkie lśniące czystością i zamiast syczącego parowozu spalinowa lokomotywa, już bez przenikliwych gwizdów. Sam przejazd, ponad 3-godzinny, ok. 47 km też ciekawy. Spotykaliśmy na trasie „gapowiczów”, którzy na widok naszych roześmianych buzi – pozdrawiali nas machaniem rąk. To nas pobudzało do śpiewu piosenek z różnych epok, różnych stylów i z różnym przesłaniem, jakby odżyła pamięć i głos, jakby otwarły się szare komórki zamknięte starością. Miny nam jednak szybko zrzedły na stacji końcowej w Dynowie, gdzie miał być posiłek z grilla. Ławeczki i stoliki odrapane, chybotliwe (jedna pod obciążeniem wywróciła się), placyk zarośnięty chwastami, kolejka do bufetu, obsługa jakby obca i obok riksza za 10 zł. Pozostał tylko przywieziony prowiant, dobry humor i biłgorajska atmosfera: rozgadana, gościnna, wzajemnie życzliwa. Powrót już autobusem z pełnym programem zwyczajowym i szczęśliwy, mimo że jeden kolego wpadł niechcący do wnęki wyjściowej z powodu zakrętu. Było to zabawne, podobnie jak reszta.

Biłgorajczyk, e-mail: naj-lawok@wp.pl

- Reklama -

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Nowa Gazeta Biłgorajska nie bierze odpowiedzialności za treść komentarzy.