- Reklama -

- Reklama -

- Reklama -

Majdan Stary: Od stu lat powstają tu gromnice (rozmowa)

W święto Ofiarowania Pańskiego, zwane u nas świętem Matki Bożej Gromnicznej, wiele osób przychodzi do kościołów, by poświęcić świece. Świece wykonane z pszczelego wosku, zwane gromnicami, były ze czcią przechowywane w każdym domu i często zapalane wtedy, kiedy nadciągały gwałtowne burze, gradowe nawałnice, wybuchały pożary, groziła powódź, a także w chwili odchodzenia bliskich do wieczności.

- Reklama -

Święto Matki Boskiej Gromnicznej. Kiedy obchodzimy?  

Gromnice są ściśle związane ze świętem Ofiarowania Pańskiego, które jest znane również jako Matki Boskiej Gromniczej. Obchodzimy je 2 lutego, wtedy wierni przychodzą do swoich kościołów, by poświęcić gromnice i jednocześnie otrzymać błogosławieństwo, prosząc o różne łaski, między innymi zdrowie ciała i ducha.

Przez wiele lat prócz tradycji czysto kościelnych wokół gromnic narosły również tradycje ludowe. Ich liczne świadectwa można odnaleźć w polskiej literaturze, która dotykała tematów życia na wsi.

Dodaj szybkie ogłoszenie drobne na naszym portalu:

W trakcie burz w wielu domach stawiano gromnicę w oknie. Wierzono bowiem, że posiada ona ogromną moc ochronną, że odgania gromy od domostw, w których jest używana. W powszechnym przekonaniu było niejednokrotnie również to, że osoby, które szydzą z mocy świecy gromnicy, mogą zostać ukarane za to właśnie śmiercią z powodu porażenia piorunem.

Gromnica z wosku pszczelego – proces powstawania 

Na temat tradycji związanej z ręcznym wytwarzaniem świec gromnicznych rozmawiamy z  członkami Rady Parafialnej parafii w Majdanie Starym.

NGB: – Co Panowie dzisiaj robią?

– Dzisiaj odlewamy świece gromniczne. Najpierw trzeba nagrzać wosk. Tutaj korzystamy z gościnności naszego kolegi radnego pana Ryszarda Kucła. On tu się wszystkim zajął, napalił w piecu, rozgrzał wosk. Wosk mieszamy z parafiną.

NGB: – Wosk pszczeli, prawdziwy?

– Naturalny wosk pszczeli, tylko w plastrach, pozyskiwany od pszczelarzy, trzeba rozgrzać do odpowiedniej temperatury.

NGB: – I piec kaflowy tu jest? Ile lat służył do takich celów?

– Można powiedzieć, że świece robimy, odkąd pamiętamy. Jesteśmy w radzie już ponad dwadzieścia lat. To tutaj za naszej kadencji, a wcześniej też poprzednicy robili w jeszcze bardziej prymitywnych warunkach.

NGB: – Ale tradycja zawsze była taka sama i produkty takie same?

– Oczywiście takie same produkty, technologia niewiele się zmieniła, bo koło, które tutaj widać to może jeszcze sprzed wojny, jest na nim data – rok 1931. Ta tradycja trwa do dzisiaj.

NGB: – A jak zaczynacie produkcję? Proszę opowiedzieć.

– Jak zaczynamy? Jest roztopiony wosk. Tak, wosk trzeba roztopić do odpowiedniej temperatury. Trzeba przygotować knoty naturalne, bo to są lniane knoty. To są jeszcze z lat zaraz powojennych.

NGB: – Jeszcze macie zapasy?

– Zapasy mamy jeszcze od kiedy ludzie robili te nici i z nich wyrabiali płótna. Został zapas nici, więc my je wykorzystujemy do robienia knotów. Knoty są robione ręcznie.

NGB: – Wcześniej je przygotowujecie?

– Tak. Skręcamy je z kilkunastu nitek w zależności od tego, jaką chcemy grubość osiągnąć. I jak knot już jest gotowy, zanurzamy go w wosku. To się odbywa metodą wielu powtórzeń. Zanurzyć knot nieraz trzeba sto razy w rozgrzanym wosku. Świeca się pogrubia o pół milimetra, to przybywa powolutku, aż dochodzi do odpowiedniej grubości. Staramy się, żeby były powtarzalne, o jednakowej formie.

NGB: – Czyli długość i średnica zostaje taka sama?
– Długość, średnica i waga, tak. Tego się trzymamy, żeby było standaryzowane cały czas. Żeby służyła jak najdłużej ludziom.

NGB: – Później te świece przekazujecie do kościoła?
– Tak. Te świece są transportowane po wystygnięciu. Jak już tutaj obeschną, trochę je równamy. Robimy im kosmetykę taką dla wyglądu i trwałości. Zawozimy świece po wystygnięciu do kościoła. Tam sobie leżakują, muszą być ułożone równo, bo pod wpływem wysokich temperatur letnich potrafią się nawet wykręcić, lekko powyginać. Ale to nie jest problem, bo świece się później układa w inny sposób i one wracają do formy. To jest wosk, natura sama się regeneruje, jak leżakują w dobrych warunkach. W kościele jest temperatura w miarę stała. Są przechowywane w drewnianych skrzyniach, nie ulegają uszkodzeniom mechanicznym ani klimatycznym.

NGB: – I mogą leżeć długo?
– Długo, długo. Nawet kilka lat i nic im się nie dzieje. Są tak trwałe.

NGB: – Ale co roku spotykacie się tutaj?
– Tak, co roku. Zdarza się, że zrobimy większy zapas to i dwa lata wytrzyma, ale to zależy od popytu i sprzedaży. Jeżeli mamy więcej chętnych do pozyskania tych świec, bo ludzie wypalają świece i chcą nowe pozyskać, to robimy więcej i częściej, ale do tej pory zawsze nam starczało, na wszystkie procesje, jakie się odbywały w ciągu roku, te świece służą. Tradycje już się trochę zmieniają, bo coraz mniej tych świec bierze udział w procesjach. Kiedyś były palone i wewnątrz kościoła. Dzisiaj mamy nowe podłogi, trzeba ostrożnie się zachowywać, świece są palone przeważnie na zewnątrz, troszeczkę mniej ich się używa, ale co roku staramy się dorabiać zapas. Robimy w granicach 80 sztuk.

NGB: – Dwa koła?
– Dwa koła robimy, to jest 80 sztuk. Nieraz trzy koła to jest 120.

NGB: – Produkcja jednej świecy trwa jeden dzień? Czy więcej razy trzeba się spotkać?
– Jeden dzień wystarczy. Jeżeli od rana, to jeden dzień. Kolega szybko napali, piec jest gotowy, rozgrzany, to do wieczora udaje się to wykonać.

NGB: – Ile wykorzystujecie tego wosku na 80 świec?
– To łatwo policzyć. Świeca waży 0,5 kg, robimy 80 świec, łącznie zużywamy 40 kg wosku z parafiną.

NGB: – Tutaj tylko Panowie mogą przy tym być?
– Tak, to już od wielu lat tak jest. Powoli młodych kolegów z rady przyuczać trzeba, przyzwyczajać do tej pracy, żeby tradycje nie zaginęły. My też już nie jesteśmy wieczni, różnie z tym bywa i zdrowie, i różne sprawy, niespodzianki mogą wyniknąć.

NGB: – Niech Pan wymieni, kto tu z nami jest.
– Jesteśmy u naszego kolegi, który nas gości tutaj, udostępnia nam pomieszczenie i wszystkich dobrodziejstw, u pana Ryszarda Kucła. Jest z nami kolega Stanisław Adamek z Rogali. Tutaj są uczestnicy tych rytuałów. Jest też pan Andrzej Wardach z Rogali, jest pan Henryk Zań z Majdanu Starego. Pan Henryk Wrębiak, również niezawodny kolega w tych pracach, no i ja moja skromna osoba Stanisław Skwarek. Wszyscy jesteśmy tu równi, wszyscy jesteśmy jednakowo potrzebni, żeby ta praca mogła się odbyć w miarę sprawnie technicznie i czasowo. Cieszymy się, że możemy jeszcze to robić, tradycję podtrzymujemy, jakoś nam się udaje to zorganizować. Na szczęście, pszczoły jeszcze wosk produkują, pszczelarze nam go sprzedają, to mamy z czego je wykonać. A nic lepszego, bardziej naturalnego na razie nie wymyślili. Są sztuczne świece gromniczne, ale to nie jest ten sam efekt, ten aromat.

NGB: – Zapach jest inny?
– Także walory zapachowe i zdrowotne. Zapach wosku ma dla ludzi dobrodziejstwa zdrowotne.

NGB: – A czy są jakieś wierzenia związane z tą świecą gromniczną?
– No to dlaczego je robimy? Robimy je, żeby uczcić dzień Matki Bożej Gromnicznej. Ku temu zawsze to zmierza i dlatego je robimy. Zawsze przed świętem Matki Bożej Gromnicznej 2 lutego, kiedy poświęca się gromnice, żeby upamiętnić światło. A światło jest tutaj światłem Chrystusa.

NGB: – A czy w chwilach niebezpiecznych, na przykład podczas burzy, też potrzebne są świece gromniczne?
– Tak. Takie tradycje są też podtrzymywane w wielu domach. Zawsze w czasie burz, kataklizmów czy różnych zawieruch światowych ludzie stawiali te świece w oknach, zapalali. Myślę, że w wielu domach jest to kultywowane. Wierzą w moc tego światła. Świece te są święcone 2 lutego, z tym wiąże się moc tego światła. To nie jest już tylko tradycja, tylko jak by święto ugruntowane w naszej tradycji i wierzeniach od wielu, wielu pokoleń.

NGB: – Czy w innych parafiach też tak są wytwarzane świece, czy parafia w Majdanie jest jedną z nielicznych?
– Myślę że jesteśmy już taką perełką w okolicy. Często spotykamy się z tym, że świece to są gotowce, odlewane. Takie w innym wydaniu, jak gdyby technicznym. A te, które my robimy, są tradycyjnie wytwarzane. W tej tradycji, w tej metodzie to jesteśmy perełką na skalę powiatu, a może i szerzej.
NGB: – A kto Panów tego nauczył?
– Nas nauczyli koledzy, starsi z rady, którzy już odeszli. Chwała im za to i wieczny odpoczynek. Początki były jeszcze bardziej prymitywne. Prostsze jeszcze bardziej, to udoskonalali nasi koledzy.

 NGB: – Czyli na pewno to trwa sto lat i więcej.
– Tak. To są tradycje jeszcze sprzed wojny. To, co my pamiętamy, sięgamy pamięcią, ale pewnie ile parafia istnieje, tyle trwa tradycja. Troszeczkę to się modyfikowało, ale niezbyt dużo. Główna zasada jest cały czas ta sama. Tylko zanurzanie świec już jest może troszeczkę udogodnieniem, bo przedtem knot polewało się naczyniem, a teraz się go zanurza. Taka niewielka zmiana techniczna, ale udogodnienie. Reszta została sprzed wojny, surowiec ten sam. Niewiele się zmieniło.

NGB: – Dziękuję za rozmowę. 

red. 

- Reklama -

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Nowa Gazeta Biłgorajska nie bierze odpowiedzialności za treść komentarzy.