Kiedy rozpoczął Pan swoją działalność w show-biznesie?
- Agencję artystyczną ADA założyłem 2 stycznia 1997 roku. Kilka miesięcy później zorganizowałem pierwszy wielki występ w Woli Dużej z udziałem gwiazdy Marcina Dańca.
Ta działalność nie ograniczała się tylko do imprez na Woli Dużej. Były też wielkie koncerty w Biłgoraju, które przyciągały tłumy.
- Rzeczywiście imprezy organizowane przeze mnie przyciągały tłumy. Po koncercie Kate Ryan, który odbył się w Woli Dużej, zaprosiłem inną gwiazdę Sopot Festiwal, In-Grid na "Budowlankę". Były również koncerty Ich Troje w Biłgoraju w czasach ich największej świetności. Udało mi się wtedy wynegocjować dwa koncerty zespołu w mieście. Bilety wyprzedały się w dwie godziny. Nie wspominając już o trzech koncertach Zespołu Pieśni Tańca Mazowsze w Biłgoraju. ADA szybko stała się agencją o zasięgu ogólnopolskim. Organizowaliśmy imprezy w Sopocie, w Warszawie czy w Ostródzie.
Koncert Kate Ryan w Woli Dużej w 2004 to było coś. Szczerze, jak udało się Panu to zorganizować?
- Do końca sam nie wiem, dlaczego wybrała ona wtedy moją propozycję. Gwiazda miała dwóch managerów, jednego na Polskę, drugiego Włocha, który miał na imię Marco. Przez tego Polaka udało mi się dotrzeć do Marco, który zgodził się pomimo że nawet nie wiedzieli gdzie na mapie leży Wola Duża. To było duże przedsięwzięcie. Zjechały media z całej Polski. Miałem sztab ludzi do pomocy, ale wszystko nadzorowałem osobiście.
Jak komuś pochodzącemu z prowincji, z Potoka Górnego, który dziś w rankingach przoduje jako najbiedniejsza gmina w Polsce, udało się dotrzeć do kluczowych postaci show-biznesu?
- Z głębokiej prowincji ciężko jest coś załatwić, ale wszystko jest możliwe. Miałem szczęście, ponieważ poznałem kluczowe postacie show-biznesu w Polsce i tak po nitce do kłębka docierałem dalej. Jestem bardzo otwartą osobą i to też pomaga. Poza tym ja zawsze miałem jeden cel: żeby ludzie się dobrze bawili i żeby każdy znalazł coś dla siebie. Dziś takich wielofunkcyjnych imprez jest coraz mniej.
Jakieś wyjątkowe wydarzenia zostały w pamięci?
- W 1997 roku moje podopieczne siostry Agnieszka i Magda Osińskie z Frampola zostały finalistkami Miss Polonia. Agnieszka zdobyła wtedy tytuły: Pierwszej Wicemiss, Miss Gracji i Miss Publiczności. Natomiast w 2018 moja inna podopieczna Dominika Grabias została Quinn of Poland na Wyspach Zielonego Przylądka.
Brak wydarzeń to ostatnio często poruszany temat w Biłgoraju. Może pomógłby Pan rozkręcić trochę to miasto?
- Kilkakrotnie oferowałem swoją współpracę, ale pozostaje to bez odzewu. Oprócz współpracy z BCK przy organizacji wyborów Miss Ziemi Biłgorajskiej od 1997, które odbywały się przez kilkanaście lat w ramach ogólnopolskiego konkursu Miss Polonia, nigdy nie nawiązałem głębszej współpracy z Biłgorajskim Centrum Kultury.
Nie brakuje Panu dziś tego całego show?
- Czasami tak, ale to była wielka odpowiedzialność i stres. Na takich wielkich imprezach człowiek odpowiada za ludzkie zdrowie i życie, jeżeli coś poszłoby nie tak... Nie wspominając już o karach finansowych i zobowiązaniach, gdyby coś nawaliło.
Czym zajmuje się Pan dziś? Bo raczej nie organizacją koncertów w Biłgoraju?
- Nadal sporadycznie działam w branży artystyczno-rozrywkowo-filmowej, ponadto jestem producentem filmowym, organizuję imprezy poza miastem, ale to tak dodatkowo. Obecnie zajmuje się czymś, co kompletnie nie jest związane z show-biznesem.
Dziękuję za rozmowę.
fot. Wola Duża i Mała.fb
Komentarze (0)