Jesień 1961 roku. Na przemyski dworzec przyjeżdża transport młodych poborowych. Mają po 19, 20 lat. W dokumentach – skierowanie do "wojsk kolejowych" JW-1035 lub JW-1039. Nikt im wtedy nie tłumaczy, że przez kolejne dwa lata ich służba wojskowa będzie wyglądała inaczej niż ta, którą odbywają koledzy w innych jednostkach. Że zamiast poligonu będą nasypy, zamiast karabinu – podbijak, a zamiast sali żołnierskiej – wagon towarowy lub barak bez bieżącej wody.
Tak zaczynała się historia tysięcy młodych ludzi wcielanych do specjalnej formacji powołanej tajną uchwałą Rady Ministrów nr 411 z 6 października 1959 r. – jednostek wojsk kolejowych. Wśród nich Jan Hass z Tarnogrodu, Edward Śmichur z Lubaczowa, Władysław Gałas z Narola i Stanisław Cybart z Biłgoraja.
W zamyśle władz PRL jednostki wojsk kolejowych miały uzupełnić braki kadrowe w Polskich Kolejach Państwowych. W praktyce oznaczało to, że przez całe miesiące żołnierze byli darmową, fizyczną siłą roboczą w rękach resortu komunikacji.
Tajna uchwała bez podstawy prawnej
Uchwała nr 411 – jak ustalił później IPN – została wydana wbrew konstytucji PRL z 1952 r. i bez ustawowego upoważnienia. W dodatku była tajna i niepublikowana. Formalnie żołnierze podlegali Ministerstwu Obrony Narodowej, ale faktycznie realizowali zadania wynikające z umów między MON a PKP. Pobór do jednostek odbywał się nietypowo, bo nie wiosną, jak w większości wojska, ale jesienią. Po krótkim okresie szkolenia podstawowego następował wyjazd w teren na tzw. praktykę letnią. Rozkazy operacyjne określały wszystko: od liczby kilometrów torów do ułożenia, przez ilość obiektów do modernizacji, aż po normy roboczodniówek do wyrobienia.
Praca zamiast służby
Między 1960 a 1970 r. tylko w JW-1035 i JW-1039 przepracowano 3 632 100 normowanych roboczodniówek. Wartość tej pracy w tamtym czasie oszacowano na ponad 467 milionów złotych. Zyski dla gospodarki narodowej liczono w miliardach. Według dokumentów Generalnej Dyrekcji PKP, żołnierze tych dwóch jednostek zbudowali lub zmodernizowali około 40 proc. całej infrastruktury kolejowej w Polsce w okresie PRL.Dzień pracy zaczynał się o piątej rano. Dojazd na miejsce robót często trwał kilka godzin. Praca trwała po 10-12 godzin, bez względu na pogodę. Do dyspozycji była czarna kawa w termosie (pół litra na osobę), chleb i kawałek wędliny. Obiady często zamieniały się w obiadokolacje spożywane po zmroku. Noclegi organizowano w wagonach roboczych, namiotach wojskowych, dawnych koloniach letnich dla dzieci. Brak łaźni, prowizoryczne latryny, minimalne racje żywnościowe.
- Cały czas na torach robiliśmy. Były normy, które trzeba było wykonać. Który się nie wyrabiał, obiadu nie jadł. Robił, potem jadł wieczorem. Nie było też mowy o żadnym urlopie. Chyba że dostawało się telegram o śmierci w rodzinie – wspominają dziś byli żołnierze, z którymi spotykam się pod gabinetem poseł Małgorzaty Gromadzkiej.
Byli żołnierze od dekad walczą o rekompensatę za tamte czasy. Liczą, że posłanka z Ziemi Biłgorajskiej coś może wskóra w ich sprawie.
Po 1989 roku inni dostali, oni nie. Walczą od lat
Po zmianach ustrojowych w 1994 r inne grupy żołnierzy wcielanych w PRL do pracy w kopalniach, kamieniołomach czy batalionach budowlanych uzyskały ustawowe prawo do dodatków kombatanckich i innych świadczeń. Żołnierze Wojsk Kolejowych zostali pominięci.
Dlatego od trzech dekad byli żołnierze zrzeszani w Stowarzyszeniu byłych Żołnierzy Wojsk Kolejowych JW-1035 i JW-1039 z Przemyśla z siedzibą w Tarnogrodzie, walczą o swoje prawa. Za pośrednictwem posłów od lat, składają w Sejmie kolejne interpelacje, domagając się nowelizacji ustawy. Mają pełne teczki dokumentów, liczne korespondencje. Zapewniają, że ich postulaty poparł rzecznik praw obywatelskich, kolejni posłowie podejmowali temat, ale nigdy nie trafił od pod obrady Sejmu.
W listopadzie 2024 r. sprawę po raz kolejny podjęła posłanka Małgorzata Gromadzka, kierując interpelację do Ministra Obrony Narodowej i Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
- Ten dodatek to nie są duże pieniądze. Jakieś 300 zł, do tego bonifikaty na prąd, jakieś tańsze lekarstwa. O wiele nie prosimy - zaznaczają członkowie Stowarzyszenia.
Odpowiedź rządu: to nie była represja polityczna
Po interpelacji poseł Gromadzkiej, resort obrony przekazał sprawę do Ministerstwa Rodziny oraz Urzędu do Spraw Kombatantów. Ten, w odpowiedzi na interpelację, stwierdził, że brak jest dowodów na polityczną selekcję do Wojsk Kolejowych, a formacja ta pełniła również funkcje militarne
(....)
Więcej o tej od dekad nierozwiązanej sprawie przeczytacie w aktualnym papierowym wydaniu Nowej Gazety Biłgorajskiej. Nasz tygodnik dostępny w wybranych sklepach, punktach prasowych i na eprasa.pl
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.