Kiedy przekraczam próg domu artysty rzeźbiarza, Jana Pastuszka, czuję się jakbym przekroczyła drzwi innego świata. Na wzór podróży Alicji z Krainy Czarów, która wpadła wprost do króliczej norki, a potem nic nie było jak dawniej. Z domem Jana Pastuszka jest podobnie. Od progu widoczne jest zamiłowanie do sztuki i piękna. Obraz, nie żadne tam fotokopie, zdobią ściany korytarza i pokoju. Zachwycają ikony, krucyfiks wykonany z kości słoniowej, leciwy zegar i masywny stół przy którym można poczuć się jak na herbatce w innymi wymiarze. Albo na herbatce z królową Kier Po drugiej stronie lustra. Jest to dom z duszą, w którym nie mogło zabraknąć fantastycznego pieseczka. Jan Pastuszek wraz z żoną, uwielbiają zwierzęta. Zatem wita mnie niezwykły człowiek, magiczny dom i słodki zwierzak. Ściany pokoju zdobi sztuka. Osobliwa kolekcja, nad którą kontempluję dobra chwilę powstawała na przestrzeni lat, krócej niż cała "droga" artysty z Józefowa.
.........................................................................................................................................
Długo zajmuje się pan rzeźbą?
Od 1982 roku, od 9 grudnia. To wtedy została zarejestrowana jednoosobowa działalność gospodarcza, która istnieje do dnia dzisiejszego. Ale to nie było takie proste. Dzisiaj każdy może działać w dowolnym zawodzie, wystarczy się zarejestrować. Wtedy nie wolno było, jeśli nie miało się uprawnień. Zostać krawcem bez szkoły? Mowy nie ma! Nie w tamtych czasach. Bez szkoły krawieckiej albo dyplomu czeladniczego nie można było zostać krawcem. Ani zegarmistrzem. Kamieniarzem również nie mogłem być bez uprawnień. Musiałem zrobić kurs, zdać egzamin na czeladnika i wtedy dopiero zakładać firmę.
Całą długa rozmowę z józefowskim artystą przeczytacie w aktualnym papierowym wydaniu Nowej Gazety Biłgorajskiej. Nasz tygodnik dostępny w wybranych sklepach, punktach prasowych i na eprasa.pl
Komentarze (0)