- Reklama -

- Reklama -

Darmowe drzewo od cara. Mieszkańcy wcale go nie chcą

W Gromadzie, Edwardowie, Woli Dużej, Woli Małej i Rożnówce Stawy ciągle obowiązuje carskie prawo z XIX wieku! Darmowe drzewo od cara z państwowego lasu wydaje się być świetną opcją dla mieszkańców. Dlaczego więc obdarowani takim przywilejem przez cara od ćwierć wieku walczą, by rosyjskie ukazy przestały ich w końcu obowiązywać? O szczegółach przeczytacie w Nowej Gazecie Biłgorajskiej.

- Reklama -

Prawo do serwitutów zostało przyznane przez cara Aleksandra II  na podstawie ukazu z roku 1864. Podczas powstania styczniowego car uwłaszczył chłopów, między innymi po to, aby zniechęcić ich do udziału w walkach.  Dostali oni na własność ziemię, zabudowania, inwentarz, a także serwituty, czyli uprawnienie do korzystania z dworskich łąk, pastwisk i lasów.

 

Carski ukaz z 1864 roku nadal obowiązuje w Nadleśnictwie Biłgoraj

 

toyota Yaris

W późniejszym czasie potomkowie uwłaszczonych chłopów zaczęli dostawać serwituty w naturze, czyli w drewnie. W niektórych miejscowościach carski ukaz obowiązuje do dziś.

Serwituty z Nadleśnictwa Biłgoraj otrzymują mieszkańcy przyległych wsi: Gromada, Edwardów, Wola Duża, Wola Mała, Rożnówka Stawy (teraz w granicach miasta Biłgoraj).

 

– Uprawnionymi do korzystania z serwitutów są osoby ujęte w rejestrze ewidencji gruntów z Gminy Wiejskiej w Biłgoraju, która to Gmina zaświadcza o prawie do serwitutu rzeczowego w postaci drewna. Miejsce zamieszkania jest tu bez znaczenia bowiem serwituty przypisane są do gruntu ze wskazaniem osób. Prawo do serwitutu mają osoby, które w ramach ustawy z 7 maja 1920 roku o likwidacji serwitutów nie otrzymały fizycznie gruntów leśnych. Dokumentem źródłowym jest ukaz carski z 1864 roku oraz wpisy w księdze wieczystej pod nazwą Dobra Ziemskie Biłgoraj jako służebności leśne – mówi Mariusz Szabat, zastępca Nadleśniczego Nadleśnictwa Biłgoraj.

 

Dodaj szybkie ogłoszenie drobne na naszym portalu:

„Asygnata na ugaj” (ugaj: zbiórka suchych gałęzi w lesie właściciela) z 1931 roku znajdująca się w dokumentach Tadeusza Wąsika

Dziadek Maciej na wojnie rosyjsko-japońskiej

 

O historii serwitutu może sporo powiedzieć Tadeusz Wąsik z Woli Dużej, którego dziadek przyczynił się do zwiększenia przywileju serwitutowego we wsi Wola.

 

– Mój dziadek Maciej Wąsik służył w carskim wojsku. Podczas wojny rosyjsko-japońskiej w 1905 roku siedział w okopach. Obok przejeżdżał carski generał na koniu. W pewnym momencie przeleciał  pocisk artyleryjski, który trafił i rozerwał konia generała. Ścierwo końskie przywaliło generała.  Dziadek Wąsik wyjął go spod tego ścierwa i przetransportował do szpitala. Gdy Maciej wrócił do okopu postawiono go przed sąd polowy i wydano na niego wyrok śmierci za dezercję.  Dziadek  tłumaczył się  stojąc już przed plutonem egzekucyjnym. W tym czasie ktoś powiadomił generała. Generał przyszedł w miejsce egzekucji i zasłonił Macieja własnym ciałem, mówiąc: „Wy go nie zabijajcie, on mi życie ocalił!” Egzekucja została odwołana, a Maciej Wąsik został odznaczony krzyżami świętego Jerzego, które w tamtych czasach były gwarantem nietykalności – opowiada Tadeusz Wąsik i jako ciekawostkę dodaje, że krzyże te były przechowywane w domu na Woli i w 1939 r. ukradł je żołnierz podczas rabunku.

 

 

Piechotą z Woli do Lublina w sprawie serwitutów

 

 

Jak historia wojenna ma się do serwitutu? Tadeusz Wąsik opowiada, że po wojnie Maciej wrócił na Wolę. Było ciężko, a dodatkowo chłopi czuli się oszukiwani przez zarządców serwitutów,  gdyż  nie dostawali w całości należnych im przydziałów. Maciej Wąsik pewnego dnia ubrał się w siermięgę i poszedł z Woli piechotą do Lublina do gubernatora. To dzięki tym krzyżom św. Jerzego, które otrzymał podczas wojny rosyjsko-japońskiej gubernator przyjął chłopa z Woli i zatwierdził jego postulaty dotyczące zwiększenia przywilejów serwitutowych dla wsi.

– W Chełmie podobno też był i też sporo wskórałdodaje wnuk Macieja Wąsika.

Dziadek zmarł w 1916 roku.

 

Upragniona wolność, koniec przywilejów

 

W 1918 roku przyszła upragniona wolność, której następstwem była likwidacja serwitutów.   Na podstawie ustawy z 7 maja 1920 roku  chłopi otrzymywali ekwiwalenty w postaci działek leśnych.  W większości okolicznych  wsi mieszkańcy otrzymali lasy na własność w zamian za zrzeczenie się praw do korzystania z przywilejów służebności leśnej. Nie wszystkie wsie jednak uwłaszczono.

– U nas we wsi ludzie zwlekali ze zrzeczeniem się służebności leśnych. Najpierw bali się, że lasy się skończą, a na państwowe nie wpuszczą krów wypasać. Później nastała II wojna światowa i proces likwidacji serwitutów przerwanoopowiada Tadeusz Wąsik.

 

W PRL o własności prywatnej nie było mowy. Z relacji mieszkańca Woli wynika, że ówczesny naczelnik powiatu, w obecności członków Rady Powiatowej, tak powiedział kierownikowi wydziału rolnictwa: „Towarzyszu, jak choć jeden ar ziemi w chłopskie ręce trafi, to nie ma dla was stołka”.

 

Lata `90 – kolejny powiew wolności, kolejna szansa

 

Dopiero w latach `90 XX wieku przyszła szansa  prawnego uregulowania serwitutów. W grudniu 1996  roku Tadeusz Wąsik i inni przedstawiciele grupy osób uprawnionej do pobierania serwitutów skierowali jedno z pierwszych pism do nadleśniczego Nadleśnictwa Biłgoraj o zawarcie umowy i o zniesieniu służebności leśnych. Biurokratyczna machina ruszyła. Serwitutantom przez myśl wtedy nie przeszło, że przez kolejne ćwierć wieku nie uda im się załatwić sprawy. Tadeusz Wąsik posiada dziś pokaźny neseser pełen pism, wniosków i dokumentów, które pojawiły się w sprawie.

W jednej z odpowiedzi Dyrekcja Generalnej Lasów Państwowych z listopada 2014 zawarto:

 

„Z uzyskanego stanowiska wynika, że nie ma przeszkód prawnych, aby stosunki pomiędzy uprawnionymi do serwitutu a Nadleśnictwem Biłgoraj trwały na dotychczasowych zasadach. Nadleśniczy Nadleśnictwa Biłgoraj stwierdził, że obowiązujący układ jest akceptowalny przez Nadleśnictwo”.

 

– Wiele czasu i pieniędzy poświęciliśmy na wyprostowanie tej sprawy i dalej nic. Może jakby jakiś prawnik się znalazł, który pomógł by nam napisać pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich, to coś by w końcu ruszyło mówi Tadeusz Wąsik.

 

Mężczyzna wyjaśnia, że na drodze do rozwiązania sprawy na przestrzeni lat stawały przeróżne problemy. Były też propozycje wypłaty ekwiwalentu pieniężnego, ale zdaniem Wąsika kwoty te w najmniejszym stopniu nie pokrywały wartości należnego im lasu.

 

– Mówili na przykład, że nie można nic zrobić, bo oryginalne tabele są nieprzetłumaczone z rosyjskiego. Ja po wsi chodziłem i pieniądze zbierałem na tłumacza, a te tabele okazało się, że leżały przetłumaczone w Archiwum w Lublinie dodaje nasz rozmówca.

 

O jak duże leśne działki chodzi?

Serwitutanci są w posiadaniu kopii strony „Książki Urządzeń Leśnych”, gdzie zawarto dane jakie obszary w latach `30 XX w. wyznaczono na przekazanie chłopom w ramach rekompensaty za zrzeczenie się praw do serwitutów. To w sumie 1154,74 ha lasów.

 

 Ciągle wydają drzewo zgodnie z carskim ukazem

 

Nadleśnictwa ciągle wywiązują się z postanowień carskiego ukazu.

Mieszkańcy wsi mają prawo do pobierania drewna, z którego można wyciąć kantówkę czy deski z przeznaczeniem na cele budowlane. Drewno to znajduje się na składnicy leśnej i jest przygotowane do wywozu. Wywóz drewna jest w gestii odbiorcy. Jedynymi kosztami jakie mieszkańcy ponoszą jest niewielka opłata za przygotowanie drewna, czyli koszty pozyskania i zrywki.  Rocznie to 129,3 m3 dla ok. 230 odbiorców.

 Mieszkańcy serwitutowych wsi drzewo pobierają, bo ja mówią: „lepsze to niż nic”. Nie tracą jednak nadziei, że w końcu uda im się całkowicie wyrwać spod obowiązującego ich XIX-wiecznego carskiego prawa.

– Może młodym się w końcu uda to załatwić. Chociaż teraz nawet jakby zdecydowali się przekazać nam las, to chyba same pniaczki nam dadzą, bo lasu tu i tak już praktycznie nie ma... – kwituje nasz rozmówca.

 

 

foto główne: Nadleśnictwo Biłgoraj

 

Natalia Račaitis

 

- Reklama -

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Nowa Gazeta Biłgorajska nie bierze odpowiedzialności za treść komentarzy.