Mulawa góra do 05.04.2024

- Reklama -

- Reklama -

Białogóra, czyli … Biłgoraj. Historyczny i ważny ślub

Wiecie o książce o Biłgoraju? Choć właściwie Biłgoraj jest tu tylko w domyśle, bo miejscowość w książce nazywa się Białogóra. A roli głównej bardzo ważny ślub. - Równie dobrze ów artykuł mógłby nosić tytuł „O świecie, którego już nie ma”, bo tak jak to wydarzenie z pewnej piosenki odnosi się do czasów „sprzed z górą stu lat” - pisze w Nowej Gazecie Biłgorajskiej Piotr Flor, prezes Biłgorajskiego Towarzystwa Regionalnego.

- Reklama -

Tym skarbem są wciąż żywe wspomnienia kogoś, kto przeżył je osobiście w naszym mieście. A był nim starszy brat noblisty Izaaka Baszewisa Singera – Izrael Joszua, tak samo słabo znany w Biłgoraju, jak ich wspólna siostra Hinde Ester Kreitman, choć cała trójka zajmowała się z powodzeniem pisarstwem. Nas oczywiście interesuje dzisiaj najstarszy z rodzeństwa, ponieważ to właśnie on pozostawił po sobie wspaniały romans – rzecz jasna z miastem nad Ładą w tle. Co prawda, jego nazwę zmienił na Białogórę, miejscowego lekarza Konrada Jureckiego (zm. w 1904), na Jareckiego a imię własnej matki na Serełe, która w tejże powieści, tak jak w rzeczywistości, była córką rabina i za syna innego nauczyciela gminy wyszła. Jedynie imiona tutejszych „mistrzów” są zgodne z prawdą, o czym autor z pewnością wiedział.

Ale najważniejszy w omawianej książce jest pewien ślub, który rzeczywiście się tu odbył w celu… uratowania biłgorajskich Żydów od „ewidentnej” klątwy oraz epidemii cholery, dziesiątkującej tę społeczność podczas I wojny światowej, za sprawą żołnierzy austriackich. Zatem fikcja literacka stała się poniekąd faktem i wciąż przypomina wszystkim mieszkańcom Biłgoraja o jego ciekawej historii, lecz nie tej, jaką znaliśmy z różnych współczesnych publikacji, tylko widzianej oczami niniejszej społeczności. A wszystko jedynie po to, by ukazać to specyficzne środowisko chasydzkie, które Izrael Joszua Singer opisał bez nostalgii i religijnej egzaltacji, z obnażeniem jego wad włącznie.

Mulawa wybory do 05.04.2024

Najpierw może kilka słów o tym autorze. Starszy prawie o 11 lat od laureata nagrody Nobla publicysta urodził się w naszym mieście 30 listopada 1893 roku. Od młodości zajmował się pisarstwem i miał na tym polu nie małe osiągnięcia. Zasłynął w Polsce książką, napisaną w języku jidysz, zatytułowaną Josie Kałb (Józio Cielak lub Cielę), wydaną w 1934 roku w stolicy. To właśnie w niej przedstawił niezwykle barwnie atmosferę panującą w Biłgoraju, pozornie pod koniec XIX, faktycznie na początku XX w., celowo mieszając fikcję z rzeczywistością, czy też zmieniając przydomki bohaterom, by ze względu na żyjących mieszkańców, nikogo nie urazić. (Choć niektórym bohaterom nadał prawdziwe imiona).

Już w 1933 roku udał się na zawsze do Ameryki. Napisał w swym życiu kilka znaczących książek, tj. Stal i żelazo, Bracia Aszkenazy, Towarzysz Nachman, Na obcej ziemi oraz na krótko przed śmiercią Rodzina Karnowskich. Dopiero w 1946 roku opublikowano jego cudowne wspomnienia z dzieciństwa, związane z naszą ziemią biłgorajską – Ze świata, którego już nie ma. Jego karierę przerwała nagła śmierć w 1944 roku w Nowym Jorku.

Przechodząc do owego świata, którego nie ma, chciałbym zaznaczyć, iż inspiracją do napisania Josie Kałb przez Izraela Singera były jego własne przeżycia, związane z naszym miastem, jak i z sytuacją panującą w jego rodzinie, począwszy od dziadka ze strony matki –Jakuba Mordechaja Zylbermana. Oto te realia. Gdy Zylbermanowie przybyli w 1883 roku do Biłgoraja, rabinem był tu wówczas Szmuel Engel (od 1877), następca wielce pobożnego Nachuma, syna Arje Jehudy Lejbowicza Palasta. Ten ostatni z kolei pełnił ów urząd, jako zięć poprzedniego lokalnego przywódcy – Izaaka Natana Note Berlinera, będącego biłgorajskim nauczycielem i administratorem gminy przez prawie 50 lat (tj. od 1810 do 1860 roku). Wypada dodać w tym miejscu, iż jego poprzednikami byli zaś Awigdor, syn Mosze Cwi oraz tenże Mosze, syn Szymszona Majzelesa z Żółkwi, ponieważ… wiele z wymienionych postaci, wraz z ich imionami, zostało wykorzystanych w tej interesującej powieści.

Dodaj szybkie ogłoszenie drobne na naszym portalu:

Kontynuując, z powodu ogromnej niechęci chasydów z Kongresówki do pobratymców z Galicji, pomimo ewidentnych korzeni biłgorajskich oraz powinowactwa, Szmuel Engel został w 1884 roku wydalony stąd przez naczelnika naszego powiatu i odwieziony do granicy Królestwa Polskiego, bo… pochodził właśnie z Cesarstwa Austriackiego. Jak możemy się domyśleć, otworzyło to drogę do urzędu rabina dziadkowi Singerów, który już wtedy był popierany przez biłgorajskich (a właściwie turzyskich) chasydów. I nic w tym dziwnego, gdyż w sprawach religijnych był bardzo zasadniczy, nie tylko odrzucał wszelkie nowinki kulturowe, lecz także sprzeciwiał się świeckim prądom ideowym, propagowanym wśród miejscowych Żydów. Również w jego domu jedynie on narzucał ton, co też czynił m.in. przez pielęgnowanie starych tradycji.

Jednym z przejawów tejże ortodoksji było całkowite lekceważenie a wręcz unikanie babki pisarzy, czy też wybór dla córki Batszewy męża, którym okazał się staromodny, przyszły rabin Pinkas Mendel Zinger z Tomaszowa Lubelskiego, co oczywiście ma odzwierciedlenie w losach postaci Nachuma z Josie Kałb. O jakiejkolwiek asymilacji za czasów dziadka Izraela Joszui nie mogło być zatem mowy, aczkolwiek mistykiem nie był. Zresztą do dzisiaj zdumiewa fakt, że otrzymał ów urząd od władz carskich, zdecydowanie przeciwnych „nielojalnym” chasydom, w dodatku przy „małej gramotności” w języku rosyjskim. Musiał wpływać na otoczenie, skoro sam naczelnik nazywał go „prawie świętym”.

Na potwierdzenie wyobcowania całej wspólnoty biłgorajskiej wypada tu przytoczyć przekaz mówiący o ślubie młodej Żydówki z Kozakiem Dońskim. (Takie małżeństwa bywały w mieście nawet wśród Polaków). Ponieważ szybko została przez niego porzucona, nie mogąc się z tym pogodzić, powiesiła się i straszyła po śmierci po całej ulicy Lubelskiej, tak że „nikt wieczorem tamtą ulicą sam nie chodził”. Tłumaczono to sobie zaś w ten sposób, że pragnie ona z powrotem być hebrajką i spocząć wśród swoich w kirkucie na Piaskach. W podobnym duchu pisał o sobie także sam Izrael Singer, który jako chłopak „lubił głaskać konie, jednak matka ciągle mu tego zabraniała, gdyż nie przystawało to człowiekowi studiującemu Talmud, a tym bardziej synowi i wnukowi rabina”. Jego dziadek, trzymający miejscową gminę na uboczu wydarzeń, musiał niestety przekazać kiedyś swój urząd. Stało się to dokładnie w 1913 roku. Niezgodnie z tradycją przejął ją wtedy… jego młodszy syn Icek, ku zrozumiałemu niezadowoleniu starszego brata Josefa i innych członków gminy.

Ale wtedy wybuchła I wojna światowa. Spory między Żydami biłgorajskimi o to, kto powinien być ich przywódcą, po zmarłym wkrótce Jakubie Mordechaju Zylbermanie (w 1916 w lubelskim szpitalu, gdzie szukał ratunku po zarażeniu się cholerą), trwały niestety dalej. Naocznym świadkiem tych waśni był sam późniejszy noblista Izaak Baszewis Singer, przebywający tu w 1917 roku z matką i młodszym bratem Mosze, gdyż starszy z rodzeństwa Singerów, spędzający dotąd wakacje (wraz z siostrą) w Biłgoraju, potem przestał przyjeżdżać. Jednak orientował się dobrze we wszystkim. Wiedział, że nie było już wśród jego krewnych ani dziadka, ani babki Chany z Dancygierów oraz ciotki Sary a o mało co również wuj Josef (pierwowzór rabina z jego powieści), nie pożegnałby się ze swoim życiem. Miał świadomość, że miasto zaczęło zmieniać swe oblicze, bo… pojawiła się kolejka wąskotorowa, łącząc je w końcu „ze światem”. Lecz mimo tego nieuniknione zmiany dokonywały się tutaj wolniej, gdyż „ich dziadek bronił Biłgoraja od nowinek, czemu sprzyjała duża odległość od kolei a wielu do czasu I wojny nigdy jej nie widziało. Ich obyczaje pochodziły jakby z innych epok”.

Przykładowo tutejsi Żydzi nadal modlili się trzy razy dziennie, wzywani już od rana przez szamesa (sługę bóżniczego), mężatki nosiły na głowach ogolonych do łysa!!! peruki (co znajduje odbicie w książce), nosili wciąż te same staromodne stroje a rabina traktowali niemal na równi z cudotwórczym cadykiem. Odnosiło się to zwłaszcza do dziadka Singerów, skoro na grobie jego syna rabina Josefa (zm. 5 marca 1926 roku), zachowanym do dzisiaj na Piaskach, widnieje taki napis: „syn znamienitego, pobożnego i znanego szeroko, jak tęcza, nauczyciela naszego, mistrza, pana Jakowa (Jakuba) Mordechaja, błogosławionej pamięci sprawiedliwego…”. Brakuje tu wprawdzie kilku innych epitetów, dotyczących seniora rabinów Zylbermanów, mianowicie „Geniusza z Maciejowa” (obok Porycka, gdzie urodziła się Batszewa a także Turzyska, znanej siedziby dynastii cadyków na Wołyniu), czy „Dyktatora z Biłgoraja”, ale to wystarczy, by dostrzec jego niewątpliwie znaczącą pozycję w tym mieście. Tyle, że już wtedy na owym ślicznym obrazie pojawiły się pierwsze rysy, ponieważ coraz częściej dochodziło tu do rozwodów wśród Żydów a dwie kobiety założyły nawet dom publiczny (lunapar) dla żołnierzy austro-węgierskich, o czym rzecz jasna wspomniał w swej powieści także Izrael Joszua. Według niego znajdował się on blisko… wymienionego wcześniej cmentarza w dzielnicy Piaski, o której zawsze źle mówiono.

Wspomniałem na początku, że jego fikcja jest dla nas bolesną prawdą i taką zostanie na zawsze. Wróćmy zatem do niej a właściwie do tytułowego ślubu. Po wybuchu epidemii cholery, przyniesionej do miasta przez Austriaków (pod koniec czerwca 1915 roku), właśnie z powodu wspomnianej ortodoksji, Żydzi zaczęli szukać winnego tego nieszczęścia pośród siebie. Wszyscy tropili odtąd grzesznika, który ściągnął na całą gminę tak okrutną zarazę, bo pochłonęła ona w ciągu kilku tygodni 2000 osób, z czego 500 wyznawców judaizmu, przez co chorych dosłownie odrywano od bliskich i izolowano w specjalnym domu… na Piaskach.

Znalazłszy winnego – właściwie niewinną kobietę w ciąży, w dodatku nie posiadającą męża, (bo ojcem dziecka był zapewne jeden z żołnierzy), w ramach powszechnej ekspiacji zainscenizowali wspólnie jej ślub… na kirkucie. I to w sensie dosłownym, co w przypadku tak zacofanej, aczkolwiek bogobojnej społeczności, było częstym sposobem na odczynienie zła – w końcu „tak ustawał czyjś grzech”. Co ciekawe, panna młoda nie była wcale staruszką, jak to podają lokalne źródła, lecz tylko lekko podstarzałą osobą, poza tym kaleką, a dokładniej półniemową, zwaną Cynią (w książce Josie Kałb zaś Cywią). Jeśli chodzi o pana młodego, miał nim być bliżej nieznany, milczący z powodu  pobożności, czy raczej w ramach pokuty za swoje grzechy a przy tym kompletnie załamany i rozdarty wewnętrznie, wskutek zmieniającego się szybko świata, zagubiony ok. czterdziestoletni chasyda.

Zresztą według powieści Izraela Joszui Singera nie powiedział on wtedy „Tak”, bo… nadal milczał i uciekł zaraz po ślubie. Jednak inni, chcąc mieć już tę sprawę za sobą a tym samym także przerażającą epidemię, twierdzili stanowczo, na czele z ówczesnym rabinem, iż taką odpowiedź wyraźnie usłyszeli. Nawet ten fakt z jego książki wskazuje dobitnie, że chodzi tu znowu o Jakuba Mordechaja, który w tym czasie już nie żył, podobnie jak rabin z jego powieści, zmarły właśnie w czasie ceremonii ślubnej. Na potwierdzenie tego wniosku dodam, iż do akcji „na jawie” wkroczyli wkrótce jego dwaj synowie, tj. prawdziwi wujowie Singera. Starszy z nich – Josef, po wyzdrowieniu oraz ustaniu epidemii stanął w końcu na czele biłgorajskiej gminy żydowskiej (jeszcze w 1917 roku) i kierował nią aż do śmierci.

Piotr Flor – prezes Biłgorajskiego Towarzystwa Regionalnego

Na zdjęciu: Israel Joshua Singer, brat noblisty – autor powieści Josie Kałb. Zdjęcie sprzed 1944

 

 

fot:

fot. zdjęcie ilustracyjne (https://sztetl.org.pl)

- Reklama -

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Nowa Gazeta Biłgorajska nie bierze odpowiedzialności za treść komentarzy.